W tym artykule dowiesz się o:
Wojciech Barycz - Arkadia Traiskirchen Lions (Austria)
Wojciech Barycz wywodzi się z pokolenia Macieja Lampe i Marcina Gortata. Błyszczał w zespole SMS-u Warka, co zaowocowało transferem do słynnego Benettonu Treviso. Tam jednak nie miał zbyt wielu szans żeby rozwinąć skrzydła i kto wie czy przejście do Włoch nie było błędną decyzją w jego karierze. Barycz jako nastolatek mimo 205 cm wzrostu imponował skutecznością zza łuku, a także nieźle radził sobie pod samym koszem. Po trwającym cztery sezony włoskim epizodzie wrócił do Polpaku Świecie, ale tam wystąpił tylko w 2 meczach. Zaczęły się problemy z kontuzjami i kolejne zmiany klubów. Tak naprawdę największym wrogiem Barycza były właśnie kontuzje. Kiedy wyleczył jedną na przeszkodzie stawała kolejna. W zeszłym roku występował na pierwszoligowych parkietach w zespole z Torunia. Przed obecnym sezonem wydawało się, że zagra w Sosnowcu, ale ostatecznie znów wyjechał na granicę, tym razem do Austrii gdzie występuje w Arkadia Traiskirchen Lions. Notuje średnio 8,8 punktu i 3,6 zbiórki.
Tomasz Kęsicki to kolejny zawodnik, który uważany był za wielki talent. W kadrach młodzieżowych występował razem z Maciejem Lampe i Marcinem Gortatem, którzy zrobili wielkie kariery, a on niestety dziś już nie gra w koszykówkę. Kęsicki w przeszłości występował w rezerwach słynnej Pamesy Walencja, ale duży wpływ na jego karierę miały trapiące go kontuzje, które wyeliminowały go ostatecznie ze sportu. Po hiszpańsko-włoskiej przygodzie wrócił do Polski i występował w drużynach Sportino, Stelmetu czy Kotwicy. Swój ostatni sezon 2011/12 w TBL spędził właśnie w Kołobrzegu gdzie rzucał średnio 7,3 punktu oraz zbierał niespełna 5 piłek z tablic.
Marcin Kosiński - Zagłębie Sosnowiec (I liga)
Bardzo ciekawy przypadek w polskim baskecie. Najpierw do 17 roku życia był Marcinem Kosińskim, ale zasłynął pod nazwiskiem Iwo Kitzinger, który dał się poznać szybki obrońca z niezłym ciągiem na kosz. W 2007 roku wygrał nawet konkurs rzutów za 3 punkty odbierając tytuł samemu Andrzejowi Plucie. Jego dobra gra w PLK zaowocowała w tym samym roku powołaniem na hiszpański EuroBasket. Tam jednak Kitzinger przysporzył sobie problemów przez flirt z napotkaną Hiszpanką, ale wątki obyczajowe zostawmy z boku. Po powrocie z ME jego kariera jednak zwolniła. W PGE Turowie nie notował już tak dobrych występów, ale odrodził się w Treflu Sopot. Kiedy wszystko wracało na odpowiednie tory znów coś się zacięło. Wystąpił w programie Top Model gdzie zasłynął rozbieraną sesją zdjęciową z uczestniczkami programu. W międzyczasie znów stał się Marcinem Kosińskim, a nawet zniknął na rok z polskich parkietów. Odnalazł się w Śląsku Wrocław, ale okazało się, że ma ważny kontrakt z Rosą Radom i ostatecznie wylądował... w Polpharmie! Obecnie jest jednym z liderów pierwszoligowego Zagłębia Sosnowiec, ale miał naprawdę papiery żeby stać się czołowym polskim obrońcą na długie lata, ale w parze z umiejętnościami w jego przypadku szedł trudny do okiełznania charakter.
Kolejny zawodnik, który pierwsze koszykarskie szlify stawiał w Warce, a później w Kozienicach w tamtejszych SMS-ach. Mając 19 lat rzucał o 10 punktów więcej od chociażby Chylińskiego, z którym grał w jednym zespole, a który dziś jest gwiazdą TBL. Miał znakomicie ułożoną rękę przez co z łatwością dziurawił kosz rzutami z dystansu. Po świetnym sezonie w Szkole Mistrzostwa Sportowego zabiegały o niego czołowe polskie zespoły, ale on przeniósł się do Canisius College, w którym dziś występuje Jan Grzeliśnki. W USA nadano mu nawet przydomek "polski karabin", ale po powrocie do Polski karabin coraz częściej się zacinał. W Treflu nie przebił się w rotacji i grał bardzo mało, ale później trafił do ŁKS-u Łódź. Tam spisywał się już znacznie lepiej, ale okazało się, że był to jego ostatni sezon na poziomie TBL. Szkoda, bo Paweł naprawdę mógł stać się klasowym zawodnikiem na pozycji rzucającego obrońcy, z którą od zawsze mieliśmy problem.
Wojciech Myrda
Jest synem Zdzisława Myrdy - legendy rzeszowskiej koszykówki i kadry Polski. Zanim do NBA trafił Cezary Trybański nie mówiąc już o Macieju Lampe czy Marcinie Gortacie to właśnie Wojciech Myrda miał być pierwszym Polakiem, o którym stanie się głośno właśnie za sprawą angażu w najlepszej lidze świata. Pochodzący z Rzeszowa i mierzący 216 cm koszykarz został nawet rekordzistą bloków w historii NCAA pozostawiając w tyle takich zawodników jak Tim Duncan, Alonzo Mourning, Shaquille O'Neal, a nie wspominając już o Dikembe Mutombo czy Davidzie Robinsonie. To jednak było za mało na NBA. Myrda zresztą od zawsze był raczej specjalistą od gry w defensywie, bo w ataku nigdy nie błyszczał. Po zakończeniu kariery na uniwersytecie Louisiana–Monroe trafił do Rosji, a później zagrał jeszcze w Rzeszowie oraz słowackim Spisska Nova Ves.
Tomasz Nowakowski - Pogoń Prudnik (I liga)
Kolejny wysoki, z którym wiązano bardzo dużo nadzieję. W 2007 roku podpisał kontrakt z Olimpią Lublana, ale wobec problemów zdrowotnych wypożyczono go do drugoligowego klubu Luka Koper gdzie średnio notował 8,4 punktu oraz 3,8 zbiórki. W aklimatyzacji na Słowenii pomagał mu Kamil Pietras, który również był związany kontraktem z Olimpią. Po słoweńskim epizodzie powrócił do Polski i znalazł miejsce w Starcie Gdynia prowadzonym przez Pawła Turkiewicza. Po sezonie w Trójmieście powędrował do Wrocławia dokąd ściągnął go ponownie Turkiewicz. Tam pomógł WKK w awansie do I ligi, ale niestety po raz kolejny na przeszkodzie stanęły kontuzje. Poprzedni rok musiał uznać za stracony i przeszedł operację, ale wrócił już do basketu i coraz lepiej spisuje się w Pogoni Prudnik, która występuje na zapleczu TBL.
Bardzo zawiła jest historia urodzonego w Jędrzejowie Łukasza Obrzuta. Mierzący 215 cm wzrostu koszykarz granie na poważnie zaczął w Bytomiu, ale widząc jego nieprzeciętne warunki trenerzy szybko zaproponowali mu grę w Warce w tamtejszym SMS-ie. Po trzech latach spędzonych w Szkole Mistrzostwa Sportowego, w której w najlepszym sezonie notował nieco ponad 6 punktów, postanowił spróbować swoich sił za oceanem. Trafił do Kentucky Wildcats, gdzie rozegrał cztery sezonie w czasie, których w 123 meczach uzbierał tylko 196 punktów i 135 zbiórek. Słabe statystyki nie przeszkodziły mu w podpisaniu wstępnego kontraktu w klubie NBA - Indiana Pacers. Jednak przygoda z NBA jak szybko się zaczęła, tak szybko się skończyła i ostatecznie Obrzut wrócił do kraju i rozegrał jeszcze sezon w Sportino Inowrocław. Mówiło się jeszcze o jego zainteresowaniu ze strony działaczy PGE Turowa, ale ostatecznie sam zawodnik nie zdecydował się na grę w Zgorzelcu.
Pietras przygodę z koszykówką rozpoczynał w Ochocie Warszawa, ale bardzo szybko trafił do słynnej Olimpii Lublana. Tam zdołał nawet zadebiutował w Eurolidze i Lidze Adriatyckiej, a w roku 2007 wobec kontuzji innych graczy w trybie awaryjnym powołano do kadry na hiszpański EuroBasket. - Już przed mistrzostwami Europy w Hiszpanii zaczęły się problemy z kolanami. Od młodego wieku sporo trenowałem i rozegrałem dużo spotkań. Z perspektywy czasu myślę, że było tego po prostu za dużo, szczególnie dla mnie - szczupłego chłopaka z nie do końca wykształconym układem mięśniowo-szkieletowym. Do tego miałem problemy z niepoprawnymi wzorcami ruchowymi, których żaden z moich ówczesnych trenerów nie rozpoznał - przyznaje Pietras. Pietras miał naprawdę warunki żeby stać się klasowym podkoszowym, ale niestety częściej niż na parkiecie pojawiał się w gabinetach lekarskich. - Byłem operowany cztery razy, każdy trening i mecz wiązał się z ogromnym bólem, a ja nie byłem już w stanie rywalizować na satysfakcjonującym dla mnie poziomie - dodaje. Ostatni sezon na parkiecie spędził w AZS Politechnice Warszawa, ale podjął decyzję o zakończeniu kariery. - Podjąłem decyzję, że czas zająć się czymś innym. Obecnie jestem asystentem trenera w amerykańskiej szkole Mountain Mission School w Grundy, gdzie razem z Pawłem Mrozikiem, który jest pierwszym trenerem, budujemy elitarny program koszykarski - wyjaśnia były zawodnik. - Było mnóstwo miłych wspomnień, ciężko mi wybrać jedno. Tęsknię bardzo za samą grą i byciu częścią drużyny. Dopiero po zakończeniu kariery uświadomiłem sobie jak bardzo kocham ten sport - kończy Kamil Pietras.
Sebastian Szymański - Wikana Start Lublin (TBL)
Jedynym w naszym zestawieniu zawodnikiem, który biega jeszcze po parkietach TBL jest Sebastian Szymański. Utalentowany rzucający, o którym kibice szerzej usłyszeli kiedy pojawił się na campie dla najzdolniejszych graczy młodego pokolenia organizowanym przez NBA. - Na NBA Camp trafiłem ze względu na dobre występy w młodzieżowej kadrze Polski - przyznaje Szymański. Jak sam dodaje jego największym błędem było parafowanie kontraktu w Zgorzelcu. - Moim największym błędem było podpisanie kontraktu z Turowem Zgorzelec, ponieważ ten klub kompletnie nie stawia na wychowanków i gdy miałem już 18 lat najlepszym dla nich wyjściem było wypożyczanie mnie do innych klubów i tak się znalazłem w Lublinie. Kiedy wszystko wskazywało na to, że Szymański problemy ma już za sobą przyplątała się kontuzja, która znów zahamowała jego rozwbudowywać formę w drużynie Startu zaczęły się problemy z kolanem, które niestety trwają do dziś - wyjaśnia koszykarz. Miejmy nadzieję, że Szymański upora się w końcu z problemami zdrowotnymi i pokaże pełnię możliwości na parkiecie.
Jakub Wojciechowski - CZG Veroli (A2 Włochy)
Jakub Wojciechowski podobnie jak Marcin Gortat jest wychowankiem łódzkiego ŁKS-u. Został poniekąd namaszczony przez swojego starszego kolegę, z którym miał okazję występować w kadrze Polski w roku 2012 kiedy nasza reprezentacja walczyła o awans do EuroBasketu 2013. Podobnie jak Pietras Wojciechowski bardzo szybko wyjechał do Włoch gdzie kształcił swój koszykarski warsztat. We Włoszech związany był ze słynnym Benettonem Treviso, ale działacze klubu wypożyczali go żeby się ogrywał do niższych lig. I tak jest do tej pory. Gortat wróżył mu przyszłość związaną z NBA, ale póki co Wojciechowski musi się zadowolić II ligą we Włoszech, w której występuje w barwach CZG Veroli i notuje średnio 11,5 punktu oraz 7,3 zbiórki. Miejmy nadzieję, że jeszcze da o sobie znać i udowodni, że opinie o jego sporym talencie nie były wyssane z palca.