Kulomioci mocni jak nigdy. Bukowiecki: Fajnie dla kibiców, dla mnie niekoniecznie

PAP / PAP/Adam Warżawa
PAP / PAP/Adam Warżawa

21,51 - od 13 maja tyle wynosi rekord życiowy Konrada Bukowieckiego. Wynik świetny, ale w tym roku daje mu dopiero 10. miejsce na światowej liście. - Poziom pchnięcia kulą bardzo poszedł do góry. Fajnie dla kibiców, dla mnie niekoniecznie - mówi.

W tym artykule dowiesz się o:

Potężny 20-latek ze Szczytna, najmocniejszy junior w historii pchnięcia kulą, w tym roku osiąga znakomite wyniki. W marcu na halowych mistrzostwach Europy w Belgradzie rezultatem 21,97 ustanowił rekord Polski, w maju w Kielcach ustanowił "życiówkę" na otwartym stadionie pchnięciem na 21,51.

W sierpniowych mistrzostwach świata w Londynie Bukowiecki powalczy o pierwszy seniorski medal tej imprezy. Zadanie jest jednak wyjątkowo trudne, bo takiego ścisku w czołówce kulomiotów nie było chyba jeszcze nigdy.

- W tym roku aż osiemnastu zawodników przekroczyło 21 metrów na otwartym stadionie. Moje 21,51 to dopiero dziesiąty wynik na świecie. Poziom pchnięcia kulą na świecie bardzo poszedł do góry. Dla kibiców to fajna wiadomość, dla mnie niekoniecznie - mówi Bukowiecki w rozmowie z WP SportoweFakty.

Ponad 22 metry osiągnęli w tym sezonie mistrz olimpijski z Rio de Janeiro, Amerykanin Ryan Crouser, jego rodak Joe Kovacs i Czech Tomas Stanek. Dalej od polskiego rekordzisty pchali też Brazylijczyk Darlan Romani, kolejni reprezentanci USA Darrell Hill i Ryan Whiting, reprezentujący Portugalię Bułgar Tsanko Arnaudov i Nowozelandczyk Tomas Walsh.

ZOBACZ WIDEO: Ekstremalny wyścig z udziałem Polaka. "Ścigając się nad Alpami, przekraczamy własne bariery" (WIDEO)

Polski mistrz i rekordzista świata juniorów otwarcie przyznaje, że Crouser i Kovacs wynikowo są na razie poza jego zasięgiem - pierwszy uzyskał w tym roku 22,65, drugi tylko o osiem centymetrów mniej.

- Ale to nie znaczy, że w bezpośredniej rywalizacji nie możemy nawiązać walki. Imprezy mistrzowskie rządzą się swoimi prawami, a najlepszym tego przykładem jest Tomasz Majewski, który na igrzyska olimpijskie nigdy nie jechał z pierwszym wynikiem, a dwa razy wygrał - zaznacza Bukowiecki.

Dziewięć lat temu w Pekinie pierwszy tytuł mistrza olimpijskiego dał Majewskiemu dokładnie taki wynik, jaki teraz jest rekordem życiowym zawodnika Gwardii Szczytno.

- Teraz rezultat w okolicach 21,50 może dać złoty medal mistrzostw świata, a może też wystarczyć tylko do siódmego, ósmego miejsca. Na imprezach mistrzowskich nie wszyscy osiągają wyniki w okolicach rekordów życiowych - mówi Bukowiecki.

Fakt, Amerykanie, z którymi rywalizował Majewski - Christian Cantwell, Reese Hoffa czy Adam Nelson potrafili zawalić najważniejsze zawody w sezonie, ale wydaje się, że akurat Crouser takich problemów nie ma. A w najbliższych latach to właśnie z nim trzeba będzie wygrywać, żeby zdobywać złote medale. 24-latek z Portland niezależnie od stawki wchodzi do koła i robi swoje, co w jego przypadku oznacza pchnięcia poza 22. metr.

- To zawodnik wychowany w bardzo zdrowym trybie, poukładany. Poza tym ma dwa metry wzrostu, a mimo to pcha techniką obrotową i bardzo dobrze mu to wychodzi. Łamie zasadę, że wyżsi zawodnicy pchają "doślizgiem" - charakteryzuje Bukowiecki swojego amerykańskiego rywala, w tej chwili najlepszego kulomiota na świecie.

Polak może dorównać Crouserowi, jeśli do znakomitego przygotowania siłowego, które prezentuje już teraz, dołoży równie dobrą technikę. - Siłowo czuję się przygotowany bardzo dobrze. Zazwyczaj kiedy jest siła, trochę gorzej z techniką. Czekam, aż jedno i drugie będzie na odpowiednim poziomie i kula zacznie latać bardzo daleko - wyjaśnia.

Mocą swoich ramion Bukowiecki imponuje nawet Marcinowi Gortatowi, a komuś, kto na własne oczy widział, jak trenuje taki atleta jak Dwight Howard i regularnie mierzy się z LeBronem Jamesem, nie łatwo zrobić wrażenie na tym polu. - Ty 200 kilo na klatę pchasz? Poważnie? - pisał do najlepszego polskiego kulomiota koszykarz Washington Wizards, gdy ten zamieścił na Instagramie wideo, na którym wyciska 200-kilogramową sztangę w serii trzech powtórzeń. Bukowiecki odpowiedział, że to nie jest maksimum jego możliwości. Jego rekord to 240 kilogramów.

- Bardzo mi miło, że dostałem od niego pochwałę, że sportowiec tej klasy zwraca na mnie uwagę. Mam nadzieję, że wkrótce nie będzie już jedynym Polakiem w NBA, że dołączy do niego Przemek Karnowski. Z Marcinem złapaliśmy kontakt już wcześniej, byłem na jego dwóch meczach w Los Angeles, kiedy Wizards grali dzień po dniu z Lakers i Clippers. Sympatyczny, bardzo normalny facet - chwali Gortata lekkoatleta ze Szczytna.

- A co do Dwighta Howarda czy LeBrona Jamesa, to myślę, że oni nie biorą 200 kilogramów na trzy czy cztery powtórzenia. Taki Shaquille O'Neal chyba też nie, chociaż był wielkim chłopem. To jest jednak inna siła i żeby ją wypracować potrzebne są inne ćwiczenia, niż te, które wykonują koszykarze - wyjaśnia Bukowiecki.

Źródło artykułu: