Ambicje w tym sezonie sięgają 80 m - rozmowa z Robertem Szpakiem, mistrzem świata juniorów

W piątek 11 lipca został mistrzem świata juniorów. Rzut w trzeciej próbie na odległość 78,01m pozwolił sięgnąć mu w Bydgoszczy po złoty medal. To najlepszy rezultat jaki padł na świecie w tym sezonie wśród juniorów. Mazurek Dąbrowskiego zabrzmiał na stadionie Zawiszy tylko jeden raz - dla Roberta Szpaka. Cała lekkoatletyczna Polska ma na ustach jego nazwisko. Każdy, kto choć trochę interesował się oszczepnikami, wiedział, komu warto poświęcić najwięcej uwagi.

W tym artykule dowiesz się o:

Agata Hudziak: Co pozwoliło Ci osiągnąć tak wiele, jakie czynniki złożyły się na sukces i kto się do niego w największym stopniu przyczynił?

Robert Szpak: Przede wszystkim jest to efekt ciężkiej, solidnej pracy. Zeszłoroczny nieudany start w Holandii (MEJ) a także chęć pokazania się na Mistrzostwach Świata Juniorów przed własną publicznością zmobilizowały mnie jeszcze bardziej. Na największe uznanie zasługuje mój trener Mirosław Szybowski . Z malutkiego okrąglutkiego chłopaka zrobił Mistrza Świata. Chciałbym również bardzo podziękować moim rodzicom, którzy mnie wspierali. Nie mógłbym także zapomnieć o wspaniałej bydgoskiej publiczności, której pomoc dodawała mi sił podczas samego konkursu.

W eliminacjach rzuciłeś w pierwszej próbie 72,29m i ten wynik dał Ci automatycznie kwalifikację do finału. Pierwszy rzut finałowy był jeszcze krótszy (71,47 m). To o wiele bliżej niż wynosił Twój poprzedni rekord życiowy z Warszawy. Dlaczego tak się dzieję? Czy pierwsze, bliskie jak na Ciebie rzuty, nie wprowadzają dodatkowo niepotrzebnego napięcia?

- Eliminacje rządzą się swoimi prawami. Z trenerem ustaliliśmy, że mam oddać spokojny, ładny technicznie rzut tak, aby bez większych problemów zakwalifikować się do finału. W przypadku finału natomiast, konkurs opóźnił się o 25 minut. Na ten czas byliśmy pozostawieni w malutkim pokoju (callroom). Wychodząc na rozbieg czułem się niedogrzany, a do tego mieliśmy tylko dwa rzuty próbne. Uznałem, że w pierwszej próbie muszę oddać spokojny, w miarę daleki rzut, aby przypadkiem nie złapać jakiejś nieprzyjemnej kontuzji.

Doskonałe wyniki osiągasz nie od dziś, jako młodzik rzucałeś 59,18 m (oszczep 600), za juniora młodszego 70,07m (oszczep 700). Rok temu reprezentowałeś Polskę w Holandii na Mistrzostwach Europy Juniorów. Wtedy jednak nie wyszło. Wróciłeś do domu bez medalu, bez tytułu, który był w zasięgu ręki. Od dwóch lat wiedziałeś, że kolejny sezon może przynieść upragnione 78 m.

- Trenuje już dosyć długo. Do czołówki udało mi się po raz pierwszy wskoczyć właśnie na Małym Memoriale Janusza Kusocińskiego w Świeciu, gdzie zdobyłem medal z wynikiem 59,18 m. Rok później sięgnąłem po brąz na Ogólnopolskiej Olimpiadzie Młodzieży w Warszawie, a po kolejnych dwóch latach z wynikiem o prawie 10 metrów dalszym zająłem czwarte miejsce w Łodzi (Mistrzostwa Polski Juniorów Młodszych). Zeszły sezon był wejściem do międzynarodowej czołówki. Pierwszy start i od razu doskonały wynik jak na 18-latka. Trochę mnie to przerosło. W pierwszej części sezonu miałem bardzo dobrą passę lecz na Mistrzostwach Polski Juniorów już było gorzej. Podchodzenie do nich w roli faworyta było trudnym wyzwaniem, któremu nie udało mi się sprostać. Kolejna ważna impreza to Mistrzostwa Europy Juniorów. Jechałem do Holandii z piątym wynikiem i niedużą stratą do trzeciego, więc miałem także duże szanse na medal. Niestety zjadła mnie trema. Pierwszy start na międzynarodowej imprezie był bardzo trudny i stresujący. Zająłem odległe dziesiąte miejsce. Brązowy medal dawał wynik prawie dwa metry gorszy od mojej życiówki, więc byłem bardzo zawiedziony swoją postawą. Potraktowałem te zawody jako przetarcie, wmawiając sobie powiedzenie co mnie nie zabije, to mnie wzmocni. Wraz z trenerem postanowiliśmy pracować jak najmocniej tak, aby móc powalczyć o medal na Mistrzostwach Świata w Bydgoszczy. Pierwsze starty w sezonie nie należały do najlepszych. Miałem problemy techniczne i oddawałem niezbyt udane rzuty na 72, 73 metry. W pewnym momencie mój start w Mistrzostwach był zagrożony ponieważ posiadałem trzeci rezultat w Polsce (będący piątym na świecie), a na liście do Bydgoszczy mogło znaleźć się tylko dwóch zawodników. Dopiero podczas ustalonych przez PZLA eliminacjach do MŚJ, które odbyły się Warszawie, przełamałem niezbyt dobrą passą i ustanawiając nowy rekord życiowy (75,97) wygrałem o prawie cztery metry z resztą kolegów. To było ważne przełamanie, które dało mi siłę i wiarę w swoje możliwości.

Znasz smak porażki, od piątku wiesz również, co oznacza sięgnąć szczytu. Nigdy nie chciałeś mówić głośno o swoich sukcesach, dotychczas skromny, mimo dobrych wyników mało widoczny. Jaki będzie nowy Robert Szpak? Co zmienia się w życiu sportowca po osiągnięciu pierwszych ważnych sukcesów?

- Myślę, że nie można mówić o kimś takim jak nowy Robert Szpak. Dalej będę tym samym chłopakiem, ponieważ fakt zdobycia tytułu Mistrza Świata w żaden sposób nie zmienia mnie jako człowieka. Jest to jednak pewna forma wynagrodzenia ciężkiej pracy podczas drogi do upragnionych sukcesów seniorskich. Mam nadzieję, że mój wysiłek z czasem się opłaci.

78 m to było Twoje założenie na obecny sezon. Najlepszy wynik w dotychczasowej karierze padł właśnie na Mistrzostwach Świata, co oznacza, że wraz z trenerem Mirosławem Szybowskim trafiliście z formą na planowaną imprezę. Wykonałeś plan w 100 proc. , ale jeszcze nie czas na odpoczynek. Za dwa tygodnie czekają Cię w Toruniu Mistrzostwa Polski Juniorów. Jaką dyspozycję przewidujesz na ten konkurs? Jak wiele emocji możesz dostarczysz jeszcze w tym sezonie?

- Trener doskonale przygotował mnie do tej imprezy, za co jestem mu bardzo wdzięczny. Cały okres przygotowawczy począwszy od września pracowaliśmy bardzo ciężko, aby docelowo przygotować się do Mistrzostw Świata Juniorów. Forma przyszła wtedy, kiedy powinna, z czego jestem ogromnie zadowolony. Mimo, że 78 metrów to bardzo dobry rezultat, nie jest to szczyt moich ambicji na obecny sezon. Jeżeli zdrowie dopisze to mam nadzieję, że już niedługo będę mógł cieszyć się z wyniku ponad ,magiczną granicą 80 metrów, która jest przepustką do oszczepniczego świata. Nawet w rekordowych rzutach na mistrzostwach zauważamy braki, które można jeszcze spokojnie nadrobić i dopracować tak, abym mógł osiągać coraz poważniejsze rezultaty.

Jesteś zawodnikiem dobrze ułożonym technicznie, mimo to w ubiegłym sezonie Twoje rzuty były bardziej dopracowane. Niektórzy twierdzą, że jesteś zbyt wolny na rozbiegu. Jak to odnosi się do koncepcji prowadzonej przez Twojego szkoleniowca?

- Myślę, że jest jeszcze czas na dopracowanie tych szczegółów. Jestem nadal bardzo młodym zawodnikiem, więc mam sporo czasu na doskonalenie swojej techniki oraz wszystkich elementów związanych z rzucaniem. Trener nie eksploatuje mnie poprzez wprowadzanie zbyt szybko mocnego treningu siłowego. Bazujemy przede wszystkim na sprawności ogólnej oraz ciągłym doskonaleniu techniki. Dzięki temu posiadam znaczne rezerwy i wiem, że jest jeszcze dużo do zrobienia. Co do szybkości jest to wynikiem moich dosyć niskich siłowych parametrów. Przy większych prędkościach nie byłbym obecnie w stanie oddawać poprawnych technicznie i dalekich rzutów. Mojemu trenerowi marzy się, abym mocne rezultaty osiągał do seniora, a kariera juniorowska jest tylko po drodze.

Ogromna część polskich lekkoatletów narzeka na ubogie zaplecze.

Czy jest coś co do tej pory utrudniało twoje szkolenie? Co byś zmienił w swoim otoczeniu, aby następne sukcesy przychodziły bez dodatkowych barier?

- W Kołobrzegu panują dość spartańskie warunki treningowe. Nie posiadamy stadionu z nawierzchnią tartanową. Dotychczas wraz z kolegami z grupy bazowaliśmy na sprzęcie otrzymanym od naszego miejscowego idola, Dariusza Trafasa (olimpijczyka i rekordzisty Polski w rzucie oszczepem). To dzięki jego uprzejmości posiadamy sprzęt oraz oszczepniczy rozbieg tartanowy umożliwiający w miarę normalne trenowanie. Nadal jednak istnieją duże braki. Mam nadzieję że mój sukces umożliwi nam pracę w przykładniejszych warunkach, czego owocem mogą być jeszcze lepsze wyniki.

Źródło artykułu: