Usain Bolt udowodnił niedowiarkom, że w dalszym ciągu to on jest królem sprintu. O ile po finale biegu na 100m nie można było powiedzieć, że Jamajczyk zdeklasował swojego największego rywala, Justina Gatlina, o tyle już w czwartkowym finale na dwa razy dłuższym dystansie, tak właśnie było. Bolt nie dał Amerykaninowi żadnych szans.
[ad=rectangle]
Jamajczyk ma już na swoim koncie dziesięć złotych medali mistrzostw świata. Jest absolutnym dominatorem sprintu od kilku lat. W Pekinie po raz kolejny udowodnił, że przydomek "Błyskawica" jest idealnym określeniem jego talentu.
Nic więc dziwnego, że Bolt miał w czwartek powody do świętowania. Ze stadionu, po finale biegu na 200m, długo nie schodził. Podpisywał autografy, robił wspólne "selfie" z fanami. A przez cały czas towarzyszyły mu przy tym kamery telewizyjne. W pewnym momencie operator jednej z nich stracił panowanie nad pojazdem, którym się poruszał i staranował Bolta.
Jamajczyk wstał, otrzepał się, uśmiechnął i poszedł dalej, choć na jego twarzy pojawił się grymas bólu.
Źróło: Press Focus/x-news