Poniedziałkowe deja vu to cykl portalu WP SportoweFakty. Co poniedziałek znajdziecie w tym miejscu artykuły wspominające najważniejsze wydarzenia z historii sportu. Wydarzenia, które do dzisiaj - mimo upływu lat - nadal owiane są pewną tajemnicą. Dlatego niezmiennie wywołują emocje.
Artykuły są wzbogacone scenkami (wyraźnie oddzielonymi od reszty tekstu, napisane tłustym drukiem), które stanowią autorską wizję na tematu tego, co działo się wokół tych wydarzeń.
***
- Ben, nie masz wyjścia, musisz zacząć się wspomagać - Charles Francis stał nad wychudzonym i przestraszonym nastolatkiem, który zaledwie kilka tygodni temu przyjechał z rodzicami do Kanady. Z Jamajki.
- Ttttttrenerze, aaaaaaaaale czy to jeeeeest uuuuczciwe - Ben Johnson był zakompleksionym, zamkniętym w sobie, jąkającym się młodzieńcem.
- Byłoby nieuczciwe, gdybyś tylko ty tak robił. Ale wszyscy twoi przeciwnicy biorą wspomagacze. Jeżeli nie zdecydujesz się na doping, to już na starcie będziesz miał kilka metrów straty. Nic nie osiągniesz.
- Spróóóóóbujmy - Jonhson powiedział szeptem, odwrócił się i skierował ku drzwiom wyjściowym trenerskiego gabinetu Scarborough Optimist Club.
- Ben - głośno zawołał szkoleniowiec.
Sportowiec odwrócił się.
- Tylko nikomu nic nie mówisz. Nawet rodzicom. Rozumiesz?
Johnson nie odpowiedział, poszedł do szatni i zaczął płakać. Nie był pewny, czy dobrze zrobił zgadzając się na propozycję trenera. Z drugiej strony, Francis był dla niego jak ojciec. Bardzo mu pomagał w aklimatyzacji w nowej szkole, nowym mieście, nowym środowisku.
***
" Tylko ja, jak ten idiota, byłem czysty"
24 września 1988 roku przeszedł do historii sportu. Czarnej historii. To właśnie wtedy podczas igrzysk olimpijskich w Seulu został rozegrany finał biegu na 100 metrów. Z jednej strony Ben Johnson, z drugiej Carl Lewis. Wyścig dwóch najszybszych ludzi świata elektryzował kibiców na wszystkich kontynentach. - Pojedynek gladiatorów - zapowiadał na pierwszej stronie US Today.
9.83 - tyle wynosił rekord świata. Fachowcy czuli, że dojdzie do sensacji, że ten wynik zostanie poprawiony. - Wszyscy o tym mówili - wspomina Włodzimierz Szaranowicz. - Walka Johnsona z Lewisem elektryzowała nawet tych, którzy nie interesowali się sportem. To były dwie ikony sportu. Gwiazdy pokroju Michaela Jordana czy Diego Maradony.
Oczekiwanie na sygnał startera zdawało się trwać w nieskończoność. Zwłaszcza dla trenera Johnsona - Charlesa Francisa. Kilkanaście lat wcześniej marzył o wielkiej karierze, był nawet w światowej czołówce, walczył o medale mistrzostw świata czy igrzysk olimpijskich. Trzykrotnie zdobywał złoto mistrzostw Kanady, mógł pochwalić się świetną "życiówką" - 10.1. To był - ówcześnie - piąty wynik na świecie.
I co z tego? Pojechał na IO w Monachium (1972) i odpadł już w drugiej rundzie, nie awansował do finału. - Po raz pierwszy spotkałem się wówczas z dopingiem - mówił kilkanaście lat później w wywiadach. - Tam cała czołówka coś brała. Tylko ja, jak ten idiota, byłem czysty. Nie miałem żadnych szans. Wróciłem do domu i postanowiłem, że na kolejnych igrzyskach zdobędę medal. Zacząłem więc brać.
Problemy ze zdrowiem spowodowały, że musiał zakończyć czynną karierę. Nie dobiegł do kolejnych igrzysk - w Montrealu, w 1976 roku. Zajął się pracą szkoleniową. - Skoro nie było mi dane zdobyć medalu olimpijskiego, postanowiłem wywalczyć go jako trener - wspominał. - Od razu wiedziałem, że bez niedozwolonych środków tego nie zrobię.
On się teleportował
Wróćmy do Seulu. Strzał startera i finaliści biegu na 100 metrów pomknęli do mety. Wszyscy pomknęli, ale jeden z nich postanowił się... teleportować. Nie ma innego określenia na to, co zrobił Ben Johnson. 9.79! Zdobył złoty medal, ośmieszył rywali (osiągnął potężną przewagę nad resztą stawki), a na dodatek wymazał z kart historii wszelkie rekordy.
- Gdybym na końcu nie wyciągnął ręki w geście triumfu, urwałbym jeszcze kilka setnych sekundy - opowiadał dziennikarzom, którzy otoczyli go tuż po tym biegu.
NA DRUGIEJ STRONIE PRZECZYTASZ M.IN. O PIWIE, KTÓRE MIAŁO ZASZKODZIĆ JOHNSONOWI, O SPISKU AMERYKANÓW ORAZ DLACZEGO FINAŁ BIEGU NA 100 METRÓW W SEULU PORÓWNUJE SIĘ DO TOUR DE FRANCE.
[nextpage]
***
[b]
- Skur*****! - Carl Lewis wszedł do szatni z impetem. Drzwi otworzył niekonwencjonalnie, potężnym kopniakiem.
- Pier***** oszust, zabiję go, nie zostawię tak tej sprawy - amerykański sprinter nie mógł się uspokoić.
- Uspokój się, przecież on jest na koksie, za kilkanaście godzin straci złoto - Lewis usłyszał głos jednego z działaczy, który wszedł za nim do szatni.
- Kur** mać, ale przecież ja też biorę. Jak jego złapią, to i ja zostanę zdyskwalifikowany - sprinter nadal krzyczał.
- Tak załatwimy sprawę, że ciebie zostawią w spokoju. Po prostu przez najbliższe godziny nie pokazuj się publicznie i czekaj, aż wypłynie informacja, że Johnson został złapany na koksie - Lewis usłyszał trzask zamykanych drzwi. Został sam w szatni.
***
[/b]
72 godziny później Ben Król Johnson stał się największym oszustem w historii sportu. "Tak wygląda złodziej", "Winny", "Ben, why?", "Do więzienia" - czołówki gazet z całego świata grzmiały o pozytywnym wyniku badań krwi. W organizmie lekkoatlety wykryto stanozol. Środek, który powoduje przyrost siły, a w małym stopniu masy. - Jest idealnie "szyty" dla sprinterów - przyznał doktor Steve Ferry, który komentował wpadkę dopingową Johnsona.
Johnson - niczym dziecko przyłapane na podkradaniu łakoci z kredensu - gubił się w zeznaniach. Najpierw mówił, że to nieprawda, że Amerykanie go zniszczyli (złoto IO przypadło drugiemu na mecie - Carlowi Lewisowi) itp. Potem okazało się, iż wypił piwo z dodatkiem tego sterydu. W końcu przyznał, że rzeczywiście wspomagał się zastrzykami z tym środkiem dopingującym. Jednak "kurację" zakończył na sześć tygodni przed startem w Seulu.
Wypił herbatkę z żeń-szeniem
- Jeżeli ktoś wierzy, że w finale IO w Seulu był choćby jeden czysty biegacz, to się myli - wypalił po latach Johnson.
- Popieram słowa mojego byłego zawodnika - dodawał Francis.
Taki atak odbił się głośnym echem w USA. - Ten oszust ma jeszcze czelność coś mówić? - cytowano Lewisa, oficjalnie złotego medalistę.
Lewisowi wtórowali: Linford Christie, który zajął drugie miejsce, czy Calvin Smith - brązowy medalista.
- Śmieszni są, szprycowali się zastrzykami dokładnie tak samo jak ja, albo i częściej, bo przecież ja miałem talent - nie odpuszczał Johnson.
Po latach okazało się, że Johnson niewiele minął się z prawdą. Wedle różnych informacji jedynie dwóch uczestników finału IO w Seulu nigdy wcześniej, ani później nie zostało oficjalnie złapanych na stosowaniu niedozwolonych środków.
W 2003 roku dr Wade Exum (były szef kontroli antydopingowej Amerykańskiego Komitetu Olimpijskiego) ujawnił dokumenty, z których jasno wynikało, że Lewis przed IO w Seulu miał również pozytywny wynik kontroli dopingowej. Sportowiec przyznał się po latach, że szprycował się medykamentami.
Christie został złapany na dopingu dopiero w 1999 roku, choć w Seulu też miał wynik pozytywny. Wytłumaczył się wypiciem bliżej nieokreślonej herbaty z dodatkiem żeń-szenia. Wedle amerykańskich dziennikarzy złoto należało się czwartemu na mecie Calvinowi Smithowi.
Kolejny - piąty - na mecie Dennis Mitchell został ukarany dyskwalifikacją w 1998 roku. Szósty był Brazylijczyk Robson da Silva, który podobnie jak Smith, nigdy nie wpadł. Trzeba więc założyć, że nie oszukiwał. Za nim przybiegli: Desai Williams, który razem z Johnsonem wstrzykiwał sobie stanozol, oraz Ray Stewart, który już jako trener został oskarżony w jednej z afer dopingowych.
- Ten finał był jednym, wielkim oszustwem. Coś jak podczas najgorszych lat Tour de France, gdzie w pierwszej dziesiątce klasyfikacji generalnej ze świecą w ręku można było szukać uczciwych kolarzy - ocenił Jerome Lapiere, francuski dziennikarz, który zajmuje się problemem dopingu w sporcie.
***
[b]- Dlaczego? Dlaczego odszedłeś? Co ja mam teraz robić? Zawsze mi pomagałeś, byłeś dla mnie jak ojciec - jeden z najlepiej zbudowanych sportowców świata, twardziel, człowiek-błyskawica kompletnie się rozkleił. Łkał jak mała dziewczynka.
Stał nad grobem człowieka, dzięki któremu z anonimowego i przestraszonego Bena Johnsona przerodził się w medialną bestię. Nie bał się nikogo i niczego. Nie narzekał też na brak pieniędzy, żył na światowym poziomie, dla milionów ludzi był idolem.
- Charles - jeszcze bardziej ściszył głos, klęknął, przyłożył usta do ziemi. - Charles, wiem, że mnie słyszysz. Słuchaj, gdybym mógł cofnąć czas i jeszcze raz byś mnie zapytał, czy decyduję się wziąć ten pieprzony koks, to odpowiedziałbym ci tak samo. Nie żałuję niczego, co razem przeżyliśmy. Niczego!
Przez pusty cmentarz - niczym sprinter walczący o rekord świata - przebiegł przeraźliwy krzyk. Krzyk rozpaczy.
***
Marek Bobakowski
[/b]
Chcesz przeczytać wcześniejsze odcinki Poniedziałkowego deja vu - kliknij TUTAJ >>
ZOBACZ WIDEO Andrzej Rusko: Wrócimy na najnowocześniejszy stadion żużlowy na świecie
taaa...