Z Londynu Tomasz Skrzypczyński
Kapitalny poziom pchnięcia kulą w całym sezonie, a także wyniki eliminacji kazały sądzić, że podobnie będzie w finale mistrzostw świata. Niedzielny konkurs okazał się jednak rozczarowaniem dla tych, którzy spodziewali się serii wyników powyżej 22 metrów.
Nowozelandczykowi Tomasowi Walshowi do złota wystarczyło 22,03. Na listach światowych 2017 roku ten wynik nie plasuje się jednak nawet w pierwszej "10". Z kolei brązowy medal dawało 21,46. Wynik, który w tym sezonie osiągnęło kilkunastu różnych zawodników, w tym Polacy.
Tym bardziej szkoda, że Michałowi Haratykowi zabrakło do brązowego medalu zaledwie pięciu centymetrów. Nasz kulomiot w najlepszej próbie osiągnął 21,41 i był wściekły, że nie wykorzystał swojej szansy. Być może jedynej w karierze.
- Szkoda, zabrakło 5 centymetrów, a to jest mniej niż objętość kuli. Szkoda tym bardziej, że taka okazja na medal mistrzostw świata może już się nie powtórzyć. Wyniki były niesamowite. Tak, niesamowicie słabe - podsumował krótko i zdecydowanie Haratyk.
ZOBACZ WIDEO Konrad Bukowiecki: Joe Kovacs świetnie to podsumował
- Poziom konkursu bardzo mnie zaskoczył. 21,46 dawało medal. To nie jest daleko, było to w zasięgu i obaj z Konradem mieliśmy szanse na podium. Zmarnowaliśmy ją - dodał rozczarowany kulomiot, który ostatecznie zajął w finale piątą pozycję.
Konrad Bukowiecki był ósmy z wynikiem 20,89. Jeszcze nigdy w historii mistrzostw świata nie zdarzyło się, by 5. i 8. zawodnik finału kończyli konkurs z takimi wynikami.
Naszych zawodników wcale to jednak nie pociesza. Ich miny po zawodach mówiły jedno - zawód.