Sportowe deja vu to cykl portalu WP SportoweFakty. Co tydzień znajdziecie w tym miejscu artykuły wspominające najważniejsze wydarzenia z historii sportu. Wydarzenia, które do dzisiaj - mimo upływu lat - nadal owiane są pewną tajemnicą. Dlatego niezmiennie wywołują emocje.
Artykuły są wzbogacone scenkami (wyraźnie oddzielonymi od reszty tekstu, napisanymi tłustym drukiem), które stanowią autorską wizję na tematu tego, co działo się wokół tych wydarzeń.
***
[b]
- Trenerze, ręka mnie boli, nie ma już miejsca na nowe wkłucie - Wang Junxia szeptem mówiła do trenera, chociaż jej wzrok był wbity w ziemię. Bała się reakcji. Przecież Ma Junren nie raz i nie dwa uderzył ją prosto w twarz. A to za słabszy wynik, a to za zły, jego zdaniem, dobór butów wizytowych, a to...[/b]
Cisza, spokój, szkoleniowiec stanął na środku szatni i nie reagował, nie ruszał się. Kilka biegaczek, które siedziały wokół Junxii, właśnie tego najbardziej się bały. Wiedziały, że wkrótce nadejdzie tornado.
Junren podszedł do zawodniczki, podniósł jej rękę i dokładnie obejrzał. - Masz rację, ręka nie wygląda dobrze, a przecież za miesiąc jest start w Europie, mogliby zacząć coś podejrzewać - przyznał spokojnym tonem. - Od dzisiaj przejdziesz na tabletki. Lekarz ustali dawkę.
- Trenerze... - Junxia odezwała się jeszcze ciszej niż poprzednio, choć wydawało się to niemożliwe. - Tabletki wywołują u mnie ogromny ból brzucha. Nie zniosę tego.
W tym momencie padł pierwszy cios. Pięścią idealnie między oczy, z chirurgiczną precyzją. Z nosa natychmiast polała się strużka krwi. Koleżanki Junxii rozpierzchły się po szatni. Schowały się za szafkami, wieszakami, niektóre szukały schronienia w toalecie. Junren jednak skupił się na tej, która odważyła się odezwać.
Rzucił nią o ziemię, doskoczył, kolanem wbił się w mostek. Sportsmenka nie mogła złapać tchu, miała drgawki. - Tyle jesteś warta, tyle, jakbym chciał to bym cię tutaj zabił i nikt by nawet jednej łzy nie uronił. Więc się zamknij i zażywaj tabletki! - krzyczał trener.
***
"Bieg tysiąca tajemnic"
Europejskie Stowarzyszenie Lekkoatletyczne przedstawiło ostatnio pomysł, aby wymazać z tabel wszystkie rekordy z czasów, gdy był problem ze skutecznymi kontrolami dopingowymi. Chodzi głównie o wyniki sprzed 20-, 30-, 40 lat (czyszczenie ma objąć rekordy sprzed 2005 roku). Wyniki, których mimo rozwoju technologii nie udało się jeszcze pobić.
ZOBACZ WIDEO: 67-letni himalaista z Polski podejmie odważne wyzwanie na ośmiotysięczniku
Pomysł wstępnie poparł prezydent Międzynarodowego Stowarzyszenia Federacji Lekkoatletycznych - Sebastian Coe. Nieoficjalnie mówi się, że projekt zostanie przegłosowany oficjalnie jeszcze w sierpniu, a od 1 stycznia 2018 z tabel rekordów Europy i świata zniknie wiele podejrzanych wyników. - Nie zgadzam się na taki zabieg - grzmi Mike Powell, rekordzista świata w skoku w dal. - Jakie dowody na nieuczciwość, choćby w moim przypadku, ma IAAF. Dlaczego ma mi zabrać rekord? Dlatego, że w kilku, czy kilkunastu innych przypadkach rzeczywiście wpływ na wyniki miały niedozwolone środki. Ja nazywam się Powell i nie ponoszę odpowiedzialności za innych. Mój prawnik już działa.
Podobnych opinii jest więcej. Jednak zwolenników wymazania tabel jest równie wielu. Przed nami jedna z najtrudniejszych decyzji w historii światowego sportu.
Jednym z wyników, który miałby zostać wymazany, byłby rekord świata należący od 13 września 1993 roku do Wang Junxii. Chińska biegaczka - w Pekinie - osiągnęła rezultat 8:06.11. To prawie 15 sekund szybciej niż rezultat osiągnięty w 2014 roku przez genialne kenijskie zawodniczki - Hellen Onsando Obiri i Mercy Chenoro. Rekord Polski - należący do Lidii Chojeckiej - jest gorszy o ponad 25 sekund. Przepaść.
Jakim cudem Junxia osiągnęła taki rezultat? Czy wpływ na to miał tylko doping, do którego Chinka przyznała się w 2016 roku? To nie takie proste. Zdaniem fachowców, bieg z września 1993 roku to jeden z najbardziej niewytłumaczalnych wydarzeń w historii. "Bieg tysiąca tajemnic".
Obserwatorzy łapali się za głowy
Lata 90. XX wieku. Upadek komunizmu w Europie Środkowo-Wschodniej, koniec muru berlińskiego, rozpad Związku Radzieckiego. Te polityczne wydarzenia miały wpływ również na sport. - W końcu nie będziemy mieli do czynienia z dopingowiczami kryjącymi się za Żelazną Kurtyną - mówili z nadzieją obserwatorzy.
Zapomnieli o Chinach. Na mistrzostwach świata w 1993 roku (Stuttgart) aż pięć (z sześciu) medali na dystansach 3000 i 10000 metrów zdobyły zawodniczki właśnie zza Wielkiego Muru. "Dziewczyny Junrena", bo tak nazwano te biegaczki, totalnie zdominowały rywalki. Wygrywały z taką łatwością, że natychmiast pojawiły się podejrzenia o stosowanie dopingu.
Oto skrót finału biegu na 3000 m z MŚ w Stuttgarcie.
Mistrzostwa to jednak było dopiero preludium do jednego z największych oszustw w historii sportu. Oszustwa, do którego doszło w Pekinie.
NA DRUGIEJ STRONIE PRZECZYTASZ M.IN. O: KRWI WĘŻA I TAJEMNICZYCH GRZYBACH Z CHIŃSKICH LASÓW, W JAKI SPOSÓB MOŻNA BYŁO ZAOSZCZĘDZIĆ 60 METRÓW W BIEGU NA 3000 METRÓW ORAZ CO ZE SPRAWĄ MA WSPÓLNEGO IAAF.
[nextpage]Trzy tygodnie po MŚ w lekkiej atletyce w Stuttgarcie zostały rozegrane mistrzostwa Chin. 12 i 13 września aż pięć chińskich biegaczek (Wang Junxia, Qu Yunxia, Zhang Linli, Ma Liyan oraz Zhang Lirong) osiągnęło lepsze rezultaty od ówczesnych rekordów świata. - Nasza praca przyniosła oczekiwany rezultat - chwalił się w reżimowej telewizji Junren. - Jesteśmy światową potęgą.
Międzynarodowi obserwatorzy łapali się za głowy.
Oto pięć najlepszych wyników na dystansie 3000 m kobiet.
imię i nazwisko | czas | data | miejsce biegu |
---|---|---|---|
1. Wang Junxia | 8:06.11 | 13.09.1993 | Pekin |
2. Qu Yunxia | 8:12.18 | 13.09.1993 | Pekin |
3. Zhang Linii | 8:16.50 | 13.09.1993 | Pekin |
4. Ma Liyan | 8:19.78 | 13.09.1993 | Pekin |
5. Hellen Obiri | 8:20.68 | 9.05.2014 | Doha |
Badania dopingowe? Światowa Agencja Antydopingowa (WADA) jeszcze nie istniała (założono ją w 1999 roku), a IAAF nie wysłał do Pekinu swoich kontrolerów. Byli niezależni obserwatorzy mający za zadanie wykryć przypadki ewentualnych oszustw, ale nie mieli narzędzi, aby sprawdzać "czystość" sportowców.
***
- Mówisz, że uznają te rekordy, bez jaj? - mocno podchmielony minister sportu podtrzymywał się krzesła. Przed nim siedział Ma Junren, człowiek, który dał Chinom rekordy świata.
- Dlaczego mają nie uznać? - trzeźwy jak pies, choć równo z rozmówcą opróżniał kolejne kieliszki, szkoleniowiec z pełnym spokojem odpowiadał pytaniem na pytanie.
Minister bezwładnie opadł na fotel. Było mu niedobrze.
- No bo przecież to było oszustwo, oni o tym nie wiedzą? - polityk coraz bardziej bełkotał.
Junren nagle wstał. Wyciągnął z kieszeni marynarki dyktafon. Na oczach ministra wyłączył czerwony przycisk. Z kamienną twarzą i bez podnoszenia głosu, jakby kupował pieczywo w sklepie obok domu, powiedział: - Ta kaseta zostaje zdeponowana u mnie, jakbyś chciał kiedykolwiek mnie zwolnić, robić mi pod górkę, kopać pode mną dołki, przekażę ją Partii. A wtedy...
- Wiem, wiem, przepraszam - minister rozpłakał się jak małe dziecko.
***
Doping to tylko jedna strona medalu. Zresztą, wyjaśniona. Jak już pisaliśmy wcześniej, w 2016 roku, biegaczka opublikowała list otwarty, w którym napisała między innymi: "Przez długie lata przyjmowałam narkotyki i środki dopingujące. Były mi podawane przez trenera Ma Junrena oraz sztab medyczny. W różnej postaci. Mówię zarówno o tabletkach, jak i zastrzykach. Nie miałam innego wyjścia. Musiałam zgodzić się na takie warunki. Każdy, kto żył w totalitarnym państwie, doskonale mnie zrozumie".
A Junren do dzisiaj opowiada dziennikarzom, że tajemnica sukcesu jego zawodników była oparta na ogromnych dawkach treningowych (sportowcy codziennie biegali ponad 40 kilometrów) oraz... diecie, w której skład wchodziły: krew węży i tajemnicze grzyby rosnące w chińskich lasach.
Wpływ na takie wyniki zapewne - choć tutaj poruszamy się już w sferze domysłów - miały również inne czynniki. Dziennikarze zwracają uwagę, że z tych mistrzostw Chin nie ma ani jednego materiału zdjęciowego, ani filmowego. Po prostu nic. Być może właśnie o to chodziło, aby świat nie dowiedział się na przykład o tym, że tor na stadionie w Pekinie był za krótki, nie spełniał wymogów IAAF. - Wystarczyło domalować tor "0" i wtedy miałby on długość 392 metrów, zamiast 400. Na dystansie 3000 m można byłoby "zaoszczędzić" aż 60 metrów, czyli kilkanaście sekund - twierdzi Alex Suchman.
Wszelkie badania i analizy są już niemożliwe, bowiem obiekt, na którym 24 lata temu rozegrane mistrzostwa Chin - nie istnieje. Został zburzony przy okazji budowy obiektów na igrzyska olimpijskie w 2008 roku.
Dziwne zachowanie IAAF
Być może tajemnica sukcesu Chinek tkwi też w specjalnie przestawionym zegarze. Co prawda obsługę zapewniała firma Omega, ale nie do końca wiemy, czy tylko przekazała swój sprzęt, czy do Pekinu polecieli odpowiednio przeszkoleni pracownicy tej firmy. Nie ma dokumentów, które mogłyby wyjaśnić tę kwestię. Nie ma, albo są głęboko zaszyte w chińskich archiwach.
Suchman - który poświęcił sporo czasu, aby poznać sprawę jak najdokładniej się da - oskarża nie tylko Chińczyków, ale i działaczy IAAF. Chińczycy rzeczywiście "śmiali się całemu światu w twarz", ale gdyby nie ciche przyzwolenie ze strony lekkoatletycznej centrali, wyniki nie zostałyby zaakceptowane. Na dodatek Wang Junxia w 2012 roku została zaproszona do Lekkoatletycznej Galerii Sław. Tajemnicą Poliszynela było, że rekordzistka świata grała nie fair, mimo to IAAF podjęła taką decyzję.
- Nie wiemy, kto stał za tym oszustwem, pewnie wiele osób - pisze Suchman. - Przykre, że nie ponieśli oni żadnych konsekwencji. Za to, że skompromitowali nie tylko Chiny, nie tylko lekkoatletykę, ale przede wszystkim sport i ideę rywalizacji.
Teraz IAAF próbuje się wybielić. Wymazać wszystkie podejrzane rekordy i tym samym uratować twarz. Po pekińskich mistrzostwach z 1993 roku nie ma pewności, czy to się jeszcze da zrobić.
Chcesz przeczytać wcześniejsze odcinki Poniedziałkowego deja vu - kliknij TUTAJ >>
A taki Armstrong też żył w totalitarnym państwie?! Z Czytaj całość