Od kilku dni nazwisko Ewy Swobody jest w polskich mediach odmieniane przez wszystkie przypadki. Jej rewelacyjny wynik w biegu na 60 metrów w piątkowym Copernicus Cup w Toruniu i pobicie rekordu świata juniorek stało się dla nas jedną z najważniejszych wiadomości tygodnia.
Wyczyn 18-latki i jej czas (7,07) rzeczywiście robi wrażenie. Dość powiedzieć, że w jej wieku tak szybko nie biegała mistrzyni świata na 200 i wicemistrzyni na 100 metrów, Dafne Schippers. W sporcie nie ma jednak reguły. Osiąganie rewelacyjnych wyników w juniorskim wieku wcale nie gwarantuje, że w przyszłości Polka powtórzy wyniki Holenderki.
Głód sportowych sukcesów w naszym kraju jest jednak tak ogromny, że już pojawiły się opinie, mówiące o Swobodzie jako o faworytce tegorocznych igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro.
To, że kibice chcą razem z nią poczuć smak zwycięstwa i dumę z bycia Polakiem, jest zrozumiałe. Dziwię się jednak, że wielu z nas historia niczego nie uczy. Przykładów polskich sportowców, którzy błysnęli raz, by później regularnie zawodzić nasze nadzieje, jest aż nadto.
Nie popełnijmy tego błędu. Nie pompujmy balonika oczekiwań i nie twórzmy sami lekkoatletce wymagań nie do spełnienia. Bo sytuację, że za brak medalu w Brazylii spadnie na nią krytyka, zbyt łatwo mi sobie wyobrazić.
Swoboda ma wszystko, by odnosić w swojej karierze wielkie sukcesy. Talent, umiejętności, charakter i znakomitą trenerkę, która doskonale zna się na tym, co robi. Najważniejsze, by wspólnie krok po kroku realizowały swoje kolejne cele, nie słuchając żadnych innych i wszystkowiedzących doradców.
Obawiam się jedynie, że wokół nastolatki zrobi się za duży szum, który przeszkodzi jej w rozwoju. Z drugiej strony cieszy mnie podejście samej zawodniczki, która twardo stąpa po ziemi i przekonuje, że w Rio jej celem będzie półfinał, a o medale chce powalczyć cztery lata później w Tokio.
A jej słowa są tutaj najważniejsze.
Zobacz wideo: #dziejesiewsporcie: wstydliwe pudło w Anglii
Źródło: WP SportoweFakty