Jej sprawa podzieliła świat. Caster Semenya korzysta z nienaturalnej przewagi

Mistrzynią świata na 800 metrów została Caster Semenya, która zdominowała ten dystans w ostatnich latach. Nie dzięki talentowi. Zawodniczka z RPA, prawdopodobnie mająca męskie narządy, ma ogromną nienaturalną przewagę. IAAF stara się to zmienić.

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
Caster Semenya Getty Images / Shaun Botterill / Staff / Na zdjęciu: Caster Semenya

Przed każdym finałem biegu na 800 metrów kobiet ożywa dyskusja na temat Caster Semenyi. I będzie ożywała za każdym razem, gdy zawodniczka z RPA i jej podobne będą walczyły bez żadnych ograniczeń z zawodniczkami "standardowymi".

Tym razem biegaczka zdobyła złoto, na ostatniej prostej dystansując rywalki. Semenya zbliżyła się do liczącego 34 lata rekordu świata Jarmili Kratochvilowej, która z wyglądu również przypominała raczej mężczyznę niż kobietę. Gdyby wszystkie trzy zawodniczki, mające cechy męskie, nie mogły wystartować w mistrzostwach, Polka Angelika Cichocka zdobyłaby brązowy medal.

Jest to bez wątpienia jeden z najtrudniejszych tematów współczesnego sportu - czy osoby mające cechy obu płci powinny występować w zawodach sportowych? Jeśli tak, to na jakich warunkach?

Argumenty obu stron są mocne i zrozumiałe, emocjonalne. Tym bardziej po werdykcie trybunału arbitrażowego -  CAS, który uznał, że poziom testosteronu nie ma wpływu na wyniki.

Przypomnijmy, że był to efekt procesu wytoczonego przez hinduską biegaczkę Dutee Chand. Zawodniczki nie dopuszczono do Igrzysk Wspólnoty Brytyjskiej. Ta mistrzyni Indii była zawodniczką, z punktu widzenia wyniku sportowego, kompletnie nieistotną. Tak jak nieistotnym zawodnikiem dla wyników boiskowych zmagań był Jean Marc Bosman. Porównanie o tyle nieprzypadkowe, że obie te osoby miały ogromny wpływ na przyszłość sportu.

ZOBACZ WIDEO Metoda Adama Kszczota. "To prywatna rzecz. Jeżeli ma działać, musi zostać ze mną"

CAS przyznał rację Dutee Chand i to otworzyło puszkę pandory. Nagle okazało się, że wobec zawodniczek nie można stosować leków farmakologicznych ograniczających poziom testosteronu.

O tym mówił w niedawnej rozmowie z WP SportoweFakty Tomasz Majewski, dwukrotny mistrz olimpijski w pchnięciu kulą.

- To jakaś kompletna bzdura. Gdyby nie wpływał, to by nie był zakazany. A przecież stosowanie testosteronu to doping - powiedział Majewski.

Dodaje, że niektóre słabsze wyniki Semenyi nie muszą brać się z jej kryzysów.

- W kuluarach mówi się, że ona nie biega na 100 procent, żeby nie rzucać się w oczy. To widać po biegu. Nie chce pobijać rekordu świata. Ludzie w RPA opowiadali, jak trenuje z grupą zawodników i faceci nie byli w stanie z nią wytrzymać. Wicemistrz olimpijski z Botswany na wielu odcinkach z nią nie dawał rady. Tak wyszło niestety, że w sport wmieszała się polityka i prawnicy - mówił Majewski.

Sama Semenya mówi, że czuje się kobietą. Z kolei sekretarz generalny IAAF, Pierre Weiss, stwierdził, że "Semenya jest kobietą, ale nie w 100 procentach". Nie ma dokładnej informacji, jak jest w rzeczywistości. Australijski "Daily Telegraph" podał, że zawodniczka nie ma macicy, ma natomiast wewnętrzne jądra. Choć nie zostało to nigdy potwierdzone.

Sprawa jest bardzo trudna, bo dotyka czynnika ludzkiego. A więc czy można zdyskwalifikować osobę już raz "zdyskwalifikowaną przez naturę"?
- A ja pytam, czy w imię praw jednej osoby, mamy odbierać je reszcie? Mamy dewastować konkurencję? Gdy jej talent eksplodował, w 2009 roku nakazano jej obniżać poziom testosteronu. I wtedy już nie biegała tak wspaniale - stwierdził nasz mistrz olimpijski.

Z kolei Sebastian Coe, szef IAAF, Międzynarodowego Komitetu Lekkoatletycznego, zapowiada walkę o to, by Semenya musiała przejść terapię hormonalną, polegającą na obniżeniu poziomu testosteronu. W przeciwnym razie nie mogłaby startować w zawodach.

IAAF wróci do sprawy we wrześniu lub październiku.

- To niezwykle delikatny temat. Wszyscy jesteśmy ojcami, braćmi. To jest odpowiedzialność federacji, by wyznaczyć poziom rywalizacji w sporcie żeńskim. Ale nie chcemy, żeby to się zamieniło w polowanie na czarownice. To nie jest sprawa dopingowa, ale biologiczna. Moim zadaniem jest chronić sport - twierdzi Coe.

Sama Semenya mówi: - To nie moja sprawa, ja mam trenować ciężko i wygrywać.

Semenya nie jest jedyną osobą, której dotyczy sprawa. Podobnie może być w przypadku Francine Niyonsaby z Burundi (wicemistrzostwo świata) czy Margaret Wambui z Kenii (tym razem 4.miejsce). Gdyby IAAF zmienił przepisy, a właściwie przywrócił stare, zawodniczki takie jak Joanna Jóźwik czy Angelika Cichocka, mogłyby powalczyć o złoto na mistrzostwach świata czy igrzyskach olimpijskich. Do tego czasu muszą pogodzić się z myślą, że "nieważny medal, ważny udział.

Czy zawodniczki jak Caster Semenya powinny startować w zawodach kobietami?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×