Anna Kiełbasińska nie odpuści. "Chcę znów mieć supermoce"

PAP / Na zdjęciu: Anna Kiełbasińska
PAP / Na zdjęciu: Anna Kiełbasińska

- Ostatni miesiąc miałam naprawdę fatalny. Robiłam dużo, żeby było lepiej, a było tylko gorzej - ujawnia Anna Kiełbasińska, która zrezygnowała ze startu w MŚ w Budapeszcie. Nie ma jednak mowy o załamywaniu rąk, Polka już myśli o igrzyskach w Paryżu.

W tym artykule dowiesz się o:

Niestety, Anna Kiełbasińska nie wystartuje na tegorocznych lekkoatletycznych mistrzostwach świata, które 19 sierpnia rozpoczną się w Budapeszcie. Doświadczona i utytułowana sprinterka ogłosiła w weekend, że rezygnuje ze startu w najważniejszej imprezie sezonu.

Powód? Pogłębiające się problemy ze zdrowiem i chęć jak najlepszego przygotowania się do przyszłorocznych igrzysk olimpijskich w Paryżu.

"Wiem, że próbowałam, wiem że chciałam, że zrobiłam naprawdę wiele, ale też wiem, że bycie ignorantką co do tego, co twoje ciało stara ci się zakomunikować (a właściwie desperacko krzyczy na ciebie) nie jest drogą na szczyt. (...) czasami myślimy sobie, że jesteśmy niezniszczalni (...). Ta cecha nie jest zła, dzięki niej robimy te niesamowite rzeczy, ale czasami nas oślepia i prowadzi do jeszcze gorszych skutków" - napisała w mediach społecznościowych. Polka cierpi na stany zapalne ścięgien Achillesa.

"Nie mogłam normalnie chodzić"

- Ta decyzja dojrzewała we mnie. Nie została podjęta z dnia na dzień - przekonuje. - Ostatni miesiąc miałam naprawdę fatalny. Robiłam wszystko, żeby było lepiej, a było tylko gorzej. Bardzo trudno było mi startować dwa dni z rzędu, już na mistrzostwa Polski jechałam z duszą na ramieniu - opowiada.

ZOBACZ WIDEO: Ludzie Królowej #4. Anna Kiełbasińska walczy nie tylko z rywalkami. "Od dwóch lat jestem na lekach"

Przypomnijmy, że w miniony weekend w Gorzowie Wielkopolskim podczas mistrzostw Polski  wystartowała tylko w eliminacjach biegu na 200 metrów. Przed finałem musiała zrezygnować ze startu ze względu na coraz większy ból.

- W Gorzowie obrzęk bolał coraz bardziej. W eliminacjach dobiegłam na metę i już nie mogłam normalnie chodzić. To była właściwie kropka nad "i". Już wtedy czułam, że na 70 procent przedwcześnie zakończę sezon - wyznaje.

Obecny rok zaczął się dla Kiełbasińskiej znakomicie - podczas Halowych Mistrzostw Europy w Stambule zdobyła dwa brązowe medale: w biegu indywidualnym na 400 metrów i w sztafecie. Potem jednak pojawiły się problemy zdrowotne, co też przełożyło się na gorszą kondycję psychiczną.

Nie ukrywała, że traciła już motywację do kontynuowana kariery. - Miałam duży spadek mentalny, motywacji i zastanawiałam się, czy dalej chcę to robić, czy to mnie cieszy - przekonywała (WIĘCEJ TUTAJ).

Ofiara własnego sukcesu?

- Przez ostatnie miesiące męczyłam się mentalnie - przyznaje. - My dążymy do startów na najważniejszych imprezach, żeby tam być w najwyższej formie. A jeśli sportowiec ma w planach robić szalone rzeczy, a nie jest w stanie trenować na 100 procent, to psychika upada. Chcesz, ale nie możesz. Żeby szaleńczo biegać, trzeba być gotowym na tip top. Bywało, że moja rozgrzewka trwała nawet dwie godziny, co jest chore, w tym czasie niektórzy kończyli już treningi, a ja dopiero wtedy się zastanawiałam, czy dam radę włożyć stopę w kolce.

Polka ujawnia, że jej trener Laurent Meuwly bardzo motywuje ją do przesuwania granic możliwości na treningach. Jednak w tym roku problemy stały się już tak poważne, że jego metody po prostu nie mogły zadziałać.

- W pewnym sensie jesteśmy przeciwieństwami. Ja zazwyczaj podchodzę rozsądnie, a trener dopinguje do ciśnięcia na maksa. Dobry trener to taki, który w momentach słabości popchnie cię do przodu i tak jest w 9 na 10 przypadków. Tutaj był po prostu ten jeden raz, że to już nie mogło zadziałać. Oczywiście, do niczego mnie nie zmuszał, nie stawiał na swoim. Mamy do siebie zaufanie - podkreśla.

Kiełbasińska, paradoksalnie, startując w ostatnich latach z bólem i osiągając znakomite wyniki, stała się jednak ofiarą własnych sukcesów. Pojawiło się przekonanie, że nawet pomimo problemów i ciągłego trenowania na lekach przeciwzapalnych, Polka znów da radę.

- Problemy ze ścięgnami Achillesa są u mnie od lat i trochę się do nich przyzwyczailiśmy. Ja przecież mimo bólu cisnęłam i były sukcesy. Lekarze oceniają, że przy tendinopatii można trenować, że ona nie grozi czymś gorszym. Jest to po prostu bolesne i myślę, że ma z nią problem nawet 80 procent z nas. Jeśli jednak na pewnym etapie dochodzi do niej w obydwu ścięgnach, to ja po prostu ledwo chodzę, mam wtedy problemy z wchodzeniem i ze schodzeniem ze schodów - ujawnia kulisy zawodowego uprawiania sportu.

Wiara w supermoce

Przedwczesne zakończenie sezonu i rezygnacja z występu w Budapeszcie nie mogły być łatwe. Jednak niezbędny, żeby nasza lekkoatletka odzyskała spokój. - Tak, na pewno odczułam ulgę. Obecnie korzystam z monitora pracy serca i układu nerwowego. I odkąd ogłosiłam decyzję, moje ciało jakby zaczęło się resetować. Mam znacznie lepsze wyniki, dwa razy lepsze niż wówczas, gdy już były oceniane jako dobre. To chyba odpowiedź mojego ciała i dowód, że było to jedyne wyjście z sytuacji - tłumaczy.

Kiełbasińska już myśli o przyszłym roku, w którym po raz ostatni w karierze chce wystąpić na igrzyskach. I na pewno nie w roli statysty.

- Przede mną ostatnie igrzyska olimpijskie, może ostatni rok kariery i nie chcę być taka, jak w tym roku, chcę być zaj...sta, chcę znów mieć supermoce! Biegać szybko i cieszyć się tym. Wiem, że czasy trenowania i startowania bez bólu już za mną, ale jestem w stanie go zaakceptować - przekonuje.

- Już planuję wszystko na przyszły rok: dieta, regeneracja i tak dalej. Chcę teraz ogarnąć zaległe rzeczy, żeby ze spokojem wejść w kolejny i zadedykować się temu w 100 procentach. Mam teraz 2-3 miesiące, żeby się do tego przygotować. Dzięki temu czuję spokój. Wiem, że będzie super - kończy.

Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty