Michał Fałkowski: Z jednej strony żal, że rozstajecie się z Mistrzostwami Europy, ale z drugiej, żegnacie się z turniejem nie będąc chyba do końca przegranymi...
Heiko Schaffartzik: Dokładnie tak jest, jak mówisz. Pozostawiamy po sobie dobre wrażenie, bo walczyliśmy w każdym meczu do samego końca, lecz niestety czegoś zabrakło. Czego? Moim zdaniem doświadczenia, ale to zrozumiałe, bo jesteśmy bardzo młodym zespołem, który dopiero się uczy. I wygrywać ma w przyszłości, co wszyscy w Niemczech świetnie rozumieją.
Mimo wpadki z Macedonią, do ostatniego spotkania zachowaliście szanse na awans do ćwierćfinału. A w nim byliście o krok, może dwa od sukcesu...
- Tak, ale nie udało nam się pokonać Chorwacji. Jestem pełen uznania dla tego zespołu, bo zagrali bardzo dobrze dokładnie wtedy, gdy trzeba było odmienić losy meczu. A to trafili jakąś trójkę, a to udanie weszli na kosz. Klasowy zespół, choć moim zdaniem wszystko co najlepsze, dopiero przed nimi.
Tak, jak cały zespół, również i pan pozostawił po sobie bardzo dobre wrażenie...
- Robiłem wszystko, co w mojej mocy by pomóc drużynie. Trener mi zaufał, a ja starałem się odwdzięczyć za to zaufanie na parkiecie. Miałem momenty lepsze i słabsze, ale ogólnie chyba mogę być z siebie zadowolony. Nie licząc Uniwersjady z Bangkoku dwa lata temu, to była moja pierwsza poważna impreza. Bardzo cieszę się, że mogłem grać w Polsce.
Większość dziennikarzy, z którymi rozmawiałem jest zgodna. Jeśli mamy mówić o kimś jako o objawieniu turnieju, to tylko o panu...
- To bardzo miłe słowa i za nie serdecznie dziękuję. Cieszę się, że moja ciężka praca nie idzie na marne i jest doceniana. Mam nadzieję, że tak samo odbierają moją grę kibice, choć ja tak nie uważam. Mówiłbym z pewnością inaczej, gdybyśmy awansowali dalej.
Błyszczał pan przede wszystkim w rzutach z dystansu. Przeciwko Grecji i dziś przeciwko Chorwacji oddawał pan po pięć trójek i piłka każdorazowo wpadała do kosza. Ogółem zanotował pan fantastyczną skuteczność 55 procent - 17 celnych na 31 oddanych. Jaką upatrywałby pan w tym przyczynę?
- Czułem, że jestem w stanie trafiać. Takie rzeczy czuje każdy koszykarz. Po prostu czasami wchodzisz na parkiet i jesteś apatyczny, mało przebojowy, piłką skręca w każdą możliwą stronę, ledwo odbija się o obręcz. Innym razem jednak już w chwili trzymania piłki wiesz, że jak oddasz rzut to na pewno będzie celny. Myślę, że po prostu wszedłem z formą.
Jeszcze nie tak dawno grywał pan w lidze regionalnej. Licząc od zeszłego sezonu, chyba rozpoczęła się dla pana dobra passa?
- Dokładnie tak jest. Wszystko zmieniło się, gdy prosto z ligi regionalnej nagle znalazłem się w składzie Ludwigsburga. Następnie trafiłem do ekipy z Giessen, gdzie zyskałem uznanie w oczach tamtejszego trenera. Chcę jednak grać o najwyższe cele, więc nowy sezon spędzę w Brunsziwku...
...gdzie trenerem jest znany nam w Polsce Sebastian Machowski...
- Ja go pamiętam przede wszystkim jako kapitalnego zawodnika, niezwykłego strzelca, który grając o najwyższe cele w całej Europie, poznał detale koszykówki. Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie układała się komfortowo.
To na koniec poproszę jeszcze o małą prognozę. Kto zostanie mistrzem Europy?
- Nie widziałem innych zespołów w akcji poza tymi, przeciwko którym grałem. Wiem jedynie, że żadnego meczu nie przegrała Turcja... Stawiam jednak na Francję. Oni również nie doznali porażki, są w ciągu meczowym, od dawna walczą o punkty i grają naprawdę efektywną koszykówkę. Liczyć się będą również Chorwaci oraz Grecy.