Ogrodnik, który został mistrzem. 77 lat temu zginął Janusz Kusociński

Kamil Kołsut
Kamil Kołsut

Chcieli dołożyć "Kusemu", który w lokalu tańczył z Wajsówną tango. Prawdopodobnie mieli pistolety. Polaków uratował dopiero graniczny szlaban.

"Myśmy były romantyki"

Kusociński po olimpijskim sukcesie rozkochał w sobie kraj. Listy, wywiady, wizyty w zakładach pracy. Kazimiera Wirska skomponowała na jego cześć utwór, a Jerzy Kierst napisał wiersz "Los Angeles 1932", w którym walkę Kusocińskiego z Iso Hollo przyrównał do pojedynku Hektora z Achillesem.

Były sprinter Edward Trojanowski opowiada Bogdanowi Tuszyńskiemu, że Kusociński stał się "warszawskim snobem". Bywał w lokalach, kochał taniec, pokera, brydża i wyścigi konne. Nie zatracił się jednak. Lubił dobre towarzystwo, ale nigdy nie zapominał o starych przyjaciołach.

Mógł zostać bogaty i za 50 tysięcy dolarów przejść na zawodowstwo, ale powiedział: "nie".

Wyjaśnia Wajsówna: - Odmówiliśmy, bo tak się chciało tego orzełka nosić. Myśmy były romantyki.

Mistrz nigdy nie kończy

Hossa nie trwała długo. Rok po igrzyskach Kusociński skręcił kostkę. Miał problemy z kolanem, męczyły go kontuzje i choroby. Prawdziwy dramat rozegrał się w 1934 roku podczas zawodów na stadionie Legii Warszawa. To miał być wielki pojedynek Polaka z nową fińską gwiazdą Laurim Lehtinenem. Starcie o tytuł najlepszego długodystansowca globu.

Nasz mistrz już w połowie dystansu zaczął jednak kuleć, mylić krok. A po minięciu mety padł bez sił na murawę.

Bartelski: - Do szatni wchodzili koledzy i działacze. Stawali w progu, w milczeniu patrzyli na leżącego w fotelu "Kusego". Wyciągnięta do przodu noga, jakby sztywna, wskazywała na przyczynę klęski. Nikt nie pocieszał pokonanego. Większość zdawała sobie sprawę, że stała się rzecz nieodwracalna.

To miał być jego koniec. Zaczął pracę naukową, wziął się za dziennikarstwo. Na kolejne igrzyska olimpijskie (Berlin 1936) pojechał jako honorowy gość. Mając 30 lat, zdał maturę. Stara miłość jednak nie zardzewiała.

W końcu  Kusociński wrócił na bieżnię. W 1939 r. pobił nawet rekord kraju na 5000 metrów, na kolejne igrzyska - gdyby się odbyły - jechałby prawdopodobnie jako jeden z faworytów. W biegu zatrzymała go dopiero wojna.

Śmierć w Puszczy

Miał kategorię D (niezdolność do noszenia broni) i mógł uniknąć udziału w walkach, ale zgłosił się na ochotnika. Dzięki znajomościom trafił do drużyny karabinów maszynowych, osłaniał natarcie 360. pułku piechoty idącego w stronę Okęcia. Później bronił Sadyby i Fortu Czerniakowskiego. Był dwukrotnie ranny, dostał Krzyż Walecznych.

Po kampanii wrześniowej razem z kilkoma innymi sportowcami został twarzą gospody "Pod Kogutem". Brylował, kierował salą. I pod pseudonimem "Prawdzic" działał aktywnie w Organizacji Wojskowej "Wilki".

Prowadził sabotaż, szefował komórce kontrwywiadu. Był odważny, bezkompromisowy, ale i nieostrożny. Z nogami na stoliku czytał w gospodzie prasę podziemną, podkradał Niemcom amunicję. Przyjaciele żyli w niepokoju choć w sercu przekonywali się, że Kusocińskiego ochroni nazwisko. Nie udało się.

Gestapo sprzedał go Szymon Wiktorowicz. Do niewoli trafił krótko po Wielkanocy 1940 roku. Był torturowany, ale przyjaciół nie wydał. Podobno dostał propozycję nie do odrzucenia, oferowano mu możliwość trenowania niemieckich biegaczy. Odmówił. Zginął zastrzelony w pobliżu Palmir, gdzie Niemcy sprawili rzeź na polskiej inteligencji.

Od 1954 roku rozgrywany jest Memoriał Janusza Kusocińskiego. Ma w kraju kilkanaście pomników i ulic swojego imienia. Tablica przy Forcie Czerniaków upamiętnia miejsce, w którym został ranny podczas obrony Warszawy.

Autor na Twitterze:

Pisząc tekst korzystałem z książek Jana Lisa "Romantyczne olimpiady" i Bogdana Tuszyńskiego "Kusy" oraz reportażu Lesława M. Bartelskiego "Niezwyciężony" zamieszczonego w "Poczcie polskich olimpijczyków 1924-1984".

Czy Janusz Kusociński to najlepszy biegacz w historii polskiej lekkiej atletyki?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×