Korespondecja z Londynu. Kibica nie oszukasz

PAP/EPA / SRDJAN SUKI / Na zdjęciu Usain Bolt
PAP/EPA / SRDJAN SUKI / Na zdjęciu Usain Bolt

Pierwszy dzień mistrzostw świata w Londynie pokazał, że kibice nie zapominają. Gdy raz zawiedziesz ich zaufanie, już go nie odzyskasz. Justin Gatlin może dalej startować, ale już w roli wroga numer jeden. Wszystkich.

Z Londynu Tomasz Skrzypczyński

Tumult, piski, euforia. Trudno krótko opisać reakcję brytyjskiej publiczności, gdy pojawił się na ekranie. A on tylko na to czekał. Ten uśmiech, ta poza. A na koniec ukłon. Usain Bolt jest jedyny i niepowtarzalny. Kibice wiedzą, że będzie go brakować. Dlatego cieszą się z każdej sekundy spędzonej przez Jamajczyka na bieżni.

Ten drugi też był mistrzem olimpijskim. Uwielbiany przez Amerykanów, król sprintu. Później okazało się jednak, że fałszywym.  Justin Gatlin został złapany na stosowaniu dopingu i zawieszony. To jednak nie wpłynęło na jego sumienie. Wrócił i dalej zdobywa medale, śmiejąc się innym prosto w twarz.

Nie ma jednak już swoich kibiców, a na pewno nie na Stadionie Olimpijskim w Londynie. Podczas prezentacji przed biegiem eliminacyjnym na 100 metrów, gdy na ekranach pojawił się Gatlin, słychać było jedynie ogromne buczenie. Podobnie, gdy dobiegł do mety. Nieistotne, że na pierwszym miejscu.

Kibica nie oszukasz.

ZOBACZ WIDEO Paweł Fajdek o rekordzie świata: Zaatakuję, ale to będzie bardzo trudne (WIDEO)

Na przeciwległym froncie znalazł się Mohammed Farah. Idol gospodarzy nie zawiódł i sięgnął po złoto w biegu na 10 000 metrów. Uwielbienie fanów wobec tego zawodnika jest tutaj przeogromne. Gdy tylko przyspieszał, na trybunach podnosił się trudny do opisania tumult. A gdy finiszował, obiekt wręcz eksplodował.

Pierwszy dzień mistrzostw był także udany dla Polaków. Piotr Małachowski i Robert Urbanek przebrnęli przez eliminacje rzutu dyskiem. W sobotę większe szanse na medal ma ten pierwszy. Już w pierwszej próbie uzyskał wymaganą odległość, a w rozmowie z dziennikarzami emanował luzem i doskonałym humorem.

Świetnie spisały się również nasze lekkoatletki. Angelika Cichocka i Sofia Ennaoui awansowały do półfinałów biegu na 1500 metrów. Nie gorzej wypadły w mixed zonie - uśmiechnięte, pewne siebie.

Nie da się ich nie lubić. Szczególnie drobnej Ennaoui, gdy z wdziękiem opowiadała, jak odgryzła się Niemce Klosterhalfen za wcześniejsze porażki. Co ważne, obie uważały, że pierwszy bieg był dla nich tylko przetarciem i na pewno nie zamierzają zakończyć swojego udziału w imprezie na półfinałach.

Te już jutro, podobnie jak finał rzutu dyskiem. Pierwszy medal będzie mile widziany.

Źródło artykułu: