W tym artykule dowiesz się o:
[tag=2722]
Kobe Bryant[/tag]
Legendarny zawodnik Los Angeles Lakers jeszcze w listopadzie 2015 roku ogłosił, że rozgrywa swój ostatni sezon na parkietach ligi NBA. W kwietniu 2016 rozegrał natomiast ostatni mecz na parkietach NBA i pożegnał się w iście mistrzowskim stylu. 13 kwietnia w Staples Center rzucił aż 60 punktów, prowadząc Jeziorowców do wygranej z Utah Jazz. Mało kto wierzył, że w najlepszej lidze koszykówki widzimy go po raz ostatni.
Pełna sukcesów kariera jednego z najlepszych koszykarzy w historii NBA dobiegła końca. Pięć tytułów mistrzowskich, dwa złote medale olimpijskie, 18 występów w Meczu Gwiazd i wiele pięknych wspomnień z Bryantem w roli głównej. Przez 20 lat był twarzą tej ligi - od kilku miesięcy musi radzić sobie bez niego.
Były koszykarz na sportowej emeryturze odnajduje się jednak bardzo dobrze. W grudniu na świat przyszło jego trzecie dziecko - córka Bianka.
Kolejny wielki gracz, który w 2016 powiedział "pas". Podobnie jak Kobe Bryant, był ikoną lojalności. Całą karierę - 19 sezonów - spędził reprezentując barwy San Antonio Spurs. Kiedy w tegorocznych play-offach Spurs polegli w półfinale z Oklahomą City Thunder, doświadczony zawodnik nie chciał wypowiadać się na temat swojej przyszłości. Przez kilka następnych tygodni przemyślał jednak wszystkie za i przeciw, po czym w lipcu podjął decyzję o zakończeniu kariery.
ZOBACZ WIDEO Chińczycy inwestują gigantyczne pieniądze w piłkę nożną. "Ta liga ciągle jest prowincjonalna"
W swoim bogatym dorobku zgromadził aż pięć tytułów mistrzowskich, dwukrotnie został wybrany MVP rozgrywek regularnych trzy razy MVP finałów. 15-krotnie wybiegał na parkiet w All-Star Game. Bez wątpienia zostanie zapamiętany jako podkoszowy dominator, choć w ostatnim sezonie nie był już tak efektywny.
Zaliczył aż dziewięć sezonów, w czasie których notował średnie na poziomie double-double. Na parkiecie zawsze z kamienną twarzą. Stronił od kontrowersji, dlatego często mówiono, że jest po prostu nudnym graczem. Bez względu na to, miał talent, który każdy trener chciałbym mieć w swojej rotacji. A miał tylko jeden - Gregg Popovich.
Tego zawodnika nikomu nie trzeba przedstawiać. Swoje ponadprzeciętne umiejętności prezentował na parkiecie od połowy lat 90. Do NBA trafił od razu po szkole średniej i był to pierwszy taki przypadek od dwóch dekad. Karierę rozpoczął w Minnesocie Timberwolves i tam też ją zakończył.
Największe triumfy święcił jednak w Boston Celtics. W 2008 roku, w pierwszych rozgrywkach po przenosinach do Massachusetts, wraz z zespołem sięgnął po tytuł mistrzowski. Jak się później okazało - jedyny w wieloletniej karierze. Po sześciu latach zamienił Boston na Brooklyn, skąd w lutym 2015 został wytransferowany do Minnesoty.
Z NBA odszedł w miejscu, w którym witany był kilkanaście lat temu. Na pożegnalnym filmie mówił: - Jestem wam bardzo wdzięczny. Ciężko jest mi to opisać w słowach. Po prostu jestem wdzięczny. Nigdy nie przypuszczałbym, że tyle osób może w ten sposób mnie aż tak pokochać. Nie będzie łatwo, ale poradzimy sobie. Na razie idzie dobrze
Jeden z najlepszych strzelców w historii tej gry długo zwlekał z zakończeniem kariery. Swój ostatni mecz rozegrał w czerwcu 2014 roku, następnie trafił na rynek wolnych agentów i przez dwa lata w mediach pojawiały się plotki mówiące o jego powrocie. 1 listopada 2016 ogłosił, że nie wróci już do koszykówki.
Wśród największych sukcesów trzeba zaznaczyć dwa tytuły mistrzowskie (jeden w Boston Celtics i jeden w Miami Heat), 10 występów w Meczu Gwiazd, ale przede wszystkim fakt, że przez 18 lat trafił 2973 rzuty za trzy, co czyni go liderem wszech czasów w NBA.
A jeśli już o rzutach z dystansu mowa, w głowach kibiców z pewnością utkwił ten jeden, który uratował Miami Heat przed porażką w finałach 2013.
Skrzydłowy, podobnie jak wspominany wcześniej Kevin Garnett, również zdecydował, aby do draftu NBA przystąpić tuż po szkole średniej. Dziewiąty wybór wykorzystali na niego Phoenix Suns i nie pomylili się. Stoudemire został pierwszym graczem w historii, który opuścił poziom uniwersytecki, a mimo to otrzymał nagrodę dla debiutanta roku w NBA.
Nigdy nie zdobył mistrzowskiego tytułu. Sześć razy zagrał w All-Star Game, łącznie reprezentował cztery zespoły, ale znaczna część kariery spędził w Phoenix i w Nowym Jorku. Jego poczynania za oceanem skomplikowały kontuzje, po których nigdy nie wrócił do takiej formy, jaką prezentował w najlepszych latach.
Zanim odszedł z NBA, podpisał jednodniową umowę w Nowym Jorku. - Dziękuję wszystkim, którzy umożliwili mi podpisanie kontraktu, dzięki czemu mogłem zakończyć karierę jako gracz New York Knicks. Pomimo, że moja kariera niosła mnie w inne miejsca, moje serce zawsze zostało w Big Apple. Raz zostając graczem Knicks, jest się nim na zawsze - powiedział na pożegnanie.
Z koszykówką nie rozstał się do tej pory. Trafił do Izraela, gdzie reprezentuje Hapoel Jerozolimę. Jest również współwłaścicielem tego klubu.
Do NBA trafił w 2003 roku jako 47 numer draftu. Początki miał bardzo trudne, bo nie zdołał przekonać do siebie włodarzy Utah Jazz i został zwolniony. Na dłużej zakotwiczył dopiero w Milwaukee, gdzie w barwach Bucks zaliczył pierwsze w karierze triple-double.
Po czterech sezonach w Wisconsin Williams został wytransferowany do Cleveland Cavaliers. W 2009 roku po raz pierwszy i jedyny wystąpił w Meczu Gwiazd, zastępując kontuzjowanego wówczas Chrisa Bosha. Dwa lata później Kawalerzyści również postanowili oddać go w wymianie, a rozgrywający nie potrafił znaleźć sobie miejsca dla siebie.
Od 2011 roku reprezentował aż pięć klubów (Clippers, Jazz, Trail Blazers, Timberwolvews, Hornets), zanim znów podpisał kontrakt z Cavaliers. U boku LeBrona Jamesa zdobył mistrzostwo i jak się okazało, ten triumf zwieńczył jego karierę. Williams co prawda wciąż miał ważny kontrakt na sezon 2016/17, ale problemy zdrowotne wzięły górę nad profesjonalnym uprawianiem sportu.
Do NBA trafił w 2004 roku i spędził w niej 12 lat. W drafcie sięgnęli po niego Sacramento Kings, a Martin z każdym kolejnym sezonem w Kalifornii stawał się lepszym koszykarzem. Dla Kings zagrał pięć pełnych sezonów, w najlepszym z nich notował średnio 24,6 punktu.
W 2010 roku na mocy wymiany trafił do Houston Rockets, gdzie spędził tylko dwa lata. Został bowiem zaangażowany w kolejny transfer i przeniósł się do Oklahoma City. Bohaterem tej transakcji był jednak James Harden, który zamienił Thunder na Rockets.
Po roku spędzonym w nowym zespole, Martin trafił na rynek wolnych agentów i podpisał czteroletnią umowę z Minnesotą Timberwolves. Kontraktu jednak nie wypełnił. 1 marca 2016 porozumiał się z zespołem w sprawie jego wykupienia. Na koniec zaliczył jeszcze epizod w San Antonio Spurs, zanim ostatecznie pożegnał się z NBA.
To zawodnik, który po raz drugi odchodzi z NBA. Pierwszy raz koniec kariery ogłosił w sierpniu 2015 roku, ale na początku 2016 został przekonany do powrotu. Podpisał kontrakt z Philadelphią 76ers, wystąpił w 17 spotkaniach i choć porozumiał się w sprawie umowy na kolejny rok, ostatecznie postanowił raz jeszcze ogłosić zakończenie kariery.
Czasy swojej świetności spędził w Los Angeles Clippers, gdzie w czterech sezonach z rzędu notował średnio przynajmniej 20 punktów na mecz. W 2002 roku wystąpił w Meczu Gwiazd sprawiając, że Clippers mieli tam swojego reprezentanta po ośmiu latach przerwy. W 2006 roku po raz drugi wziął udział w tym prestiżowym spotkaniu.
Świetnie rozwijającą się karierę niestety zakłóciły urazy. Brand opuścił prawie cały sezon z powodu kontuzji Achillesa. Nigdy nie wrócił do formy, którą prezentował przed kontuzją. Jego produktywność znacznie spadła, wobec czego nie był już tak znaczącym graczem w kolejnych zespołach: 76ers, Mavericks i Hawks.