Z Londynu Tomasz Skrzypczyński
Robert Urbanek z siódmym wynikiem (63,67 m) awansował do finału rzutu dyskiem na mistrzostwach świata. Brązowy medalista z Pekinu był jednak mocno zaniedowolony ze swoich rzutów. - Jestem zawiedziony - ocenił.
Polski dyskobol w ostatnich tygodniach pokazywał, że wraca do wysokiej formy. Na mityngu w Szwecji rzucił 66,73 m, co dawało nadzieję na udany występ w Londynie. W piątkowych eliminacjach Urbanek zrobił swoje i awansował do finału, ale nie był to dla niego najlepszy dzień.
- Nie na to tutaj liczyłem. Po ostatnich treningach byłem pewien, że wejdę na luzie do koła i będzie fajnie. I może to mnie trochę zgubiło, bo ostatnie rzuty oddawałem w innym kole. Spokojnie rzucałem 65 metrów i myślałem: wow, jest forma, będzie dobrze. Ale jestem zawiedziony - ocenił.
ZOBACZ WIDEO Paweł Fajdek o rekordzie świata: Zaatakuję, ale to będzie bardzo trudne (WIDEO)
- Tutaj nawierzchnia jest strasznie tępa, trudno się zakręcić. W ogóle nie mogłem się rozpędzić. Mam nadzieję, że jutro będę rzucał szybciej i bardziej agresywnie, ale muszę iść na całość - dodał.
Urbanek przyznał wprost, że jest zaniepokojony tym, co zaprezentował. - W ubiegłym sezonie byłem w rozsypce, ten rok również nie rozpoczął się najlepiej, ale w końcu się pozbierałem, zaczęło to wszystko lepiej wyglądać, dlatego niepokoi mnie to, co stało się w eliminacjach. Czułem się bardzo dobrze, nie wiem czemu trudno mi było z siebie wykrzesać więcej.
Jego zdaniem aby w sobotę zdobyć medal trzeba rzucać powyżej 67 metrów. - Chłopaki idą bardzo mocno, rzucają daleko i poziom jest naprawdę wysoki. Ja nie jestem optymistą jeśli chodzi o finał, ale będzie nowy dzień. Trzeba się z tym przespać i dalej jechać z tematem - zakończył brązowy medalista ostatnich MŚ w Pekinie.
Zobaczymy dopiero na co stać Urbanka i jego konkurentów.