Zdarzenie miało miejsce na końcu pierwszego okrążenia - Lewandowski został przez Kaki trafiony łokciem i kolanem, stracił rytm i kilka pozycji, które później musiał odrabiać. Zdarzenie nie miało miejsca na finiszu, więc umknęło uwadze sędziów, a także naszej ekipy, która nie złożyła protestu (jest na to czas tylko przez 30 minut po biegu).
Sprawą nie mógł zająć się także brat Lewandowskiego i jego trener Tomasz, bowiem Marcin po biegu udał się na kontrolę antydopingową. - Nie widziałem dobrze, nie miałem kontaktu z bratem - przyznaje na łamach Gazety Wyborczej.
Ewentualny faul bagatelizuje sam biegacz, który wielokrotnie powtarzał, że w biegu na 800 m kontakty między zawodnikami to rzecz normalna.
Źródło: Gazeta Wyborcza.