Bez Atkinsa ani rusz! Śląsk Wrocław - Prokom Trefl Sopot 92:85

Mistrz Polski poległ we Wrocławiu 85:92, a katem sopocian okazał się ich były gracz - Rashid Atkins, który był o krok od triple-double, notując 15 punktów, 12 asyst i 9 przechwytów.

Amerykanin bezlitośnie obnażył brak klasowego rozgrywającego w zespole Prokomu. Sopocianie momentami nie potrafili rozegrać ani jednej składnej akcji, tracąc piłkę za piłką. Na nic tym razem zdała się dobra gra Donatasa Slaniny (23 punkty, 4x3), bo świetną skutecznością popisał się tym razem Torrell Martin (25 pkt, 7x3).

Początek spotkania wcale nie przemawiał jednak za gospodarzami. Pod koszem brylował Jovo Stanojević, a na czyste pozycje łatwo wychodzili Milan Gurović i Slanina, więc Prokom prowadził już 9:0 i 17:8. Po punktach Krzysztofa Roszyka było nawet 24:14, ale od tego momentu coś drgnęło w drużynie Śląska. Najpierw zupełnie niepotrzebny faul w ostatniej sekundzie pierwszej kwarty popełnił Simonas Serapinas, a trzy osobiste wykorzystał Andrius Giedraitis, a tuż po krótkiej przerwie świetnie zagrał Atkins i Radosław Hyży, który po 4 punktach zdobytych z kontry doprowadził do remisu po 28. Wrocławianie poszli za ciosem, kolejne punkty zdobył Oliver Stević i Hyży, a po "trójce" Martina miejscowi odskoczyli na 37:29. Końcówka kwarty nalezała jednak minimalnie do sopocian, którzy wygrali ją 7:2 i po 20 minutach przegrywali tylko 44:46.

Do remisu kilka sekund po wznowieniu gry doprowadził Gurović, ale przez kolejne kilka minut na parkiecie rządzili wrocławianie. Serbski skrzydłowy kolejne punkty zdobył dopiero w ostatniej sekundzie tej kwarty, bo wcześniej świetnie krył go Bartosz Diduszko. W ofensywie znów punktowało trio Martin - Atkins - Stević, ale ostatnie 7 punktów należało do przyjezdnych, którzy przed ostatnią odsłoną wciąż mieli szansę na zwycięstwo, przegrywając tylko 67:71. Przełomowym momentem spotkania była kontuzja kolana Igora Milicicia, której chorwacki rozgrywający nabawił się już na początku 4. kwarty. Mimo tego Prokom długo pozostawał w grze, głównie dzięki niezmordowanemu Slaninie, który po akcji 3+1 wyprowadził swój zespół na prowadzenie 80:79, a po dwóch osobistych Stanojevicia było już 82:79. Do ponownego remisu akcją 2+1 doprowadził Stević, a po 4 punktach z rzędu Atkinsa znów lepszy był Śląsk (86:85). Do końca meczu punkty zdobywali już tylko gospodarze, pieczętując zasłużone zwycięstwo.

- Wiedzieliśmy, że główną bronią wrocławian jest szybka gra z kontry, a mimo to pozwoliliśmy im na to. Poza tym popełniliśmy za dużo prostych błędów i nie pozostaje nic innego, jak pogratulować rywalom - przyznał po spotkaniu Slanina. - Nie da się wygrywać takich spotkań bez rozgrywającego. Może dla kibiców był to ciekawy mecz, ale dla nas nie - wtórował mu trener Tomas Pacesas. - Mecz rozstrzygnęła rywalizacja obrońców, a tych mamy jednych z najlepszych w Polsce. Poza tym cieszę się, że to na koncie mojej drużyny widnieje aż 18 przechwytów i 22 asysty, co oznacza, że gramy szybko i zespołowo - cieszył się Rimas Kurtinaitis.

Do poziomu spotkania tradycyjnie już nie dostosowali się sędziowie, których karygodne błędy często psuły atmosferę sportowego święta.

Kwarty:

(17:24, 29:20, 25:23, 21:18)

Punkty:

Śląsk: Torrel Martin 25, Oliver Stević 21, Rashid Atkins 15, Jared Homan 12, Radosław Hyży 6, Dominik Tomczyk 4, Andrius Giedraitis 3, Aivaras Kiausas 2, Dewan Robinson 2, Kamil Chanas 1, Bartosz Diduszko 1.

Prokom: Donatas Slanina 23, Milan Gurović 20, Jovo Stanojević 14, Igor Milicić 9, Pape Sow 7, Filip Dylewicz 6, Tomas Masiulis 4, Krzysztof Roszyk 2, Simonas Serafinas 0, Przemysław Zamojski 0.

Źródło artykułu: