Wychodzą na jaw nowe kulisy skandalu w polskiej sztafecie

Getty Images / Na zdjęciu: Anna Kiełbasińska
Getty Images / Na zdjęciu: Anna Kiełbasińska

Już pierwszego dnia MŚ w lekkoatletyce w Eugene afera w reprezentacji Polski. Anna Kiełbasińska, ósma sprinterka światowych tabel na 400 m nie znalazła się w składzie sztafety mieszanej 4x400 m. Słusznie? Sprawa nie jest jednoznaczna.

- Ciągle czuję się początkującą, że muszę coś udowadniać. Że jest niewystarczająco dobrze. Brzmi smutno? Nie! Mnie to motywuje. W dwóch kluczowych momentach - na MŚ w Dosze w 2019 roku i na igrzyskach w Tokio nie pobiegłam w finale, nie było mnie w pierwszym składzie. To nie ma być koncert żalu, ale zawsze jestem trochę z boku. Dlatego nie czuję się jeszcze w 100 procentach pełnoprawną zawodniczką. Ale chcę!

Pod koniec ubiegłego roku Anna Kiełbasińska przekonywała nas (WIĘCEJ TUTAJ), że wciąż nie czuje się pełnoprawną członkinią sztafety 4x400 metrów. I choć w tym zbudowała życiową formę, pobiła rekord życiowy, przebiła się do absolutnej światowej czołówki biegu na 400 metrów, jej noworoczne życzenie się nie spełni.

Więcej, lekkoatletka znalazła się tak daleko od sztafety, jak chyba nigdy dotąd. Może nawet dalej niż w czasach, gdy biegała na 100 i 200 metrów.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tak się bawili reprezentanci Polski

O co tu chodzi?

Jeszcze dzień przed rozpoczęciem MŚ w Eugene Karol Zalewski komentował na antenie TVP Sport, że pomysł rozegrania eliminacji sztafety mieszanej 4x400 m i finału tego samego dnia nie jest przypadkowy. A dokładniej, że zostało to zrobione pod gospodarzy, którzy mają tak wielu specjalistów i specjalistek od dystansu 400 m, że mogą wystawić dwa bardzo mocne składy - jeden na kwalifikacje, drugi na walki o medale.

Szybko okazało się jednak, że nasz czołowy sprinter... nie zna aktualnych przepisów. Otóż jesienią ubiegłego roku ustalono, że między eliminacjami a finałem trenerzy mogą przeprowadzić tylko jedną zmianę w składzie. Gorzej, że o tej zmianie... mieli nie wiedzieć trenerzy.

Efekt? "Drama", która doprowadziła do niewystawienia w żadnym z biegów Anny Kiełbasińskiej, mającej być niezwykle silnym punktem sztafety. Po pojawieniu się informacji, że Polka nie wystartuje pierwszego dnia MŚ, sama przesłała oświadczenie ze swoją wersją wydarzeń.

Według jej słów nasi trenerzy dowiedzieli się o przepisach w ostatniej chwili! To doprowadziło do nagłej zmiany wcześniejszych ustaleń z Kiełbasińską, która dwa tygodnie temu została poinformowana, że pobiegnie tylko w finale. Na zaledwie kilkanaście godzin przed startem przekazano jej nagle, że musi biec dwa razy.

"Wczoraj (w czwartek) podczas zebrania sztafety mieszanej po treningu, nagle usłyszałam, że sztab szkoleniowy dopiero co odkrył, że World Athletics zmieniło zasady i w takim razie ja mam biegać w obydwu biegach sztafety mieszanej 4x400m.
Powiedziałam trenerowi, że mogę zgodzić się jedynie na jeden bieg, tak jak do tej pory się umawialiśmy i jak do tego jestem faktycznie przygotowana na niecałe 24 godziny przed startem (...) Po moim oświadczeniu, że będę biegała w sztafecie mieszanej tylko raz, trener Matusiński zdecydował dzisiaj rano, że w ogóle nie będę brała udziału w tym biegu" - napisała sprinterka.

Ostracyzm?

Szybko okazało się, że jej decyzja nie spodobała się pozostałym reprezentantom Polski. Wymowne okazały się nie tylko chłodne słowa Igi Baumgart-Witan przed kamerami TVP Sport wypowiedziane po biegu eliminacyjnym ("Nasza koleżanka zrezygnowała ze startu. To dało nam dodatkowego kopa"). Pretensje zgłosił także Karol Zalewski.

- Porobiły się dziwne kwasy, a do tego pojawiły się dziwne i jednostronne oświadczenia. Tymczasem sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Można po prostu powiedzieć, że Ania odmówiła startu. O przepisie o jednej zmianie wiedziała dużo wcześniej, ale nam nie powiedziała. I tu jest największy problem - powiedział po eliminacjach, cytowany przez portal Onet.pl.

- Nie rozumiem decyzji Ani. My nie wiedzieliśmy o tym wcześniej, że jest taki przepis. Ona dostała szansę biegania, miała być filarem sztafety w finale, zrezygnowała i nie rozumiem jej roszczeń z jej strony. Tym oświadczeniem zepsuła całą atmosferę, duch drużyny zaginął. Zawsze tworzyliśmy zgrany zespół, od lat jestem w tej sztafecie i nigdy taka sytuacja nie miała miejsca. Coś jest nie w porządku - dodała już po finale Justyna Święty-Ersetic.

Wiele mówiące okazały się też reakcje na Twitterze na opinię krytykującą postawę sprinterki. Komentarz w dyskusji, w którym znalazły się słowa o "kompromitacji Kiełbasińskiej" polubili m.in. Natalia Kaczmarek, Tymoteusz Zimny czy Kinga Gacka - czyli część polskiej sztafety 4x400 metrów.

Co ciekawe, w obronę lekkoatletkę z Warszawy wziął legendarny polski dyskobol, podczas MŚ w Eugene ekspert TVP Sport, Piotr Małachowski. - To, że ktoś nie doczytał regulaminu, to nie jest jej problem. Słabo i smutno czyta mi się jej oświadczenie, ona na pewno walczy teraz sama ze sobą, z koleżankami. Atmosfera się popsuła - przyznał stanowczo wielki mistrz polskiego sportu.

Jak to w ogóle możliwe?

W tym momencie trzeba sobie jednak zadać podstawowe pytanie - jak to możliwe, że decyzje podjęte wiele miesięcy temu przez World Athletics dotarły do polskiego sztabu na jeden dzień przed startem? Miejmy nadzieję, że Aleksander Matusiński i Marek Rożej zabiorą w tej sprawie głos.

Szkoleniowcy są zawodowcami pełną gębą i wydaje się po prostu niemożliwe, by to właśnie obaj trenerzy tego nie dopilnowali. Co na to wszystko Polski Związek Lekkiej Atletyki?

Na dodatek atmosfery nie poprawił brak medalu w finale - Polacy, już z Natalią Kaczmarek, finiszowali na czwartej pozycji, do medalu zabrakło około dwóch sekund. Dyskusja, czy z Anną Kiełbasińską byłoby szybciej, już się rozpoczęła.

Czy sytuacja między Kiełbasińską a pozostałą grupą jest jeszcze do odratowania? Zawodniczka wyraziła nadzieję, że pomimo nieporozumień będzie brana pod uwagę przy ustalaniu składu sztafety żeńskiej na MŚ w Eugene. Na dziś wydaje się to mało prawdopodobne.

Niestety, ze stratą dla wszystkich.

Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty

Źródło artykułu: