Myślał, że zabił trenera. Lekkoatletyczne dramaty gwiazd

Getty Images / Na zdjęciu: Salim Sdiri po trafieniu przez oszczep
Getty Images / Na zdjęciu: Salim Sdiri po trafieniu przez oszczep

- Ja tam nie idę, zabiłem trenera - mówił przerażony Paweł Fajdek, gdy trafił młotem swojego szkoleniowca. Polski gwiazdor nie był jednym, który przekonał się jak niebezpieczną konkurencję uprawia.

"Stanąłem jak wryty, bo nie kompletnie nie wiedziałem, co powinienem zrobić, a mojej głowie kołatała się tylko jedna myśl: że go zabiłem. Kurna, rzuciłem młotem i zabiłem człowieka. Własnego trenera. Zabiłem trenera dzień przed jego 80. urodzinami!".

Kariera Pawła Fajdka jest pełna sukcesów, medali i wielu radosnych historii, jednak 17 czerwca 2015 roku nie było mu do śmiechu. Tego dnia nasz pięciokrotny mistrz świata trafił młotem w nogę swojego ówczesnego trenera Czesława Cybulskiego. I tak jak pisał w cytowanym przez nas fragmencie swojej książki "Petarda. Historie z młotem w tle", naprawdę był przekonany, że go zabił.

To nie jedyna, choć z pewnością najbardziej znana polskim kibicom groźna sytuacja dotycząca lekkoatletyki, w której doszło do poważnej kontuzji. W tym przypadku trenera, który doznał złamania kości piszczelowej. Jednak nie brakowało przypadków, gdy groźnych obrażeń doznawali sami sportowcy.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Pokazał, ile ma koszulek Messiego. To coś więcej niż kolekcja

I których skutki odczuwają do dziś.

"Ja tam nie idę, zabiłem trenera"

Fajdek nie ukrywa, że sytuacja związana z nieżyjącym już trenerem Cybulskim czasami mu się przypomina. I spodziewa się, że tak będzie pewnie do końca życia. Trudno się dziwić, gdy widzi się na własne oczy jak po swoim rzucie ponad 7-kilogramowy młot trafia w starszego człowieka.

"Patrzę na Fiedzię (Joannę Fiodorow - przyp. red), ona w takim samym szoku jak ja. - Fiedzia, k***, zabiłem trenera, ja tam nie idę (..) Patrzyłem na niego z przerażeniem. Spodnie miał przesiąknięte krwią, więc byłem przekonany, że pod spodem jest miazga, że nie obejdzie się bez amputacji (...) Martwił mnie fakt, że nie krzyczał, choć przecież musiało go cholernie boleć. W takiej chwili nie krzyczy człowiek, który albo nie żyje, albo w najlepszym razie jest nieprzytomny" - czytamy w jego wspomnieniach.

Ostatecznie dzięki operacji szkoleniowiec wrócił do sprawności i mógł poruszać się o własnych siłach. Historia z obiektu poznańskiego AZS-u przyspieszyła jednak decyzję Fajdka o zmianie szkoleniowca i wkrótce jego pierwszą trenerką została Jolanta Kumor.

"Powinnam się cieszyć, że żyję"

- Początki były fatalne, trwało to 8-9 miesięcy. Pamiętam, jak podczas świąt Bożego Narodzenia usiadłam do stołu i po smaku nie byłam w stanie odróżnić, czy jem buraki, czy kurczaka. Smaku w ogóle nie czułam, a potrawy różniły się dla mnie tylko konsystencją. To był bardzo trudny okres - wspomina niedawno w wywiadzie dla WP SportoweFakty Anna Rogowska.

Była mistrzyni świata i brązowa medalistka w skoku o tyczce przekonała się na własnej skórze, jak niebezpieczną konkurencję uprawia. W 2011 roku podczas zawodów na molo w Sopocie, w trakcie próby w jej dłoni pękła tyczka, doszło do poważnego rozcięcia dłoni a blizna pozostała do dziś.

Największe konsekwencje miał jednak upadek podczas ćwiczeń na drążku dwa lata później. Spadła na głowę z wysokości, doszło do pęknięcia czaszki. Stąd wspomniane przez nią problemy neurologiczne. - Powinnam się cieszyć, że żyję - mówiła krótko po wypadku.

- Najgorsze było to, że praktycznie w ogóle odechciało mi się jeść. Nie sprawiało to żadnej radości, a waga bardzo szybko poszła w dół. Wtedy jeszcze trenowałam, więc musiałam się zmuszać do jedzenia i kontrolować to w sposób zupełnie nienaturalny. Przez prawie rok nie czułam głodu czy chęci zjedzenia czegokolwiek - opowiadała.

Pęknięta tyczka i strach do końca kariery

Podobnie jak Rogowska, podczas zawodów tyczka pękła w czasie skoku także Pawłowi Wojciechowskiemu. U niej pozostała z wypadku blizna, u niego konsekwencje były bardziej poważne.

Podczas Wojskowych Igrzysk Sportowych w Wuhan w 2019 roku Polak zdobył złoty medal, ale gdyby mógł cofnąć czas, pewnie oddałby krążek w zamian za brak strachu, który odczuwał przez kolejne lata swojej kariery. Choć był już przecież tak doświadczonym sportowcem, wypadek odcisnął ogromne piętno na jego psychice.

Źródło: Eurosport
Źródło: Eurosport

- Ten moment pęknięcia tyczki w Wuhan był w mojej pamięci bardzo długo. Przełamać i wrócić, by wykonać ten sam ruch, było szalenie trudno. Mięśnie same w sobie napinały się, jakby broniły się przed tym (...) Do czego to można porównać? Jedynie, co mogę sobie wyobrazić, to ludzi z dzieciństwa pogryzionych przez psa, którzy do dzisiaj się go boją. Albo ludzie potrąceni przez samochód na przejściu. Po takim traumatycznym zdarzeniu, zanim znowu wejdą na pasy, obracają się kilka razy, by sprawdzić, czy coś nie nadjeżdża - mówił już kilka lat później w rozmowie z Interią.

Niestety, już do zakończenia kariery w ubiegłym roku Wojciechowski, były mistrz świata, nie wrócił na najwyższy poziom.

Dramatyczne przeżycie, ale związane z bólem fizycznym, miał za sobą także Ryszard Kolasa. Na skutek nieszczęśliwego pęknięcia tyczki Polak doznał poważnych obrażeń ciała.

- Pęknięta tyczka niczym potężny nóż przeszła przez jego spodenki, skórę oraz tłuszcz i przecięła mu pośladek do mięśnia. Na szczęście tuż obok byli lekarze niemieccy, którzy na miejscu zszyli mu to bardzo głębokie rozcięcie - opowiadał w Interii były trener kadry Edward Szymczak.

Oszczepem prosto w wątrobę

Wspominany trener Cybulski został trafiony młotem podczas treningu, jednak w 2007 roku podobny wypadek wydarzył się podczas zawodów. I to nie byle jakich, bo w trakcie Złotej Ligi (dziś Diamentowa Liga) na Stadio Olimpico w Rzymie.

Otóż podczas swojej próby słynny Tero Pitkamaki tak niefortunnie wypuścił oszczep z ręki, że ten wyleciał poza promień i z ogromną prędkością trafił w ciało rozgrzewającego się  francuskiego skoczka w dal, Salima Sdiriego.

Oszczep dosłownie wbił się w jego ciało, przecinając skórę. Francuzowi udzielono natychmiastowej pomocy, zabrano do szpitala, jednak nie stwierdzono uszkodzeń organów wewnętrznych. Jednak po kilku dniach źle czujący się zawodnik wrócił w ręce lekarzy, którzy ostatecznie stwierdzili, że oszczep zrobił dziurę w jego wątrobie i uszkodził nerkę.

Na szczęście Francuz po kilku miesiącach wrócił do zawodowego sportu, a w 2009 roku zajął szóste miejsce na mistrzostwach świata w Berlinie.

***

Już 23 maja na Superauto.pl Stadionie Śląskim w Chorzowie odbędzie się zaliczany do cyklu World Athletics Continental Tour Silver 71. ORLEN Memoriał Janusza Kusocińskiego. Wejściówki na zawody dostępne są w sieci sprzedaży ebilet.pl.

W zawodach wezmą udział polskie i zagraniczne gwiazdy. Na starcie zobaczymy m.in. Anitę Włodarczyk, Ewę Swobodę, Jakuba Szymańskiego, Pię Skrzyszowską, Justynę Święty-Ersetic czy Piotra Liska.

Komentarze (2)
avatar
yes
18.05.2025
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Fajdek to jest Fajdek! On gwiazdorzy i Skrzypczyński jego gwiazdorzy. We wszystkim wskazany jest umiar!! 
avatar
KLM1
17.05.2025
Zgłoś do moderacji
3
1
Odpowiedz
Wojskowe Igrzyska Sportowe w Wuhan w 2019 rok... Tam bym szukal odpowiedzi na pytanie - skad wzial sie wirus... I kto go tam przywlekl... 
Zgłoś nielegalne treści