Grzegorz Bereziuk: Od dzieciństwa interesujesz się koszykówką? Sądząc po Twoim wzroście to chyba pytanie retoryczne...
Paweł Leończyk: - Tak od razu to nie urosłem (śmiech). Kiedy zaczynałem grać w koszykówkę nie byłem wyższy od rówieśników. W Stargardzie Szczecińskim koszykówka była wówczas najbardziej popularnym sportem. Przez wiele lat utrzymywał się poziom ekstraklasy, nie brakowało dobrych wyników z wicemistrzostwem kraju na czele. Gdy nasza koszykówka miała najlepsze czasy wówczas zacząłem się tym interesować. Na początku byłem żywiołowym kibicem, a później rodzice zapisali mnie do grupy młodzieżowej. Wówczas zacząłem stawiać pierwsze kroki na parkiecie, ale z kibicowaniem się nie rozstałem.
Nie trudno się domyśleć, że okres gry w macierzystym klubie wspominasz bardzo miło.
- Dokładnie tak. Najprzyjemniej wracam do chwil gry w drużynie seniorów, która wówczas występowała w pierwszej lidze. Praktycznie każdy nasz wyjazd oznaczał podróż na drugi koniec Polski. Ze Stargardu Szczecińskiego musieliśmy przykładowo dojechać do Jarosławia, Łańcuta bądź Tarnobrzegu. Dwudniowe wyjazdy jednak nie demotywowały. Głównie dlatego, że mieliśmy zgraną polską ekipę. To były fajne czasy.
Najlepszy sezon w Twoim wykonaniu był chyba tym niedawno zakończonym. Wówczas z Energą Czarnymi Słupsk zakończyłeś rozgrywki tuż za podium.
- Uważam, że statystyki nie oddają wszystkiego co udało mi się osiągnąć. Na pewno jednak ten sezon był dla mnie najlepszy pod kątem sportowym. Otrzymywałem sporo minut na parkiecie, a także miałem swoją rolę w zespole. Na początku sezonu kiedy zespół był nieco inny niż ten, który kończył rozgrywki miałem większy wkład w poczynania ofensywne. Wówczas można powiedzieć, że statystyki miałem lepsze. Gdy wraz z nowymi graczami przyszedł trener Okorn stałem się zawodnikiem zadaniowym – z naciskiem na defensywę. Mimo że statystyki miałem wówczas słabsze, to spędzałem na parkiecie taką samą ilość minut. Uważam zatem, że trener Okorn także był ze mnie zadowolony.
Wisienką na torcie byłby medal mistrzostw kraju. Czegoś Czarnym jednak zabrakło…
- Być może po przegranej rywalizacji o finał w meczach o trzecie miejsce zeszło z nas trochę powietrze. Wyglądało jakby Anwil był bardziej zdeterminowany. Włocławianie mieli przewagę własnego parkietu. Podejrzewam, że gdyby ten atut należał do nas, to wówczas mielibyśmy większe szanse. We własnej hali prezentowaliśmy się bowiem dużo lepiej.
Ale już w pierwszym ćwierćfinałowym meczu postraszyliście PGE Turów i to w jego hali. Już wtedy zaczęliście myśleć o medalu?
- Szczerze myśleliśmy o krążku już w końcówce sezonu zasadniczego. Wówczas wygraliśmy osiem spotkań z rzędu. Nasza gra napawała optymizmem i nasze apetyty były rozbudzone. Potwierdził to pierwszy niesamowity mecz w Zgorzelcu. Takie spotkania są niezapomniane. Choć przebieg meczu na to nie wskazywał, to udało nam się wyszarpać zwycięstwo. Taki jest sport i na tym skorzystaliśmy. Z kolei przy stanie 2:2 schodząc do szatni na przerwę dysponowaliśmy w Zgorzelcu przewagą 11 punktów. Niestety coś się w nas zacięło. Mimo przegranej batalii nie mieliśmy się jednak czego wstydzić.
Turów skład na obecny sezon buduje w dużej mierze oparty na Polakach. Co sądzisz o takiej strategii?
- Cieszę się, że wreszcie klub stawia na dobrych polskich graczy, którzy będą mogli rywalizować o najwyższe cele w lidze i w pucharach. To duży plus dla Turowa. Swoją drogą nam zawodnikom będzie łatwiej się dogadać.
Na co liczysz podczas pobytu w Zgorzelcu?
- Trafiłem do zespołu gdzie będę mógł nauczyć się wiele dobrego. Są tutaj wysocy gracze, których będę mógł podpatrywać i wiele się od nich nauczyć. Mam tutaj na myśli Adama Wójcika, czy Roberta Witkę. Oczekuję także dobrego wyniku jako zespół. Chcę być potrzebny drużynie i jeśli otrzymam zadania do realizacji, to tak naprawdę moje indywidualne statystyki nie będą miały znaczenia.
Przed nami mistrzostwa Europy w koszykówce. Czego można oczekiwać od naszej reprezentacji?
- Mam nadzieję, że nasz zespół osiągnie dobry rezultat. A jak go sprecyzować? Czy będzie to wyjście z grupy, czy awans do dalszej fazy? Na odpowiedź musimy poczekać. W tym roku zebrał się bardzo dobry skład. Jeśli trener Katzurin wszystko dobrze poukłada, to będzie stać nas na odnoszenie zwycięstw.
Wkrótce zobaczymy Ciebie w koszulce z orłem na piersi?
- Wierzę, że tak! Taki mam plan, aby krok po kroku iść do przodu. Mimo że byłem na pierwszych zgrupowaniach, to szansa na grę w reprezentacji w tym roku była niewielka. Na mojej pozycji jest wielu znakomitych koszykarzy. Nie składam jednak broni i będę pracował na swoją szansę.