Walczą nie tylko z rywalami, ale i z potężnymi problemami kadrowymi. "Nie możemy trenować pięć na pięć"

Sytuacja kadrowa w GTK jest bardzo zła, by nie powiedzieć - tragiczna. Klub nie może jednak zbytnio liczyć na pozyskanie nowych graczy. - Mamy związane ręce - przyznaje Robert Witka. Pomimo przeciwności, gliwiczanie odnieśli drugą wygraną z rzędu.

Piotr Dobrowolski
Piotr Dobrowolski
Adam Ramstedt WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Na zdjęciu: Adam Ramstedt
W ostatniej kolejce Energa Basket Ligi drużyna GTK Gliwice pokonała na wyjeździe HydroTruck Radom 94:82. Rozpoczęło się bardzo przyjemnie - tuż przed pierwszym podrzutem piłki trener gości, Robert Witka, przy aplauzie kibiców otrzymał prezent od prezesa swojego byłego już klubu, Piotra Kardasia, oraz właściciela, Zbigniewa Sitkowskiego - w podziękowaniu za osiem lat pracy. Przez pierwszych pięć sezonów Witka był przecież zawodnikiem, a przez kolejne trzy - szkoleniowcem radomskiej drużyny.

- Chciałbym na wstępie podziękować za ciepłe przyjęcie i za prezent od właściciela i prezesa, to bardzo miły upominek z ich strony. Jestem szczęśliwy, nie ukrywam, że był to szczególny dla mnie mecz. Spędziłem tutaj osiem lat i tym bardziej jestem szczęśliwy, że mogę wyjeżdżać stąd jako wygrany - przyznał po zakończeniu zawodów.

Muszą grać prostą i odważną koszykówkę

Na parkiecie tak miło już jednak nie było. Szczególnie trudne zadanie stanęło właśnie przed Witką, który miał mocno ograniczoną rotację. Mógł korzystać z zaledwie siedmiu koszykarzy. - Mamy ogromne problemy kadrowe, część zawodników gra na nie swoich pozycjach, w związku z czym musimy grać prosty basket, ale też bardzo odważny, ponieważ nie możemy sobie pozwolić na jakieś układanie systemu - podkreślił trener GTK.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tego byś się nie spodziewał po trenerze Roberta Lewandowskiego

- Nie możemy trenować nawet pięć na pięć, więc gratulacje dla moich zawodników, że wytrzymali tę presję, szczególnie w ostatniej kwarcie, też świetna kontrola gry przez naszych zawodników, tylko 10 strat popełnionych w takim meczu i przy takim nacisku to jest naprawdę dobry wynik - dodał.

Transfer last minute "wartością dodaną"

- Nie możemy korzystać z czterech zawodników, więc sytuacja jest bardzo zła - powtórzył Witka. Na kilkadziesiąt godzin przed pojedynkiem w Radomiu klub z Gliwic zakontraktował, na razie w ramach krótkoterminowej, 6-tygodniowej umowy, Artura Mielczarka. Ten spędził na boisku prawie 25 minut, w trakcie których zdobył cztery punkty. Trener był bardzo zadowolony z postawy nowego podopiecznego.

- Prawdopodobnie gdyby nie udało się dołączyć Artura do składu przed tym meczem, to byłoby bardzo ciężko. Może po statystykach tego nie widać, ale Artur dał nam bardzo dużo w tym meczu, przede wszystkim mogliśmy dać usiąść czołowym graczom na dwie minuty na ławkę. Pokazał to, w czym jest zawsze znakomity, czyli grę w obronie, dużo walki. To była też taka iskierka, której nam brakowało, czyli dużo waleczności - zaznaczył szkoleniowiec.

Powiększenie składu właściwie niemożliwe

Witka nie ukrywał, że on i współpracownicy mają mocno ograniczone pole manewru, jeśli chodzi o ewentualne dokooptowanie do składu nowych zawodników. - Mamy trochę związane ręce, bo mamy pięciu obcokrajowców, a też na naszym rynku liczba graczy dostępnych jest mocno ograniczona, więc czekamy na powroty zawodników, którzy są kontuzjowani - zapowiedział.

Być może do kolejnego spotkania, które GTK rozegra w najbliższą niedzielę, z Polskim Cukrem Pszczółką Start Lublin, część koszykarzy wróci do treningów. - Dobrze się składa, bo mamy 10 dni przerwy do następnego meczu - zakończył Witka.

Czytaj także:
>> Szaleństwo na rynku: niemal wszyscy chcą transferów! Sprawdź najnowsze doniesienia
>> "Jest głodny sukcesów". Legia potwierdziła transfer nowego rozgrywającego

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×