W niedzielę Armand Duplantis ustanowił w Polsce nowy rekord świata w skoku o tyczce (6,26), a swoim osiągnięciem wprowadził 42 tysiące widzów w stan ekscytacji. Zanim jednak dokonał tej sztuki, musiał dokonać trudnego wyboru.
Tym razem zawodnicy rywalizowali nie tylko o zwycięstwo w poszczególnych konkurencjach, ale także o tytuł MVP zawodów, którego laureat miał dostać dodatkową premię. Wyniki poszczególnych sportowców były porównywane za pomocą specjalnego przelicznika używanego przez World Athletics. Okazuje się, że nawet w trakcie mityngu zawodnik cały czas miał to na uwadze.
Pieniądze za skok
- Za całą matematykę była odpowiedzialna moja mama i to ona miała dokładnie wyliczone, jaką wysokość muszę pokonać, by przebić wynik punktowy Jakoba, który pobiegł na poziomie 7:17. Tytuł MVP zapewniłby mi pewnie skok na wysokość 6,20 m, ale uznałem, że nie ma powodu skakać niżej i równie dobrze mogę zaatakować rekord świata. Pomyślałem, że trochę szkoda starań Ingebrigtsena, ale trudno - mówił nam już po zawodach Duplantis.
ZOBACZ WIDEO: Muzyka z Harry'ego Pottera i miotła. Kabaret, jak przywitali gwiazdora
Ostatecznie Szwed za swój skok w Chorzowie zgarnie prawdziwą fortunę. Zwycięstwo w konkursie skoku o tyczce wyceniane jest na 10 tysięcy dolarów. Do tego dochodzi premia za rekord świata - 50 tys. dolarów oraz premia za tytuł MVP zawodów, czyli 10 tys. dolarów. To jednak nie koniec, bo zawodnik zgarnął także złoty pierścień z diamentem, którego wartość wynosi dodatkowe 10 tys. dolarów. Łatwo więc policzyć, że za występ w Polsce Szwed "skasował" 80 tysięcy dolarów, czyli około 305 tysięcy złotych.
Aby zarobić tak gigantyczne pieniądze, zawodnikowi wystarczyło zaledwie... pięć skoków. Jeśli założymy, że każdy z nich trwał około minuty, to wyjdzie, że za każdą minutę spędzoną na rozbiegu Duplantis zarobił 60 tysięcy złotych. Zawodnik wszedł do gry na wysokości 5,62, potem zrobił sobie przerwę i wrócił dopiero na dwa skoki na wysokości 5,92 i 6,00. Po nich podjął się walki o rekord świata, a już druga próba okazała się skuteczna.
Mowa o gigantycznych pieniądzach, ale gdy spojrzymy na budżet czterogodzinnej imprezy, to nie robi to aż takiego wrażenia. Szacuje się, że budżet tegorocznego Memoriału Kamili Skolimowskiej mógł wynieść nawet 20 milionów złotych.
Dla porównania, ósmy Piotr Lisek wykonał tego dnia aż dziewięć konkursowych skoków, a i tak zakończył zmagania z wynikiem o ponad pół metra słabszym od Duplantisa.
W przypadku Szweda imponują nie tylko jego osiągnięcia, ale także fakt, że wciąż jest zmotywowany, by osiągać w sporcie jeszcze więcej. Po zawodach w Polsce zdradził jednak nietypowe źródło swojej motywacji po igrzyskach.
Duplantis wystartuje w sprincie
- Chciałbym podziękować Karstenowi Warholmowi, bo bez naszego biegu na 100 m nie miałbym tak dużej motywacji, by walczyć jeszcze w tym sezonie. Przygotowuję się do tego pojedynku i sporo trenuję właśnie z myślą o tym starcie. Nie zgadzam się, by to na mnie była w tej rywalizacji większa presja. To Warholm ma więcej do stracenia niż ja - dodał z uśmiechem Duplantis.
Do nietypowego wyścigu na 100 metrów z udziałem rekordzisty świata na 400 metrów przez płotki oraz rekordzisty świata w skoku o tyczce dojdzie 4 września w Zurichu.
Pomysł na taką rywalizację zrodził się dość niespodziewanie w zeszłym roku podczas dyskusji obu zawodników, który z nich mógłby szybszy na odcinku stu metrów. Obaj biegali ten dystans w oficjalnych zawodach jeszcze jako nastolatkowie. Najlepszy czas uzyskany przez Warholma na tym dystansie wynosi 10.49, a Duplantisa 10.57. Od tamtej pory zajęli się swoimi koronnymi konkurencjami, ale już same ich rekordy wskazują na to, że czekają nas spore emocje.
- Wciąż czuję się dobrze po igrzyskach, choć nie mam już tak dużej wytrzymałości. Z tego powodu oszczędzałem energię przed zawodami, a w trakcie też nie chciałem oddawać zbyt dużo prób. Nawet nie musiałem się specjalnie rozgrzewać, bo warunki pogodowe zrobiły część roboty za mnie. Bardzo pomogli mi też kibice, którzy bardzo mnie wspierali - analizował swój start Duplantis.
Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
Święto w Chorzowie. Kaczmarek trzecia
Bomba transferowa coraz bliżej