W tym artykule dowiesz się o:
Brakuje odwagi
Patrząc na kadry Anwilu Włocławek, Stelmetu Enei BC Zielona Góra czy Polskiego Cukru Toruń można stwierdzić, że w Polsce brakuje zdolnej młodzieży. Czy to właściwa teza? Z pewnością nie. Czemu więc nasze najlepsze kluby nie pracują ze zdolnymi Polakami?
Wszyscy chcą wyniku tu i teraz. Nikt nie zamierza tracić czasu na wychowanie młodego gracza, a potem wkomponowanie go do pierwszego zespołu. Kluby prześcigają się w kupowaniu coraz lepszych Amerykanów, którzy w pierwszej możliwej chwili uciekają z polskiej ligi.
W kadrach młodzieżowych udowadniamy, że nie jesteśmy zaściankiem Europy. Za wzór w Energa Basket Lidze może uchodzić HydroTruck Radom, a prezes klubu dumnie chwali się zawodnikami, którzy w przyszłości mają stanowić o sile kadry. Młodzi gracze dostają swoją szansę także w Sopocie, Warszawie, Wrocławiu czy Gliwicach.
Dla kilku zawodników sezon 2019/20 może okazać się przełomowy w ich karierach. Oni udowodnili, że stawianie na młodszych graczy jest właściwą drogą.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Zuzanna Górecka przebywa na kwarantannie. "Jeszcze nikt nie zrobił nam testów. Na razie siedzimy i czekamy"
Adrian Bogucki (HydroTruck Radom)
Adrian Bogucki ma za sobą świetny sezon w barwach HydroTrucka Radom. Dziennikarze jak najbardziej zasłużenie wybrali go najlepszym młodym zawodnikiem w rozgrywkach Energa Basket Ligi.
Przypadek 20-latka idealnie pokazuje, że najważniejsza jest cierpliwość. Gdy rok wcześniej wchodził do ekstraklasy, grał przysłowiowe "ogony", a gdy dostał już szansę, popełniał błąd za błędem. Przełomowy w jego karierze okazał się transfer do Radomia, gdzie pod batutą Roberta Witki, z miesiąca na miesiąc robił wielki postęp w grze.
Bogucki w sezonie 2019/2020 notował 10,9 punktu i 7,1 zbiórki. W jedenastu meczach przekroczył granicę 10 i więcej punktów. Był nawet mocnym kandydatem do dwunastki w reprezentacji Polski, ale ostatecznie sztab szkoleniowy zdecydował się na Olka Balcerowskiego. Agent podkoszowego wysłał zgłoszenie do draftu NBA 2020.
Aleksander Dziewa (Śląsk Wrocław)
Wszyscy w ostatnich latach zdawali sobie sprawę, że w I lidze jest zdolny podkoszowy, któremu wróżona jest wielka przyszłość. Aleksander Dziewa był niekwestionowaną gwiazdą rozgrywek i nawet grając na zapleczu Energa Basket Ligi trafił do reprezentacji Polski B.
Dziewa w debiutanckim sezonie pokazał się z dobrej strony, udowodnił, że jest w stanie rywalizować z lepszymi od siebie zawodnikami. Był ważną częścią w układance Śląska Wrocław. Sporo zyskał na współpracy z Kamilem Łączyńskim, który często w ostrych słowach pokazywał mu, jak ma wykonywać pewne ruchy na boisku.
- Fizyczność jest bardzo ważna w tej lidze. Dzięki niej jest mi dużo łatwiej zagrać jeden na jeden lub powalczyć w defensywie. Gdyby nie ten atut, byłoby zdecydowanie trudniej zaadaptować się w ekstraklasie - mówił nam Dziewa.
Przemysław Kuźkow (Legia Warszawa)
Jeszcze na początku 2019 roku biegał po parkietach drugiej ligi, a grę w koszykówkę łączył z pracą zawodową. Od dłuższego czasu jego rozwój obserwowała jednak Legia Warszawa, a pierwszym, który odważnie postawił na 21-latka był trener Tane Spasev. To Macedończyk rzucił Kużkowa na głęboką wodę, a on udowodnił, że potrafi pływać, nie tylko na małym basenie.
- Zawsze wierzył we mnie jako w zawodnika i będę mu za to zawsze wdzięczny. Uważam, że szansę i minuty, które otrzymałem były naprawdę duże jak na mój młody wiek - mówił nam rzucający obrońca.
Przemysław Kuźkow ma kontrakt z Legią Warszawa i w przyszłości stołeczni będą mieli z jego gry wiele pożytku. Jeśli chce zrobić wielką karierę, musi przede wszystkim popracować mocno nad defensywą.
Mateusz Szlachetka (GTK Gliwice)
Sezon życia rozegrał Mateusz Szlachetka, który pierwszy raz w ekstraklasie dostał tak duże zaufanie od trenera. Grał odważnie na kosz, a w trakcie całego sezonu w barwach GTK Gliwice notował średnio 7,6 punktu, 3,6 asysty i 2 zbiórki na mecz, spędzając na parkiecie prawie 20 minut.
- Myślę że stać mnie na więcej i postaram się zrobić co w mojej mocy, żeby było jeszcze lepiej. Bardzo dużo zawdzięczam zarządowi, trenerom jak i moim kolegom z boiska, którym chce podziękować za współprace w tym tak krótkim, niedokończonym sezonie - mówił nam zawodnik.
Łukasz Kolenda (Trefl Sopot)
Talent ma ogromny, eksperci, na czele z Marcinem Gortatem wróżą mu wielką karierę. Kto wie, być może jego sufitem możliwości będzie dopiero gra w NBA.
Wielki talent nie sprawia jednak, że wszystko przychodzi mu z dziecinną łatwością. Dla Łukasza Kolendy był to trudny sezon, co świetnie przeanalizował trener Marcin Stefański.
- Miał trudny początek sezonu, on sam o tym wiedział, ale ciężko pracował i z każdym meczem mogliśmy obserwować tego efekty. Zdecydowanie rozkręcał się i myślę że jego rola w grze na koniec rundy zasadniczej oraz w ewentualnej fazie play-off byłaby jeszcze większa - powiedział dla oficjalnej strony Trefla.