We wtorek odbyła się gala Energa Basket Ligi i podczas jej trwania prezes PLK S.A. i PZKosz Radosław Piesiewicz "sprzedał" hita.
- Razem z Geoffrey'em Grosellem wystąpiliśmy o paszport Polski. Mamy więc nadzieję, że niedługo będzie reprezentował barwy naszego kraju. Tak mu się spodobało w Polsce, że postanowił, że chce zostać i grać dla naszej reprezentacji - przyznał Piesiewicz.
Naturalizowanie Amerykanów i ich późniejsza gra dla reprezentacji krajów to w ostatnich latach zabieg zupełnie normalny, na który pozwalają przepisy FIBA. Każda kadra ma niejako do wykorzystania jedno miejsce w składzie dla takiego gracza.
ZOBACZ WIDEO: #dziejsiewsporcie: wypadek za wypadkiem. Tak wyglądał wyścig w Genk
Reprezentacja Polski również z tego korzystała. W ostatnich latach z orzełkiem na piersi grali tacy zawodnicy, jak m.in. David Logan, Thomas Kelati czy A.J. Slaughter. Co łączy tych graczy? Zawsze były to pozycje obwodowe, bo tam była największa potrzeba. I wydaje się, że nic w tej materii się nie zmieniło. Dlatego po co Polsce Geoffrey Groselle?
Amerykanin ma 28 lat, mierzy 213 centymetrów i występuje na pozycji środkowego. Umiejętności nie można mu odmówić - w debiutanckim sezonie w Energa Basket Lidze został MVP rundy zasadniczej, a rozgrywki zakończył ze średnimi na poziomie 17,2 punktu, 8,3 zbiórek, 2,1 asysty i 1,1 przechwytu.
Nasza kadra nie może jednak narzekać na to, co ma pod koszem. Zwłaszcza patrząc na kolejne lata. Na liście do poważnego grania w reprezentacji są 24-letni Dominik Olejniczak, 23-letni Aleksander Dziewa, 21-letni Adrian Bogucki czy 20-letni Aleksander Balcerowski. To za chwilę może być kłopotem bogactwa.
Od lat realnym i najpoważniejszym problemem był zawodnik na pozycję rozgrywającego, który dodatkowo potrafi zdobywać punkty. Właśnie z tych dwóch funkcji w ostatnich latach wywiązywał się Slaughter. Najlepiej pokazały to ostatnie eliminacje do EuroBasketu, gdzie - wyłączając ostatni mecz "o nic" - notował 27,3 punktu na mecz.
I nie widać niestety nikogo, kto mógłby wejść w jego buty. Kadra potrzebuje takiego właśnie Slaughtera, który da pewność i jakość. Który zabezpieczy obwód i będzie w stanie kreować grę m.in. właśnie ze środkowymi. Dodatkowo będzie też w stanie samemu wziąć ciężar zdobywania punktów na swoje barki.
Łukasz Kolenda na razie jest melodią przyszłości, bo brak mu ogrania w kadrze czy Europie. Marcel Ponitka to gracz o zupełnie innym profilu niż Slaughter. Dodać również należy, że kadra pod wodzą Mike'a Taylora niekoniecznie gra taką koszykówkę, w której najlepiej czuje się Groselle. Tam nie ma za dużo gry "tyłem do kosza", w czym Amerykanin czuje się najlepiej i czego dostawał najwięcej od Żana Tabaka w Enea Zastalu BC Zielona Góra.
Jedno jest pewne - na polskim paszporcie najbardziej zyska... sam Groselle. Taki dokument daje mu nowe możliwości, otwiera drogę do lepszych kontraktów i solidniejszych zarobków - tak w Polsce, jak i całej Europie.
Zobacz także:
Adam Waczyński nie zawodzi w kluczowych meczach Unicaji Malaga
Dramatyczny bój bez happy-endu. Michał Sokołowski zakończył sezon we Włoszech