Z Londynu Tomasz Skrzypczyński
Choć Konrad Bukowiecki był dla nas pewniakiem jeśli chodzi o awans do finału konkursu pchnięcia kulą, w eliminacjach przeżył prawdziwe katusze. Dopiero w trzeciej, ostatniej próbie uzyskał dobry wynik (20,55), jednak musiał do samego końca czekać na rozstrzygnięcie swojej sytuacji.
W oczach naszego zawodnika widać było przerażenie. Ostatecznie wszystko przebiegło po jego myśli - Polak z 12., ostatnim gwarantującym awans wynikiem znalazł się w finale. Po zakończeniu kwalifikacji nasz tegoroczny halowy mistrz Europy wyraźnie odetchnął.
Niestety, jego szczęście znaczyło nieszczęście dla innego polskiego kulomiota. Otóż Bukowiecki wypchnął z finału Jakuba Szyszkowskiego, który zajął niezwykle pechową, 13. pozycję.
- Już mu powiedziałem, że coś mu postawię za to. Jest mi niezwykle przykro i po prostu głupio z tego powodu - powiedział dziennikarzom przybity tym faktem Bukowiecki. Ironicznie do sprawy podszedł za to Szyszkowski.
ZOBACZ WIDEO Konrad Bukowiecki w nowej roli: Zrobiłem to pierwszy raz w życiu! (WIDEO)
- Ja wiedziałem że tak będzie. Pech mnie prześladuje po prostu. Czułem, że mimo bardzo dobrego w moim wykonaniu ostatniego pchnięcia ktoś mnie ostatecznie wypchnie z finału. I tak się stało. Ale tak musiało chyba być, bo w drodze na lotnisko w Polsce zepsuł mi się samochód - wyznał z uśmiechem.
- To były najlepsze eliminacje w historii MŚ? No to mnie pocieszyliście teraz... - dodał 26-latek, który w Londynie startuje z kontuzją. - Mam uraz łydki i ledwo mogę się ruszać w kole. Na treningach nie pcham dalej niż 19 metrów - zdradził polski kulomiot.
- Szkoda tego bardzo, bo była ogromna szansa, by po raz pierwszy w finale MŚ znalazło się trzech Polaków. Przykro... - podsumował Bukowiecki.
Obok niego do niedzielnego finału awansował także Michał Haratyk.
Gdyby Haratyk uzyskał w eliminacjach 15,84, to do finału wszedłby Szyszkowski. Czy Haratyk kogoś wyrzucił? Może Haratyk nie powinien był lecieć Czytaj całość