Paszport dla reprezentacji czy dla samego Geoffrey'a Groselle'a? [KOMENTARZ]

Geoffrey Groselle chce do polskiej reprezentacji. Pytanie jest jednak inne. Czy polska reprezentacja potrzebuje Geoffrey'a Groselle'a? Czy potrzebuje zawodnika właśnie na taką pozycję?

Krzysztof Kaczmarczyk
Krzysztof Kaczmarczyk
Geoffrey Groselle WP SportoweFakty / Karol Słomka / Na zdjęciu: Geoffrey Groselle
We wtorek odbyła się gala Energa Basket Ligi i podczas jej trwania prezes PLK S.A. i PZKosz Radosław Piesiewicz "sprzedał" hita.

- Razem z Geoffrey'em Grosellem wystąpiliśmy o paszport Polski. Mamy więc nadzieję, że niedługo będzie reprezentował barwy naszego kraju. Tak mu się spodobało w Polsce, że postanowił, że chce zostać i grać dla naszej reprezentacji - przyznał Piesiewicz.

Naturalizowanie Amerykanów i ich późniejsza gra dla reprezentacji krajów to w ostatnich latach zabieg zupełnie normalny, na który pozwalają przepisy FIBA. Każda kadra ma niejako do wykorzystania jedno miejsce w składzie dla takiego gracza.

ZOBACZ WIDEO: #dziejsiewsporcie: wypadek za wypadkiem. Tak wyglądał wyścig w Genk

Reprezentacja Polski również z tego korzystała. W ostatnich latach z orzełkiem na piersi grali tacy zawodnicy, jak m.in. David Logan, Thomas Kelati czy A.J. Slaughter. Co łączy tych graczy? Zawsze były to pozycje obwodowe, bo tam była największa potrzeba. I wydaje się, że nic w tej materii się nie zmieniło. Dlatego po co Polsce Geoffrey Groselle?

Amerykanin ma 28 lat, mierzy 213 centymetrów i występuje na pozycji środkowego. Umiejętności nie można mu odmówić - w debiutanckim sezonie w Energa Basket Lidze został MVP rundy zasadniczej, a rozgrywki zakończył ze średnimi na poziomie 17,2 punktu, 8,3 zbiórek, 2,1 asysty i 1,1 przechwytu.

Nasza kadra nie może jednak narzekać na to, co ma pod koszem. Zwłaszcza patrząc na kolejne lata. Na liście do poważnego grania w reprezentacji są 24-letni Dominik Olejniczak, 23-letni Aleksander Dziewa, 21-letni Adrian Bogucki czy 20-letni Aleksander Balcerowski. To za chwilę może być kłopotem bogactwa.

Od lat realnym i najpoważniejszym problemem był zawodnik na pozycję rozgrywającego, który dodatkowo potrafi zdobywać punkty. Właśnie z tych dwóch funkcji w ostatnich latach wywiązywał się Slaughter. Najlepiej pokazały to ostatnie eliminacje do EuroBasketu, gdzie - wyłączając ostatni mecz "o nic" - notował 27,3 punktu na mecz.

I nie widać niestety nikogo, kto mógłby wejść w jego buty. Kadra potrzebuje takiego właśnie Slaughtera, który da pewność i jakość. Który zabezpieczy obwód i będzie w stanie kreować grę m.in. właśnie ze środkowymi. Dodatkowo będzie też w stanie samemu wziąć ciężar zdobywania punktów na swoje barki.

Łukasz Kolenda na razie jest melodią przyszłości, bo brak mu ogrania w kadrze czy Europie. Marcel Ponitka to gracz o zupełnie innym profilu niż Slaughter. Dodać również należy, że kadra pod wodzą Mike'a Taylora niekoniecznie gra taką koszykówkę, w której najlepiej czuje się Groselle. Tam nie ma za dużo gry "tyłem do kosza", w czym Amerykanin czuje się najlepiej i czego dostawał najwięcej od Żana Tabaka w Enea Zastalu BC Zielona Góra.

Jedno jest pewne - na polskim paszporcie najbardziej zyska... sam Groselle. Taki dokument daje mu nowe możliwości, otwiera drogę do lepszych kontraktów i solidniejszych zarobków - tak w Polsce, jak i całej Europie.

Zobacz także:
Adam Waczyński nie zawodzi w kluczowych meczach Unicaji Malaga
Dramatyczny bój bez happy-endu. Michał Sokołowski zakończył sezon we Włoszech

Czy reprezentacja Polski potrzebuje naturalizowanego środkowego?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×