Mateusz Puka, WP SportoweFakty: To była trudna decyzja, by wyjechać z mistrzostw?
Pia Skrzyszowska, brązowa medalistka mistrzostw Europy w biegu na 100 m przez płotki: Bardzo lubię biegać w sztafecie i bardzo długo nie chciałam stawiać koleżanek oraz trenerów w niekomfortowej sytuacji. Ostatecznie uznałam jednak, że zdrowie w sezonie olimpijskim jest najważniejsze i nie mogę podejmować żadnego ryzyka. Wróciłam więc do Polski i już następnego dnia zrobiłam sobie USG (podczas ME zawodniczka zmagała się z bólem stopy - dop. red.). Na szczęście okazało się, że to nic poważnego.
Bała się pani, co pokażą badania? Ewentualna kontuzja w takim momencie mogłaby mocno utrudnić walkę o dobre miejsce na igrzyskach.
To nie było tak, że wracałam do Polski cała w strachu. W czasie mistrzostw praktycznie tego nie czułam, bo cały czas działała adrenalina. Przypuszczałam, że to nie może być bardzo poważna kontuzja, a najwyżej konieczne będzie kilka dni przerwy. Gorzej mogłoby, gdybym ostatecznie zdecydowała się na start w sztafecie.
Miała pani czas, by odpocząć kilka dni, czy po optymistycznej diagnozie ruszyła pani jeszcze mocniej do pracy?
Cały czas pracuję z fizjoterapeutą. Bieganie w zawodach musiałam odpuścić, by nie pogłębić ewentualnego urazu.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: poszła na plażę o 8 rano. Co za zdjęcia!
Wie pani, kiedy dokładnie rozpoczął się ten problem?
Po raz pierwszy poczułam ten ból po zawodach w Ostrowie. Ten ból pojawiał się u mnie regularnie, ale co ciekawe jedynie po biegach. Na rozgrzewce i w czasie biegów w ogóle nie miałam z tym żadnego problemu. Choć zabiegi fizjoterapii pomagały, to sami specjaliści doradzali mi odpuszczenie startu w sztafecie.
Po powrocie do Polski miała pani możliwość odpocząć od treningów?
Trenuję normalnie, ale ciągle szukam trochę czasu na odpoczynek. Przyznam, że mój układ nerwowy jest trochę zmęczony, ale sezon trwa, a ja nie mogę pozwolić sobie na przerwę.
To znaczy, że dotychczasowe przygotowania do igrzysk aż tak mocno panią zmęczyły?
W tym roku nie ma w moim życiu czasu na coś innego poza sportem. Liczą się tylko kolejne treningi, zgrupowania i zawody. Odcięłam się od normalnego życia, ale wiem, dlaczego to robię. Czekam na czas po igrzyskach, bo choć mam wtedy zaplanowanych jeszcze wiele startów, to jestem przekonana, że wszyscy będą podchodzić do nich z chłodniejszą głową i będą pozwalali sobie na nieco więcej luzu. Tego mi trochę brakuje.
Brązowy medal mistrzostw Europy to bez wątpienia wielki sukces, ale jednak takie miejsce nie stawia pani w roli najpoważniejszych kandydatek do medalu na igrzyskach. Nie zdeprymowała pani forma rywalek?
W Rzymie dostałam dodatkowego kopniaka energii i wiem, że jeśli chcę walczyć o medal w Paryżu, to muszę zrobić jeszcze coś ekstra. Mój sezon był inny niż większości moich rywalek na ME, bo one mocno weszły w sezon, a ja potraktowałam ten start jedynie jako kolejny etap przygotowań. To sprawia, że i tak czuję się dość pewnie i jestem przekonana, że jestem w dobrym punkcie wyjściowym przed igrzyskami. Wiem też nad czym pracować, bo do poprawy jest zachowanie na dwóch ostatnich płotkach.
Jaki w takim razie postawiła sobie pani cel na igrzyska w Paryżu?
Jadę tam z myślą, by być najszybszą Europejką. Chciałabym poprawić mój najlepszy czas.
Czy bycie najlepszą Europejką pozwoli - pani zdaniem - na wywalczenie medalu olimpijskiego?
Może tak, a może nie. Nie mam pojęcia, jaki będzie poziom i bardzo trudno to przewidzieć. Celuję w rekord życiowy i bieganie w czasie 12.30. Statystycznie patrząc, to taki wynik faktycznie powinien dać medal na igrzyskach. Widzę jednak, że poziom naszej konkurencji wzrasta z miesiąca na miesiąc. Zresztą nie zamierzam zawracać sobie głowy takimi rozważaniami. Liczę na finał i na razie na tym się skupiam.
Czy nie jest tak, że w tym momencie śledzenie list i podpatrywanie rywalek jest drugim najistotniejszym elementem przygotowań?
Przyznam, że pierwszy raz w tym roku sprawdziłam wyniki rywalek tuż po finale w Rzymie. Czułam bowiem, że mój wynik musi być wysoko w rankingu i nie myliłam się. Nie przejęłam się tym jednak zbyt bardzo mocno, bo kluczowa będzie forma w czasie igrzysk.
Wielu sportowców mówi o fatalnej organizacji mistrzostw Europy w Rzymie. Panią też dotknęło to osobiście?
Na szczęście mój start odbył się bez większych kontrowersji, choć w biegach eliminacyjnych Włosi popełnili błędy przy przydzielaniu nas do poszczególnych serii. W takich przypadkach powinni kierować się ściśle określonymi zasadami, ale jak widać, one ich nie obchodziły. Gdy jednak słyszałam, co działo się w innych konkurencjach, to i tak nie mam na co narzekać. Bez wątpienia to były jedne z najgorzej zorganizowanych zawodów, na jakich byłam. Włosi i organizatorzy imprez z innych krajów mają się czego uczyć od Polaków. Każda impreza organizowana w naszym kraju jest na najwyższym poziomie i nawet zwykły miting jest przeprowadzony z większą dbałością, niż w innych krajach podchodzi się do mistrzostw Europy.
Anita Włodarczyk prawie spóźniła się na start eliminacyjny, bo organizatorzy nie pomyśleli o odpowiednim zapewnieniu dojazdu innym sportowcom w czasie trwania półmaratonu.
Podobną historię miał także Norbert Kobielski. Warto zaznaczyć, że mowa o dojeździe na stadion organizowanym przez przedstawicieli mistrzostw. Nawet o to nie potrafili odpowiednio zadbać. To tylko jedno z wielu niedociągnięć. Nasłuchałam się takich historii, że przed swoim startem przyjechałam na stadion ponad godzinę przed planowanym rozpoczęciem rozgrzewki. Wiedziałam, że nie mogę ufać organizatorom i wolałam się przygotować na komplikacje. Mimo to towarzyszył mi niepokój, czy dojadę na start.
Rozmawiał Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
Bolesny dzień Polski na ME
Ile Euro 2024 będzie kosztować Polaków?
Tata wprowadza złe fluidy a w konsekwencji będzie rozczarowany.
Gwiazdorstwo tej pary razi.
Cienko widzę jej (wspomnianej pary) przydatność dla polskiego Czytaj całość