- Chcę wprowadzić pewne zmiany. Znów robić trochę szalone rzeczy, odmłodzić się, pokazywać się wam z takiej strony, jak wcześniej. Choć wiem, że na pewno będzie wiele głosów, że mi odbiło. Trzeba jednak coś wymyślić, by bawić się tym sportem jeszcze bardziej - powiedział.
Po konkursie skoku o tyczce na mistrzostwach świata w Budapeszcie Piotr Lisek tymi właśnie słowami zapowiedział dziennikarzom (WIĘCEJ TUTAJ), że wkrótce w jego życiu zajdą spore zmiany. Wtedy jednak nie chciał jeszcze ujawniać, co zamierza. Czy na przykład chce skoczyć ze spadochronem czy może wejść na Mount Everest.
Dziś już wszystko jest jasne. Piotr Lisek w swoim stylu zaskoczył wszystkich i postanowił spróbować sił w innej dyscyplinie sportu. Trzykrotny medalista mistrzostw świata będzie jedną z gwiazd gali Fame MMA 20, która odbędzie się 29 września w Szczecinie. Jego rywalem będzie Daro Lew.
Skąd taka decyzja i co nim kierowało? Czy jest gotowy na hejt? Co o jego pomyśle sądzą najbliżsi i co z jego karierą w skoku o tyczce? W rozmowie z WP SportoweFakty Piotr Lisek ujawnia kulisy swojego zaskakującego kroku.
Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty: Gdy na MŚ w Budapeszcie mówiłeś, że zamierzasz coś zmienić w swoim życiu, mało kto mógł przypuszczać, że zdecydujesz się akurat na walkę w MMA. Zapytam krótko - dlaczego?
Piotr Lisek: Przede wszystkim podkreślmy jedno: nie kończę ze sportem i skokiem o tyczce. To jest moje love story. Jestem za młody na emeryta i to jest moja "lisia zajawka", ale chcę po prostu na chwilę od niej odetchnąć. Długo jestem już z wami w lekkoatletyce i potrzebuję odskoczni.
Wiem, będzie dużo głosów, że zwariowałem. Chcę jednak spróbować czegoś nowego, czegoś, co da mi też kopa do treningów w tyczce. Absolutnie nie odkładam jej na bok. Wręcz przeciwnie - trening sportów walki bardzo dużo mi da.
Długo się zastanawiałeś nad przyjęciem takiej propozycji?
Oferta została mi złożona już dawno temu, ale długo nie brałem jej na serio. Czemu? Ja nie za bardzo umiem się bić! Po prostu mam zajawkę. Regularnie ćwiczę jogę, rozciąganie i raz tak wyszło, że wszedłem na matę i zacząłem "jogować" w trochę lisi sposób. I spodobało mi się. Później okazało się, że władze organizacji nadal chcą mnie u siebie. Wtedy zacząłem się poważnie zastanawiać.
Treningi dają ci w kość?
To zupełnie inna jazda. I każdy, kto mówi, że bez problemu wytrzymałby w oktagonie kilka rund, nie wie, o czym mówi. Na pierwszych treningach zostałem przejechany tak, że to się w głowie nie mieści.
ZOBACZ WIDEO: "Ludzie Królowej". Nie było nudy. Zobacz o czym mówiły nam polskie gwiazdy
Na pewno wiesz, jak postrzegane są freakowe organizacje przez większość kibiców. Często kojarzą się z patologią i miernym poziomem sportowym.
Zapewniam, że będę sobą, będę Piotrem Liskiem. Nie mam zamiaru wchodzić w konflikty, przeklinać. Jestem sportowcem i choć może zabrzmi to górnolotnie, chcę dawać dobry przykład. Władze organizacji też dbają, by wydarzenia stały na coraz wyższym poziomie.
W ostatni weekend byłeś w Krakowie na gali Fame MMA. Jak wrażenia?
Fame MMA przeszło długą drogę i przez kilka lat wiele się tam zmieniło. Byłem na ich drugiej gali i wtedy poziom sportowy był niski. Względem ostatniej zmiana była ogromna, jest to widowisko, wielkie show i rozrywka z wysokim poziomem sportowym.
A jesteś gotowy na hejt i wpisy, że "Lisek się sprzedał"?
Pieniądze nie są moją motywacją. Mogą sobie mówić i pisać, że ściemniam. Oczywiście, nie są bez znaczenia, ale trochę nieskromnie powiem, że swoją kasę zarobiłem i zainwestowałem tak, że stać mnie, by taką propozycję odrzucać.
Żona podeszła do tej decyzji ze zrozumieniem?
Co żona na to? Moment... (w tym momencie Lisek zwraca się do swojej partnerki) Ola, co ty na to? Mówi, że bez komentarza!
Oczywiście żartuję, bardzo mnie wspiera. Gdy się dowiedziała, była na tak. Dopiero potem przyszło u niej zastanowienie, bo to nie będzie dla mnie łatwe. Ona jednak wie, że jestem trochę zwariowany i że tego potrzebuję. Przecież nikt normalny też nie skacze o tyczce, trening jest naprawdę niebezpieczny.
A jak zareagował twój trener Marcin Szczepański?
Trener też mnie wspiera, choć nie jest do końca zadowolony. Zdaje sobie jednak sprawę, że muszę trochę odsapnąć i naładować baterie właśnie w taki sposób.
A ty w ogóle lubisz to, co robisz?
Kocham to, co robię!
Pytam, bo w tym roku mocno wybrzmiały twoje słowa dla TVP Sport, że "musisz na nowo znaleźć radość, by w pełni cieszyć się sportem".
Bo nie każde chwile są łatwe, w tych trudniejszych bywa ciężko. Ale kiedy przychodzi zapłata w postaci wyniku, satysfakcja jest ogromna.
Kibice mogli być zaskoczeni, bo przecież masz wizerunek wiecznie uśmiechniętego gościa, który mógłby reklamować pastę do zębów.
Oj, były prowadzone takie rozmowy, nie raz!
Zdarzało się, że zakładałeś pewną maskę z uśmiechem, choć w środku było źle?
Nie chcę mówić, że Lisek jest jak mały Joker, ale może faktycznie czasem uśmiecham się za często. Jestem jednak pozytywnym człowiekiem. Mam szczęście, że nie traktuję skoku o tyczce jako pracy, ale jest to moje hobby. Mam wzloty i upadki jak każdy. Był okres, że naprawdę nie było łatwo.
Ujawnisz szczegóły?
Były sezony, gdy skakałem gorzej. Do tego dochodziły sprawy niezwiązane ze sportem. Ale wtedy i tak się uśmiechałem, zawsze wolę myśleć pozytywnie. Nie jestem przy tym sztuczny. Byłem i jestem takim śmieszkiem, lubię kawały i dużo śmiechu. To moja natura.
Może przyzwyczaiłeś wszystkich, że co by się nie działo, zawsze jest u ciebie dobrze?
Podczas wywiadów czy w mediach społecznościowych nie chcemy pokazywać trudnych chwil, to pewnie zrozumiałe. Nie chcę tutaj wywoływać żalu, każdy ma trudniejszy okres. Nie jest ważne, czy jesteś milionerem, farmerem, sportowcem czy pracujesz na kasie. Definiuje nas, jak sobie radzimy z problemami.
Tomasz Skrzypczyński, dziennikarz WP SportoweFakty