Trudne momenty polskiej gwiazdy. "Byłam gotowa zrezygnować ze sportu"

Getty Images / Na zdjęciu: Patrycja Wyciszkiewicz-Zawadzka (druga od prawej)
Getty Images / Na zdjęciu: Patrycja Wyciszkiewicz-Zawadzka (druga od prawej)

- Gdyby okazało się, że do kontynuowania kariery potrzebna jest operacja, zrezygnowałabym ze sportu - opowiada nam Patrycja Wyciszkiewicz, polska multimedalistka wielkich imprez w sztafecie 4x400 metrów.

- Doszłam do kwoty 130 tysięcy złotych i wtedy przestałam liczyć. Stwierdziłam, że to nie ma sensu. Leczyłam się z własnych pieniędzy, więc poważnie zaczęłam się zastanawiać, czy nie zrezygnować z kariery - mówiła nam kilkanaście miesięcy temu (WIĘCEJ TUTAJ).

Ostatecznie do tego nie doszło. Patrycja Wyciszkiewicz wróciła po czterech (!) poważnych operacjach, które wykluczyły ją ze startów na dwa lata. Opowiadała, że po tych zabiegach musiała uczyć się chodzić na nowo.

W ubiegłym sezonie znów była jednak bardzo mocnym punktem polskiej sztafety 4x400 metrów, choć indywidualnie rozpoczęła starty na 800 metrów. Radość była krótka, bo po udanym występie na mistrzostwach świata w Budapeszcie los znów wystawił ją na bardzo ciężką próbę.

W rozmowie z WP SportoweFakty lekkoatletka ujawnia, że ubiegłoroczna kontuzja mogła zakończyć jej karierę.

Co sprawiło, że ostatecznie do tego nie doszło? Czego miała już dość? Jak wyglądały jej przygotowania do sezonu w Kenii, co chce osiągnąć na igrzyskach olimpijskich w Paryżu i czy będzie biegać w sztafecie "Aniołków Matusińskiego"?

Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty: Przez blisko dwa lata walczyłaś o powrót do zawodowego sportu, w końcu udało się i w ubiegłym roku pojechałaś na mistrzostwa świata. Co się stało, że jesienią znów musiałaś przejść operację?

Patrycja Wyciszkiewicz, dwukrotna medalistka MŚ, mistrzyni Europy, halowa mistrzyni Europy i wicemistrzyni świata w sztafecie 4x400 metrów: Wydarzył się wypadek - skręciłam kostkę i tak naprawdę zerwałam ścięgno mięśnia strzałkowego. Musiałam poddać się jego rekonstrukcji, ale na szczęście obyło się bez komplikacji i mogę znowu trenować.

Ale swoje musiałaś przeżyć. Przecież dopiero co wróciłaś po tak długiej przerwie.

Miałam bardzo trudne momenty. Gdyby jesienią lekarze powiedzieli mi, że do kontynuowania kariery potrzebna jest operacja, zrezygnowałabym ze sportu. Byłam już strasznie zmęczona ciągłą walką o sprawność nogi i kolejnymi powrotami. Okazało się jednak, że nogę trzeba operować tak czy inaczej, bez tego nie mogłabym w ogóle normalnie funkcjonować. Więc jeśli tak, to czemu znów nie spróbować?

Jak mocny był to dla ciebie cios po udanych mistrzostwach świata w Budapeszcie?

Mistrzostwa uważam za bardzo udane, zwłaszcza że miałam do nich mniej niż trzy miesiące przygotowań. Na dodatek doszło przecież do zmiany dystansu, nowy trening, były też zmiany w życiu prywatnym. Po sezonie byłam pełna nadziei i chęci, by mocno wejść w kolejny rok sezonem halowym. Kontuzja sprawiła, że trochę pary ze mnie zeszło.

Czyli gdyby nie kontuzja, oglądalibyśmy ciebie w tym roku na hali?

Na 100 procent.

Niedawno wróciłaś z czterotygodniowego obozu w Kenii. Jak twoje samopoczucie?

Czuję się bardzo dobrze, przede wszystkim już widać efekty wykonanej pracy, a było jej dużo. Wykonałam bardzo mocny trening, którego przed rokiem nie byłam w stanie zrobić. Mam nadzieję, że to wszystko zwróci się podczas sezonu.

W mediach społecznościowych napisałaś, że był to czas wzlotów i upadków. Czego było więcej?
 
Zdecydowanie więcej było wzlotów. Po kontuzjach każdy trening cieszy mnie dwa razy bardziej niż wcześniej, po prostu bardzo doceniam że w ogóle mogę biegać. Oczywiście, były momenty, że trening nie wychodził, że nie mieściłam się w założeniach. Ale tego było zdecydowanie mniej, więc jestem bardzo zadowolona.

A jak wygląda sytuacja ze ścięgnami Achillesa? Dają o sobie znać?

Jest z nimi różnie, wiele zależy od jednostki treningowej. Ale najważniejsze, że nie przeszkadzają na tyle, bym nie mogła biegać.

ZOBACZ WIDEO: Co dalej ze Szczęsnym? "Lewy" szczerze o jego końcu kariery

Pobyt w Kenii pozwala złapać dystans? Zachwycasz się, że tam wszyscy do wszystkich się uśmiechają.

Tak właśnie jest. Śmieję się, że będąc tam przełączam się na "tryb Kenia". Człowiek widzi tam u ludzi mnóstwo uśmiechu i pozytywnego podejścia, przy ich jednoczesnych problemach choćby z pitną wodą. Gdy zobaczy się na własne oczy to, jak mieszkają i z czym muszą sobie radzić, dochodzi do wniosku że nasze problemy, są niczym. Zamartwiamy się zupełnie błahymi sprawami, rzeczami, na które w ogóle nie powinniśmy zwracać uwagi.

Czas na najważniejsze pytanie podczas tej rozmowy - w tym sezonie Patrycja Wyciszkiewicz-Zawadzka będzie biegała 400 metrów czy 800 metrów? Czy można oba dystanse?

Trenuję i przygotowuję się do 800 metrów, a żeby biegać ten dystans, muszę i tak biegać szybko 400 metrów. Życie pisze różne scenariusze i niczego nie chcę deklarować. Jeżeli będzie taka wola ze strony trenera, a u mnie będzie dobra dyspozycja, to chętnie pobiegnę w sztafecie.

Rozmawiałaś już o tym z trenerem Aleksandrem Matusińskim?

Jeszcze nie, jest na to za wcześnie.

Mówisz wprost, że marzysz o medalu olimpijskim. W żaden sposób nie chcę odbierać ci szans w konkurencji 800 metrów, ale nie jest tak, że łatwiej może być o podium w sztafecie? 

Rzeczywiście, tak to wygląda, ale Patryk Dobek pokazał podczas ostatnich igrzysk, że w konkurencji 800 metrów liczy się też szczęście. Ja liczę, że limit pecha już wykorzystałam i to szczęście będzie ze mną. Wierzę, że się uda, trzeba celować wysoko i marzyć o wielkich rzeczach.

"Uważam, że po igrzyskach w Paryżu będzie wyrwa, nasza drużyna w pewnym sensie się rozpadnie, zrobi się dziura, trochę poczekamy na wielkie wyniki sztafety". Tak kilka tygodni temu powiedziała mi Iga Baumgart-Witan. Prawda czy fałsz?

W pełni popieram słowa Igi. Młodych dziewczyn na bardzo wysokim poziomie jeszcze nie ma, choć wierzę, że w tym roku lub w kolejnym się pojawią. Ale poczekamy chwilę na wielkie sukcesy, kibice to odczują. Nie ma co ukrywać - średnia wieku naszej sztafety wynosi grubo powyżej "30", powoli nadchodzi czas na kończenie karier i robienie w życiu innych rzeczy.

Ale ty jeszcze o tym nie myślisz?

Znakomicie znam powiedzenie, że jeśli chcesz rozśmieszyć pana Boga, to powiedz mu o swoich planach. W ostatnich latach wiele rzeczy już planowałam, a życie pokazało mi, że to raczej nie ma sensu. Dlatego w tym temacie niczego nie zakładam.

Rozmawiał: Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty