Wyjazd na igrzyska mocno się oddala. "Jedna kontuzja goni drugą"

W Polsce nie ma drugiego tak pechowego zawodnika, jak Konrad Bukowiecki. Kulomiot od lat nie może wrócić do najwyższej formy, bo wciąż prześladują go urazy. Tym razem kontuzja łokcia wyklucza go z sezonu halowego i mocno utrudnia walkę o igrzyska.

Mateusz Puka
Mateusz Puka
Konrad Bukowiecki WP SportoweFakty / Jacek Wojciechowski / Na zdjęciu: Konrad Bukowiecki
Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Jeszcze tydzień temu był pan zapowiadany jako jedna z gwiazd zawodów Orlen Cup w Łodzi. Ostatecznie pojawił się pan w hali, ale nie jako uczestnik zmagań, a jako komentator. Dlaczego?

Konrad Bukowiecki, mistrz Europy w pchnięciu kulą z 2018 roku: Odnowiła mi się kontuzja łokcia, a jest to na tyle poważna sprawa, że w tym momencie nie ma sensu się szarpać. Przerwałem dotychczasowe treningi i będę realizował zastępcze jednostki. Wiadomo już, że straciłem cały sezon halowy. Teraz trwa walka o główne cele sezonu letniego. Plan jest taki, by być gotowym już na czerwcowe mistrzostwa Europy, ale jeśli będę wtedy pchał na odległość 19 metrów, to nie będę się wygłupiał i odpuszczę także tę imprezę.

Co dokładnie się stało?

To dziwna kontuzja, bo lubi powracać. Rok temu zrobiłem sobie przerwę i wydawało mi się, że problem został rozwiązany. Gdy jednak wróciłem do treningów okazało się, że odpoczynek był błędem. Po prostu odzwyczaiłem mięśnie od obciążeń, a gdy wróciłem do mocnego treningu, to dolegliwości także powróciły. Plan na ten sezon jest więc taki, by po zaleczeniu kontuzji nie robić już żadnej tak długiej przerwy i choćby trzy razy w tygodniu wychodzić pchać kulą, by łokieć się nie odzwyczaił. Nie chcę zagłębiać się w szczegóły medyczne, więc skończmy na tym, że po prostu boli mnie łokieć.

ZOBACZ WIDEO: Wrzosek vs. Szpilka? Kibice tego chcą. Co na to KSW? "To jedna z opcji"

Uraz boli tym bardziej, że przydarzył się w momencie, gdy wszystko zaczynało u pana wychodzić na prostą. Niedawno pochwalił się pan rekordem życiowym w wyciskaniu sztangi na klatę – 222,5 kg.

Mogę powiedzieć, że jeszcze nigdy w karierze nie było tak, by w każdej dziedzinie moja forma była aż tak wysoka. Rzucam daleko, podnoszę rekordowe ciężary, daleko skaczę, szybko biegam. To wszystko złożyłoby się pewnie na naprawdę dalekie pchanie. Oby kontuzja zdążyła się zagoić, a ja wrócił z taką formą na najważniejsze starty. Spróbuje oszukać organizm.

Kontuzja na pewno będzie miała wpływ na formę. Pytanie tylko jak bardzo mocno wpłynie to na przygotowania do najważniejszych imprez tego sezonu?

Robię wszystko, by ten czas nie był stracony. Wzmacniam te partie mięśni, na które nie miałbym czasu realizując normalny plan treningowy. Mam gotowy plan leczenia łokcia, ale przez najbliższe 8-9 tygodni nie mogę go nadwyrężać. Dopiero potem planuję wrócić na rzutnię i wszystko powinno wrócić do normy. Taki przynajmniej jest plan.

Perspektywa wyjazdu na igrzyska mocno się oddala?

Nie mam kwalifikacji, więc do lipca muszę wrócić do najwyższej formy. W tym momencie teoretycznie pojechałbym na igrzyska z rankingu, ale zdaję sobie sprawę, że to się cały czas zmienia i ten sposób może zawieść. Wierzę, że wyzdrowieję i na stadionie powalczę o kwalifikację. Igrzyska od dziecka były moim celem. Widziałem już wszystko z bliska w Tokio, a teraz marzę o wyjeździe do Paryża.

Fizyczne przygotowanie to jedno, ale domyślam się, że problemem może być także psychika. To już kolejna kontuzja z rzędu i kolejne stracone ważne imprezy. W zeszłym roku zerwał pan więzadła w kolanie, rok wcześniej tuż przed mistrzostwami świata też nabawił się pan kontuzji, a przed igrzyskami w Tokio złamał palec. Jak sobie pan z tym radzi?

Oczywiście, że po tym wszystkim jakiś ślad w psychice zostaje. Ostatnio nawet się śmiałem, że obecnie po każdym zgrupowaniu największym moim sukcesem jest nawet nie tyle wypełnienie planu treningowego, ale przede wszystkim to, że nic nowego sobie nie zrobiłem. Dzisiaj jestem już pogodzony z kolejną kontuzją. Nie płaczę nad tym, a jedynie zastanawiam się, co zrobić, by pojechać na igrzyska.

Jak wygląda plan "naprawczy”?

Zrobiłem sobie dokładny kalendarz i wiem już co do dnia, kiedy będę miał zabiegi, a kiedy treningi. Z tych obliczeń wychodzi, że pod koniec marca znów będę mógł chwycić kulę. Przez ten czas nie będę jednak siedział z założonymi rękoma.

Przed tegorocznymi przygotowaniami drżeliśmy jak da sobie pan radę trenować z zerwanymi więzadłami. Zeszłoroczna kontuzja wciąż doskwiera?

Kolano nie przeszkadza, mogę skakać, biegać, robić przysiady. W tym przypadku optymistyczne prognozy lekarzy się sprawdziły i dobrze, że nie zdecydowałem się na skomplikowany zabieg.

Los pana nie oszczędza. Potrafi pan sobie wytłumaczyć, dlaczego aż tak często doznaje pan kontuzji?

Nie wiem nawet co powiedzieć, bo wydaje mi się, że nie mam na to wpływu. Nie jest to najłatwiejszy okres w moim życiu sportowym. Wiem już jednak, że sport nie jest najważniejszy i staram się być dobrej myśli. Tłumaczę sobie, że nie jestem na tyle stary by odpuszczać. Muszę to sobie jako wytłumaczyć. Poddać się, to byłaby głupota. To nie w moim stylu.

Ma pan jeszcze cierpliwość do kolejnych urazów?

Z natury jestem niecierpliwy, więc jest trudno. To jednak kolejny raz w mojej karierze i mam już spore doświadczenie. Cały czas mam nadzieje, że przede mną wiele wspaniałych chwil. To mnie przytrzymuje przy sporcie.

Jak reaguje pan na takie przeciwności? Ma pan jakiś sposób na odreagowanie?

Jestem typem samotnika. W trudnych momentach wolę być sam. Moje życie sportowe jest trudne i przypomina rollercoster. Ostatnio miałem tak, że przez trzy dni w tygodniu wydawało mi się, że wszystko idzie tak znakomicie, że mogę być najlepszy na świecie, a przez kolejne dni dostawałem – może nie nokaut – ale na pewno knock-down i wszystkiego mi się odechciewało.

Pojawiły się myśli o zakończeniu kariery?

Myśli o poddaniu się pojawiły się u mnie w ostatnich latach pewnie kilka tysięcy razy. Mam świadomość, jak to wygląda. Jedna kontuzja goni drugą. Ja nie jestem w stanie wykonać treningu, a na zawodach robić tego, co umiem. To powoduje, że często zastanawiałem się, czy nie rzucić tego i zająć się czymś innym. Naprawdę myślałem, co mógłbym zacząć robić.

I jakie były wnioski tych rozmyślań?

Wszystkie takie rozmyślania kończą się wnioskiem, że mam dopiero 26 lat. To nie jest jeszcze czas, by kończyć karierę. Zacząłem pchać bardzo daleko dość wcześnie, ale nie sądzę, by akurat to miało wpływ na moją sytuację zdrowotną. Trudno uznać, że zerwanie więzadeł w kolanie było winą obciążeń nakładanych na mnie jako nastolatka. Na treningu po prostu krzywo spadłem i stąd ten uraz. To był zwykły przypadek i nie mogę nikogo za to winić. Kiedyś przed mistrzostwami Europy złamałem palec i to też wynikało tylko z mojej głupoty. Mnóstwo kontuzji jest więc zupełnie niezwiązanych z eksploatacją mojego ciała.

Nie kuszą cię przedstawiciele federacji freak-fightowych?

Nie, to na pewno nie jest ten czas. Mam jeszcze swoje cele i ambicje w sporcie. Dopóki będę widział dla siebie szansę w pchnięciu kulą, to na pewno będę próbował.

Czy wolny czas będziesz mógł w najbliższych tygodniach wykorzystać na nadrobienie zaległości w przygotowaniach do planowanego na wrzesień ślubu z Natalią Kaczmarek?

Jeśli chodzi o ślub i wesele, to nie ma co ukrywać, że to Natalia jest głównym motorem napędowym. Ja oczywiście we wszystkim uczestniczę, ale raczej zgadzam się na to, co jej się podoba. Chcę, żeby to był jej wymarzony dzień. Wychodzę z założenia, że będę szczęśliwy wtedy, gdy ona też będzie szczęśliwa.


Rozmawiał Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty


Czytaj więcej:
Wyzywali go od ćpunów i alkoholików. "Jeszcze im pokażę"
Swoboda: "Nie pierd*** się w tańcu. Niech reszta się boi"

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×