W 2017 roku Ewa Swoboda zdobyła brąz Halowych Mistrzostw Europy, dwa lata później już zgarnęła złoto. Dwa lata temu na Halowych Mistrzostwach Świata w Belgradzie była czwarta, w tym roku też się poprawiła. W sobotni wieczór w Glasgow polska sprinterka sięgnęła po srebro w biegu na 60 metrów.
Ewa Swoboda osiągnęła wielki sukces i przegrała tylko z niesamowicie szybką Julien Alfred.
Dodajmy, że z Glasgow nasza sprinterka przywiezie nie tylko medal, ale także nowy rekord Polski w jej koronnej konkurencji (6,98 s). Nie może być więc mowy o niedosycie.
Tymczasem po finale przyznała przed kamerą TVP Sport, że czuje delikatny niedosyt.
- Liczyłam, że wygram. Czy się cieszę? Oczywiście, ale tak 50 na 50. Fajnie, że dałam radę pobiec trzy razy jednego dnia. Mam nadzieję, że ten niedosyt da mi kopa do roboty - przyznała z zaszklonymi oczami.
26-latka wyznała, że być może za bardzo chciała wygrać. Na dodatek czuła lekkie zmęczenie wymagającym dniem.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ależ kontra! Wystarczyło tylko jedno podanie
- Za bardzo się spięłam, chyba za bardzo chciałam. Czułam już jednak na rozgrzewce, że wcześniej dałam z siebie dużo, trochę się tym zmęczyłam. Cieszę się z rekordu Polski, goniłam go dwa lata.
Ewa Swoboda notuje stały progres i oby podobnie było w sezonie letnim, w którym czekają nas mistrzostwa Europy i igrzyska olimpijskie.
- Jestem w innym miejscu niż dwa lata temu. Mam nadzieję, że przyniosę wam więcej radości. Widzimy się w sezonie letnim - zakończyła.
Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty