Wszystko oczywiście zależeć będzie od wyniku, który osiągnie Miami Heat. Jeśli mistrzowie NBA sprzed trzech lat ugrają coś więcej niż tylko awans do play off, to wielce prawdopodobne, że Dwyane Wade zostanie na Florydzie. Będzie w takim wypadku mógł namawiać innych znanych gwiazdorów (Chris Bosh, Carlos Boozer) do przyłączenia się do Żaru.
Jeśli jednak Heat przydarzy się tak słaby sezon jak przed dwoma laty (bilans 15-67), to Flash raczej podziękuje za współpracę i uda się do zespołu walczącego o wyższe cele. Nie od dzisiaj mówi się, że pierwsi w kolejce po Wade’a są Chicago Bulls. Drużyna ze stanu Illinois ze wschodzącą gwiazdą ligi Derrickiem Rose będzie miała w przyszłym roku pieniądze na zakontraktowanie zawodnika z najwyższej półki.
Król strzelców poprzedniego sezonu nie chce na razie zdradzać, gdzie mógłby zagrać po ewentualnym odejściu z Miami. - Jeżeli bym ujawnił tą informację, artykuły na mój temat nie byłby już takie ekscytujące. Nie mielibyście już o czym pisać - przyznał 27-letni strzelec.
- Po pierwsze, kocham cały ten klub. Począwszy od właściciela Mickey’a Arisona i wszystkich innych ludzi. Mogę ten klub uznać za wzór dla innych. To jest mój dom od sześciu lat i lubię tu przebywać. To nie moja wina, że Miami wybrało mnie w drafcie przed Chicago - powiedział Wade, który urodził się i wychowywał właśnie w Wietrznym Mieście.