55,04 m i jedenaste miejsce. Z pewnością nie tak wyobrażała sobie pierwszy oficjalny występ w sezonie olimpijskim Maria Andrejczyk. Polska oszczepniczka, która w ostatni weekend wystartowała w Pucharze Europy w rzutach w Portugalii, nie sprawiła sobie prezentu na wypadające właśnie w sobotę 28. urodziny.
Wszystkie plany pokrzyżowała kontuzja.
Po swoim występie w zawodach, w których oddała tylko dwie próby, wicemistrzyni igrzysk w Tokio poinformowała, że przystąpiła do nich z urazem. Na szczęście, wcale nie chodziło o bark, który od lat przysparza lekkoatletce ogromnych problemów.
ZOBACZ WIDEO: Ten gol przejdzie do historii. Trudno uwierzyć, ale piłka... wpadła do siatki
- Niestety na parę dni przed zawodami naciągnęłam sobie przywodziciel. Do ostatniej chwili wspólnie z trenerem i fizjoterapeutą walczyliśmy o przywrócenie go do sprawności. Zaryzykowałam i rzuciłam dwa razy w konkursie. Przyznam szczerze, że ciężko rzuca się z przeskoku i bez prawej nogi - ujawniła.
- Start kontrolny zaliczony - wiemy nad czym pracować, bark śmiga bez zarzutów. Wracamy do Polski i do cięższego treningu - dodała. I właśnie optymizm Andrejczyk oraz informacja o stanie zdrowia jej barku powinien być dla wszystkich kluczowy.
Andrejczyk miała zaledwie 20 lat, gdy zrobiła furorę na igrzyskach w Rio de Janeiro w 2016 roku. Przegrała brązowy medal o zaledwie dwa centymetry, jednak kolejne lata miały należeć do niej. Niestety, właśnie wtedy zbuntowało się zdrowie.
Przez kolejne problemy i operacje barku oszczepniczka straciła kilka kolejnych lat. Dopiero po pięciu latach w Tokio przyszło przełamanie i srebrny medal IO, jednak nawet tamten sezon był dla niej bardzo trudny ze względu na powracające kłopoty ze zdrowiem. Ostatnie dwa lata również nie przyniosły poprawy.
Andrejczyk zmieniła trenera (Karola Sikorskiego - przyp. red), przeprowadziła się do Finlandii i rozpoczęła współpracę z Petterim Piironenem. Ale wciąż brakowało wyników i jesienią ubiegłego roku jej szkoleniowcem został Cezary Wojna. Czy doprowadzi ją do sukcesu w Paryżu?
W środowisku panuje przekonanie, że zatrzymać ją mogą jedynie problemy z barkiem. A tu na razie wszystko jest jak należy - podobnie jak u innej polskiej oszczepniczki Marceliny Witek-Konofał.
Polka, która w ostatnich latach mierzyła się z kontuzjami oraz przerwała karierę ze względu na macierzyństwo, uzyskała w Portugalii wynik 60,08 m, najlepszy od 2018 roku.
- Wreszcie wracam i wracam zdrowa. Po tylu latach bardzo to doceniam. Wynik jest spełnieniem założonego przed startem zadania. Żałuję tego drugiego rzutu w granice 60 metrów, który został moim zdaniem niesłusznie uznany za nieważny. Takie jest życie, ale ja jestem ostatecznie bardzo zadowolona - przyznała.
29-latka ma już minimum kwalifikacyjne na tegoroczne mistrzostwa Europy w Rzymie, jednak celem na ten sezon jest występ na igrzyskach.
- Chcę dotrwać do niej bez kłopotów zdrowotnych. W Rio de Janeiro się nie pojawiłam, bo zabrakło mi 50 centymetrów do minimum. W trakcie zmagań w Tokio wracałam do zdrowia. Do trzech razy sztuka - zapowiedziała w rozmowie z TVP Sport.
Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty