W tym artykule dowiesz się o:
Podczas igrzysk olimpijskich 2024 w Paryżu złoty medal zdobyła Tara Davis-Woodhall. Amerykanka nie miała sobie równych podczas rywalizacji w skoku w dal, gdzie osiągnęła swój największy sukces w karierze.
Lekkoatletka po zakończeniu zmagań w stolicy Francji. Wszystko przez swojego męża Huntera Woodhalla. Krótko po wspomnianej imprezie wystartowały bowiem igrzyska paralimpijskie Paryż 2024, w których do rywalizacji o medal w biegu na 400 metrów przystąpił jej ukochany.
Amerykańska para poznała się w 2017 roku. Gdy Tara zobaczyła Huntera, stwierdziła, że... musi go przytulić. - Wybiegłam na tor i powiedziałam: nie wiem dlaczego, ale muszę to zrobić i cię przytulę. To był pierwszy raz kiedy rozmawialiśmy - wyznała w amerykańskich mediach.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: 838 metrów pod ziemią! Niezwykła przygoda siatkarzy
Mimo że studiowali na odległych uczelniach, zaczęli się spotykać. Dla kobiety nie było problemem to, że mężczyzna jest niepełnosprawny. Hunter Woodhall urodził się bowiem z niezwykle rzadką chorobą, przez którą stracił część nóg.
Jednak mimo to biega na 400 metrów w kategorii T62. Rywalizują w niej zawodnicy z amputacją dwóch kończyn dolnych poniżej kolan, którzy posiadają protezy. Czasem również próbuje swoich sił w zmaganiach na 200 m.
Para, która w 2021 roku zaręczyła się, a w 2022 wzięła ślub, startowała już wspólnie na igrzyskach w Tokio. Wówczas medal zdobył tylko Hunter, który stanął na najniższym stopniu podium. Tym razem Woodhallowie wspólnie opuszczą Paryż z krążkami.
Hunter Woodhall w stolicy Francji zdobył dwa medale. W indywidualnej rywalizacji na 400 metrów stanął na najwyższym stopniu podium, z kolei w drużynowych zmaganiach sięgnął po brąz.
Woodhallowie podczas zmagań w Paryżu wspierali się wzajemnie. Hunter był obecny na trybunach, gdy jego partnerka zdobyła złoto, a Tara śledziła na żywo zmagania ukochanego, gdy ten zgarniał medale.
Przeczytaj także: "Chwyty poniżej pasa". Grzmi po tym, co zobaczył na paraolimpiadzie Smutna historia naszej mistrzyni z Paryża. Teraz? "Przepraszają"