Rok temu na Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro 27-letni reprezentant USA przegrał z Mohammedem Farahem walkę o złoto zaledwie o 0,6 sekundy. Teraz bardzo chciał się zrewanżować największej w ostatnich latach gwieździe długich dystansów, co wyraził w czasie prezentacji finalistów.
Kiedy operator kamery stanął przed Amerykaninem, ten najpierw wykonał charakterystyczny dla Faraha gest, tak zwanego "Mobota", a potem kilkukrotnie przeciągnął dłoń wzdłuż swojego gardła.
We know you want to beat Mo Farah but this kind of gesture is far from classy, Paul Chelimo. #motime #london2017 pic.twitter.com/3aE7vhkoXm
— Jon Holmes (@jonboy79) 12 sierpnia 2017
Zachowanie wicemistrza olimpijskiego wzbudziło rzecz jasna kontrowersje. Po biegu reporter telewizji BBC zapytał go, co taki gest miał oznaczać. - Znaczył to co znaczył. Chodziło po prostu o to, że zamierzam pokonać Mo - wyjaśnił Chelimo.
Farah w sobotni wieczór został zdetronizowany, ale to nie Amerykanin go pokonał. Chelimo minął linię mety jako trzeci, znów tuż za reprezentantem Wielkiej Brytanii. Zwyciężył Etiopczyk Muktar Edris, który mijając linię mety pokazał... "Mobota". Jedni uznali to za hołd dla utytułowanego rywala, inni za drwinę.
- Mo odniósł wiele zwycięstw, ale teraz to ja wygrałem. Jednym nowym mistrzem dla Etiopii. I dlatego wykonałem ten gest. Jestem następnym mistrzem - tłumaczył złoty medalista MŚ w Londynie w biegu na 5000 metrów. - Zdobyłem złoty medal przed jego publicznością. Nie miałem wsparcia, ale udało się. Zrobiłem "Mobota" z szacunku dla Faraha, a także dla niego - dodał 23-letni biegacz.
ZOBACZ WIDEO Metoda Adama Kszczota. "To prywatna rzecz. Jeżeli ma działać, musi zostać ze mną"