- To jest moja 20. akredytacja na igrzyska olimpijskie. Jestem wdzięczny panu prezesowi, bo to chyba zamknięcie pewnej karty. Wydaje mi się, że byłem potrzebny - mówił do zgromadzonych sportowców Włodzimierz Szaranowicz. Jego słów słuchały największe gwiazdy reprezentacji jak choćby Natalia Kaczmarek, Paweł Fajdek czy Wojciech Nowicki.
74-letni dziennikarz niespodziewanie pojawił się w czwartek w siedzibie PKOl i był jednym z bohaterów ceremonii ślubowania polskich sportowców przed igrzyskami olimpijskimi w Paryżu. Na uroczystości pojawiła się duża część naszej olimpijskiej reprezentacji. Obecność Szaranowicza była dużą niespodzianką, bo od momentu zakończenia pracy w TVP dziennikarz unikał oficjalnych uroczystości i nie zabierał publicznie głosu.
Legendarny komentator odebrał akredytację na igrzyska olimpijskie w Paryżu oraz został ogłoszony honorowym attaché prasowym PKOl. Jego pojawienie się na scenie wywołało - największą tego dnia - falę oklasków.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: wielka bijatyka w ringu. Musieli ich rozdzielać trenerzy i ochroniarze
- Od czterech lat nie dotykałem się mikrofonu - rozpoczął swoje przemówienie Włodzimierz Szaranowicz. Później było bardziej przejmująco, bo w pewnym momencie, opowiadając o przesłaniu igrzysk, legendarny dziennikarz wyraźnie się zaciął, gubiąc wątek. Zapadła niezręczna cisza, którą przerwały dopiero brawa publiczności. - Dziękuję. Już kończę - zareagował Szaranowicz.
Podczas swojego wystąpienia Szaranowicz podkreślał rolę marzeń w życiu każdego olimpijczyka i zagrzewał naszych reprezentantów do maksymalnego zaangażowania podczas paryskich zmagań. Opowiedział także historię o swojej fascynacji ruchem olimpijskim, która rozpoczęła się od śledzenia fenomenalnego biegu Zdzisława Krzyszkowiaka, po którym 11-letni wówczas Szaranowicz ogłosił rodzicom, że zamierza zostać olimpijczykiem.
Sam dziennikarz szybko jednak wyjaśnił, że jego udział w igrzyskach w Paryżu zakończy się po ceremonii otwarcia. Dziennikarz nie zamierza także komentować ceremonii i jedzie na nią tylko jako widz. Po części oficjalnej tłumaczył, że na większe zaangażowanie nie pozwoliłaby mu sytuacja zdrowotna. Mimo to były pracownik TVP przez kilka minut chętnie pozował do zdjęć i rozdawał autografy.
Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
Afera dyplomowa. Prawnik komentuje
PZPN przydzielił go do "Lewego". Dominik G. usłyszał wyrok