Z Londynu Tomasz Skrzypczyński
Choć Paweł Wojciechowski nie zdobył medalu na MŚ w Londynie, na początku finału konkursu skoku o tyczce to bydgoszczanin lepiej sobie radził z niższymi wysokościami. Drugi z naszych reprezentantów Piotr Lisek miał z jedną z nich bardzo poważny problem.
Otóż Lisek dwa razy strącił poprzeczkę zawieszoną na wysokości 5,65. Przed trzecią próbą nerwy były ogromne. Niepowodzenie oznaczało przecież odpadnięcie z rywalizacji i zajęcie dalszej pozycji. Wtedy jednak zawodnik zdecydował się po raz pierwszy zaryzykować.
Otóż wspólnie z trenerem Marcinem Szczepańskim zdecydowali o zmianie tyczki na twardszą. Efekt był znakomity, bo 24-latek z ogromnym zapasem pokonał wysokość i mógł skupić się na kolejnych skokach.
Drugi decydujący moment nadszedł, gdy Lisek nie zaliczył po raz pierwszy 5,82. Uczynili to Amerykanin Sam Kendrikcs oraz rewelacyjny tego dnia Chińczyk Xue Changrui. Co ważne, obaj pozostawali w finale bez zrzutki. Polak musiał więc pójść krok dalej.
ZOBACZ WIDEO Malwina Kopron: Z sezonu na sezon będę dokładać kolejne metry (WIDEO)
Tym razem przeniósł wysokość na 5,89, której nigdy nie pokonał na otwartym stadionie. Ryzykowna zagrywka po raz kolejny się opłaciła, bo pokonał ją już w pierwszej próbie. To zapewniło mu medal, ostatecznie srebrny.
Dodajmy, że ten sam manewr zastosował wspomniany Wojciechowski, jednak jemu nie udało się przeskoczyć poprzeczki i były mistrz świata zakończył ostatecznie rywalizację na piątej pozycji.
Lisek wykazał się w Londynie wielkim sprytem, bez którego być może nie udałoby się zdobyć medalu mistrzostw świata. Drugiego w jego karierze - dwa lata temu wspólnie z Wojciechowskim stanęli na najniższym stopniu podium.
Redaktorku - pokerku