[b]
Z Budapesztu - Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty[/b]
Natalia Kaczmarek rozbudziła nadzieje polskich kibiców na duży wynik podczas mistrzostw świata w Budapeszcie. Sprinterka potwierdziła życiową formę w eliminacjach biegu na 400 metrów.
Nasza lekkoatletka wygrała zdecydowanie swoją serię z czasem 50,02 s, choć na ostatnich kilkudziesięciu metrach wyraźnie oszczędzała siły.
- Chciałam wygrać ten bieg. Plan był taki, żeby mocniej rozpocząć i kontrolować sytuację, tak się stało. Niby miało być trochę wolniej, ale czuję się dobrze. Mam teraz 36 godzin na regenerację, to dużo czasu - powiedziała po biegu.
50,02 s świadczy, że w Budapeszcie Kaczmarek naprawdę jest w stanie zbliżyć się rekordu Polski Ireny Szewińskiej (49,28 s). - Rekord Polski? Nie rozmawiam o tym, ani o finale. Pogadamy o tym jak przejdę wszystkie kolejne rundy.
ZOBACZ WIDEO: Ludzie Królowej #6. Nikola Horowska ozłocona. "Przeżywałam w tym roku trudne chwile"
Kaczmarek oceniła też sobotni występ sztafety mieszanej, która awansowała do finału i zajęła ósme miejsce. Ona musiała zrezygnować z udziału, właśnie ze względu na napięty grafik i skupienie się na indywidualnej rywalizacji.
- Musiałam opuścić sztafetę mieszaną, to było nie do zrealizowania. Dziś musiałam wstać o godz. 5:30, nie wiem jak bym to zrobiła, gdybym wczoraj biegła o godz. 22. Tego nie dało się pogodzić - skomentowała.
- Sercem jestem zawsze ze sztafetą, było dużo emocji. Jak na wszystkie okoliczności, ósme miejsce to dobry rezultat.
W finale sztafety byliśmy świadkami niesamowitej sceny, gdy na kilka metrów przed metą wywróciła się biegnąca po złoto Femke Bol. Zgubiła pałeczkę i Holandia nie zdobyła żadnego medalu.
- Kiedyś już też tak upadła, tylko że bez pałeczki. To nie była kolizja, bardziej zmęczenie. Nie wiem właściwie, dlaczego jej to się przydarza. Bardzo jej współczuję, to sympatyczna dziewczyna, nikt się z jej upadku nie cieszył - podsumowała.