Tegoroczny mistrz świata w biegu na 100 metrów znów jest w tarapatach. Justin Gatlin ma za sobą już czteroletnią dyskwalifikację za doping. 11 lat temu wykryto u niego podwyższony poziom testosteronu, a Amerykańska Agencja Antydopingowa (USADA) ukarała go 8-letnim zawieszeniem. Ostatecznie karę zredukowano o połowę, gdyż Gatlin współpracował z antydopingówką.
35-latek znów jest w kręgu podejrzeń. Dziennikarze "The Telegraph" ujawnili kolejną aferę z jego udziałem. Reporterzy gazety udali się na obóz treningowy Gatlina, gdzie spotkali się z jego trenerem Dennisem Mitchellem. Dziennikarze podali się za osoby z branży filmowej i chcieli pomocy przy egzaminach sprawnościowych. Mitchell zagwarantował, że może sprowadzić dla nich testosteron i hormon wzrostu w zamian za 250 tysięcy funtów.
Gatlin odparł podejrzenia o doping i nie chce być zamieszany w kolejną aferę. - Jestem w szoku. Byłem bardzo zaskoczony, gdy przeczytałem, że mój trener może mieć cokolwiek z tym wspólnego. Nie pozwolę nikomu kłamać o mnie. Nie używam niedozwolonych substancji, by poprawić swoją wydolność - powiedział sprinterski mistrz świata.
Również trener sprintera zaprzeczył zaangażowaniu w dopingowy proceder. Mitchell usprawiedliwiał się tym, że miał świadomość, iż rozmawia z dziennikarzami i postanowił ich wkręcić.
Gatlin zapowiedział, że nie zamierza dalej komentować tej sprawy i przekazał ją swoim prawnikom.
W sprawie wypowiedziała się także USADA. - Jak przy okazji wszystkich badań zachęcamy osoby posiadające takie informacje do ich ujawnienia. Ważne jest, by chronić czystość w sporcie - przekazano w oświadczeniu. Agencja nie oskarża jednak Gatlina i czeka na wyjaśnienie zarzutów.
ZOBACZ WIDEO: "Damy z siebie wszystko" #7. Marek Jóźwiak: Lechia ma potencjał na mistrzostwo Polski