Kluby Państwa Środka z roku na rok wydają na transfery coraz większe kwoty. Tylko w zimowym oknie transferowym kluby z Chinese Super League przeznaczyły na pozyskanie zawodników 388 mln euro, a do tego dołożyły wydatki na bardzo wysokie pensje, którymi zachęcano piłkarzy do przeprowadzki do Azji.
Z związku z transferowym szaleństwem, które opanowało chińskie kluby, w połowie stycznia władze tamtejszej ligi wprowadziły przepis mówiący, że w sezonie 2017 na boisku będzie mogło przebywać tylko trzech zagranicznych piłkarzy, a w meczowej "18" może się znaleźć tylko pięciu stranierich. Chińczycy działają jednak dwutorowo: wydają duże kwoty na nowych zawodników z Ameryki Południowej i Europy, ale jednocześnie inwestują olbrzymie pieniądze także w rozwój swoich akademii.
- Chińczycy wprowadzili te limity, ponieważ naprawdę chcą rozwijać swoje własne talenty - mówi prof. Simon Chadwick z Uniwersytetu Salford i dodaje: - Założeniem jest, by do dziesięciu lat lat wyjściowe składy drużyn klubowych składały się w stu procentach z chińskich zawodników.
- Oczywiście w najbliższym czasie nie będzie to możliwe, bo w Chinach po prostu nie ma tylu utalentowanych piłkarzy, ale celem Chińczyków jest wyprodukowanie własnego Messiego czy Ronaldo. Chińczycy będą mieli grać w chińskich klubach, by potem móc grać w drużynie narodowej. Rząd ogłosił, że w 2050 roku reprezentacja Chin ma zostać mistrzem świata - tłumaczy Chadwick.
ZOBACZ WIDEO Na kłopoty Messi. Zobacz skrót meczu Atletico Madryt - FC Barcelona [ZDJĘCIA ELEVEN]
Czy można inaczej? W Europie (również w Polsce) grają w ping ponga Eur Czytaj całość