Stelmet to dla niego za wysokie progi, udany debiut Wojciechowskiego, czyli 5 obserwacji po weekendzie PLK

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Trudno uznać transfer Alejandro Hernandeza do Stelmetu Enei BC za udany. Hiszpan praktycznie w ogóle nie gra. Z kolei bardzo udany debiut w barwach Anwilu zanotował Jakub Wojciechowski, reprezentant Polski. Oto pięć obserwacji po weekendzie z PLK.

1
/ 5

1. Hiszpan w Stelmecie nie błyszczy

Niedzielny mecz z GTK Gliwice pokazał, że Alejandro Hernandez ma bardzo słabe notowania u trenera Andreja Urlepa. Hiszpan w spotkaniu z beniaminkiem PLK zagrał... 225 sekund. Na parkiecie pojawił się dopiero wtedy, gdy przewaga mistrzów Polski oscylowała w granicach 30 punktów. Mimo wszystko jego mała rola w zespole nieco dziwi, bo to właśnie słoweński trener był entuzjastą jego transferu do Zielonej Góry. O Hiszpanie mówiono "żołnierz Urlepa". Miał dać wsparcie Łukaszowi Koszarkowi na rozegraniu. Jak na razie jego gra pozostawia wiele do życzenia.

2
/ 5

2. Bardzo udany debiut Jakuba Wojciechowskiego

Mierzący 213 cm Jakub Wojciechowski udowodnił, że może być bardzo wartościowym uzupełnieniem składu Anwilu Włocławek przed najważniejszą częścią sezonu. Reprezentant Polski już w debiucie dał próbkę swoich nieprzeciętnych możliwości (12 punktów w 19 minut). Dobrze odnajdywał się pod koszem, ale i był skuteczny na obwodzie.

- Ten mecz był dla mnie ważny z kilku względów: to był powrót do Polski, debiut w PLK. W Anwilu wszystko jest dopięte na ostatni guzik, dlatego wejście do takiej drużyny nie jest łatwe. Trzeba zrozumieć wszystkie zagrywki. Cieszę się, że wypadłem całkiem przyzwoicie w debiucie. To był pierwszy pokaz mojej gry w Anwilu - mówi Wojciechowski.

Nie jest tajemnicą, że o Polaka walczyły także inne kluby z PLK. Stal była w tym gronie. Ostrowianie dawali nawet Wojciechowskiemu lepszą propozycję pod względem finansowym niż Anwil, ale reprezentant kraju wolał grę na Kujawach.

3
/ 5
foto: Andrzej Romański
foto: Andrzej Romański

3. Jakub Garbacz show. Deszcz "trójek"

Co za dyspozycja zawodnika Asseco Gdynia! Jakub Garbacz jest na ustach wszystkich obserwatorów. 24-letni zawodnik wystrzelił z formą w minionej kolejce. Na trudnym terenie we Włocławku czuł się jak "ryba w wodzie". Zdobył 29 punktów, trafiając aż 7 z 10 rzutów z dystansu!

Wydawało się, że koszykarz takiego występu nie powtórzy, ale on zaprzeczył tej teorii. W starciu ze swoim byłym pracodawcą (King Szczecin) uzyskał 28 oczek (6/13 za trzy). Gracz popisał się także efektownym wsadem, który z pewnością znajdzie się w TOP10 tego tygodnia.

Garbacz znakomicie rozwija się pod okiem trenera Przemysława Frasunkiewicza. Z gracza typowo zadaniowego staje się powoli jedną z kluczowych postaci w jego układance. A i jego notowania na rynku PLK znacząco urosły...

4
/ 5
foto: Andrzej Romański
foto: Andrzej Romański

4. W Gdyni działo się - Lavar Ball na trybunach

W Gdyni jak za dawnych lat znów wystawiono krzesła wzdłuż parkietu. Kiedyś na nich siedział m.in. Ryszard Krauze, który nie szczędził pieniędzy na koszykówkę. To za jego czasów Asseco Prokom Gdynia był w najlepszej ósemce Euroligi. Piękne czasy polskiej koszykówki. Autorem tego sukcesu był  wtedy Tomas Pacesas, który w przerwie meczu z Kingiem Szczecin odebrał złotą odznakę PZKosz.

Na wspomnianych krzesłach siedział w niedzielę m.in. LaVar Ball, ojciec Lonzo, zawodnika Los Angeles Lakers. To bardzo popularna, ale zarazem kontrowersyjna postać w Stanach Zjednoczonych. Słynny "tatuś" może pochwalić się własną marką Big Baller Band (BBB), która produkuje buty, bluzy, koszulki oraz czapki. Promuje ją nie kto inny jak Lonzo.

Ball do Polski przyjechał na zaproszenie Asseco Gdynia (pomógł w tym Pacesas). Cel? Kwestie promocyjne. Amerykaninowi podczas całego pobytu w Gdyni towarzyszyła kamera (klub dał zgodę na udostępnienie wizerunku, podobnie było m.in. z dziennikarzami, którzy pojawili się na meczu. Musieli złożyć podpis pod dokumentem na wyrażenie zgody na filmowanie). Udało się nam dowiedzieć, że materiał z tej wizyty zostanie wyemitowany (maj lub czerwiec) w serialu "Ball in the Family", który jest oglądany na świecie przez setki tysięcy widzów.

5
/ 5

5. W Toruniu wzięli Newbilla, choć Dillon był blisko

Ostatnie dni okna transferowego były gorące w obozie Polskiego Cukru Toruń. Co prawda szybko udało się załatwić sprawę Damiana Jeszke, ale wybór gracza rzucającego już taki łatwy nie był. Były trzy opcje: D.J. Newbill, Kelsey Barlow i Daniel Dillon.

Ostatecznie postawiono na tego pierwszego, który do niedawna występował w lidze australijskiej. Ciekawostką jest fakt, że przed sezonem o jego zatrudnienie bardzo walczył... Igor Milicić. Trener Anwilu złożył mu kilka propozycji, ale Amerykanin nie zgodził się na przyjazd do Włocławka.

Z całej trójki polscy fani z pewnością najbardziej kojarzą tego ostatniego, który kilka lat temu z powodzeniem występował w PGE Turowie Zgorzelec. W tym sezonie nie grał z powodu kontuzji. - Miałem propozycję z Polski, byłem blisko powrotu, ale na finiszu klub wybrał innego zawodnika. Jestem w Stanach Zjednoczonych, czekam na rozwój wydarzeń. Najważniejsze, że jestem zdrowy - mówi nam Dillon.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty
Komentarze (2)
avatar
Flashridero
21.03.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
MKS DG  
avatar
frącek
20.03.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
brawo asseco za namówienie balla