Trener polskiej sztafety przerwał milczenie. "To było działanie na szkodę kadry"

- Dla mnie to było działanie dla szkodę reprezentacji - mówi o Annie Kiełbasińskiej trener polskiej sztafety 4x400 m kobiet Aleksander Matusiński, który po raz pierwszy zabrał głos ws. afery z MŚ w lekkoatletyce.

Tomasz Skrzypczyński
Tomasz Skrzypczyński
Anna Kiełbasińska i Aleksander Matusiński Newspix / Na zdjęciu: Anna Kiełbasińska i Aleksander Matusiński
Polska sztafeta 4x400 m kobiet miała być na tegorocznych MŚ w lekkoatletyce mocna jak nigdy. Świadczyły o tym życiowe wyniki Natalii Kaczmarek i Anny Kiełbasińskiej. Ostatecznie jednak żadna z nich nie pojawiła się na starcie eliminacji, a Biało-Czerwone nawet nie zakwalifikowały się do finału.

Justyna Święty-Ersetic, Iga Baumgart-Witan, Kinga Gacka i Małgorzata Hołub-Kowalik zajęły w swoim biegu dopiero piąte miejsce. Inna sprawa, że ta ostatnia musiała biec przez całą zmianę z kontuzją spowodowaną przez reprezentantkę USA (WIĘCEJ TUTAJ).

Już komentator TVP Sport Przemysław Babiarz pytał głośno po biegu, dlaczego Polki pobiegły bez swoich dwóch najszybszych sprinterek. Głos na ten temat zabrał trener kadry Aleksander Matusiński.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tak się bawili reprezentanci Polski

- Ania Kiełbasińska była bardzo zmęczona po starcie w finale, który odbył się dzień wcześniej. Na pewno nie wystartowałaby w sobotę na tym poziomie, co w piątek. (...)  Po rozmowach z zawodniczką, a także z Natalią Kaczmarek, uznaliśmy, że jeśli mamy walczyć o medal, to musimy być w maksymalnej dyspozycji na finał - powiedział szkoleniowiec, cytowany przez onet.pl.

To nie koniec. Matusiński po raz pierwszy zabrał też głos ws. afery, która wybuchła w polskiej kadrze już pierwszego dnia MŚ w Eugene, przed eliminacjami sztafety mieszanej. Przypomnijmy, że przez niezrozumiałe przeoczenie regulaminu i nieporozumienia z trenerem w składzie nie znalazła się Kiełbasińska.

To z kolei wywołało ostre wypowiedzi innych reprezentantów, którzy publicznie krytykowali warszawiankę, a Święty-Ersetic przyznała publicznie, że nie wyobraża sobie biegania z nią w sztafecie.

Matusiński postanowił wypowiedzieć się w tym temacie, jednak po jego słowach na pewno temat nie ucichnie.

- Nie było atmosfery w grupie. Starałem się wyciszyć tę sytuację z mikstem. Oświadczenie, jakie wydała Ania Kiełbasińska w momencie, kiedy dziewczyny szły na rozgrzewkę, nie pomogło zarówno dziewczynom, jak i chłopakom.

Matusiński ma wielkie pretensje do sprinterki, która jego zdaniem dużo wcześniej od niego wiedziała, że między eliminacjami a finałem sztafety mieszanej można przeprowadzić tylko jedną zmianę. I według niego miała obowiązek poinformować o tym szkoleniowca.

- Dla mnie problemem w tej całej sytuacji jest to, że zawodniczka, która wiedziała, że nie możemy dokonać trzech planowanych zmian, a tylko jedną, bo jest inny przepis, nie powiedziała o tym trenerowi. Przecież mogła podejść i zapytać, jak w tej sytuacji będzie wyglądała sytuacja. Dla mnie jest to działanie na szkodę reprezentacji. Muszę to tak nazwać. Gdyby była lojalna wobec trenera i pracodawcy, to powinna od razu przekazać taką informację - krytykuje trener.

- Występek Ani Kiełbasińskiej traktuję jako odmowę startu i dla mnie to jest bardzo duże przewinienie. Nie chciałem o tym mówić w czasie mistrzostwa świata. Te jednak dla nas już się skończyły, więc można o tym wszystkim opowiedzieć - podsumowuje.

Pojawiają się jednak pytania, czy znajomość regulaminu to nie przede wszystkim obowiązek trenerów czy działaczy Polskiego Związku Lekkiej Atletyki.

- Ten przepis został uzupełniony tuż przed mistrzostwami świata. My nie otrzymaliśmy żądnej informacji w tej sprawie z PZLA. Trwa teraz wyjaśnianie, gdzie ta informacja utknęła i kto zawinił. Tyle że ja nie mam obowiązku sprawdzanie codziennie przepisów i tego, czy nie dodano w nich jakiegoś punktu. Kiedy dowiedzieliśmy się o zmianach, to nie pozostało nam nic innego, jak dostosować się do tej sytuacji - broni się Matusiński.

Dla polskiej sztafety to pierwszy brak awansu do finału wielkiej imprezy od mistrzostw świata w Pekinie w 2015 roku.

Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×