Siedem medali igrzysk, dziesięć rekordów świata. Irena Szewińska była niedościgniona

Getty Images / Tony Duffy/Staff / Na zdjęciu: Irena Szewińska podczas igrzysk w Montrealu (1976)
Getty Images / Tony Duffy/Staff / Na zdjęciu: Irena Szewińska podczas igrzysk w Montrealu (1976)

Lekkoatletykę zaczęła trenować jako czternastolatka. Cztery lata później usłyszał o niej cały świat. Irena Szewińska jechała na igrzyska do Tokio jako juniorka, wróciła z nich z trzema medalami, w tym złotym. To był początek wspaniałej kariery.

W tym artykule dowiesz się o:

9 czerwca była na dwudziestym Pikniku Olimpijskim. Cieszyła się z możliwości spotkania z innymi medalistami olimpijskimi i z kibicami, których przyszło łącznie ok. 25 tysięcy. Podkreślała, jak wielką wartość niesie ze sobą sport, nazwała go "fantastycznym wynalazkiem".

Niestety dziś Ireny Szewińskiej nie ma już z nami. Informację o śmierci wybitnej lekkoatletki przekazał jej mąż Janusz. Szewińska zmarła w piątkowy wieczór w szpitalu przy ul. Szaserów, po kilkuletniej walce z chorobą nowotworową. Miała 72 lata.

Szewińska - wówczas jeszcze pod panieńskim nazwiskiem Kirszenstein - zaraziła się pasją do lekkiej atletyki jako 14-latka. Podczas lekcji wychowania fizycznego przebiegła 60 m tak szybko, że nauczycielka sądziła, iż popsuł jej się stoper. Następnie wygrała zawody międzyszkolne na Agrykoli. Jej szkoła współpracowała wówczas z Polonią Warszawa. Utalentowana zawodniczka trafiła pod skrzydła Jana Kopyto - oszczepnika, finalisty igrzysk olimpijskich w Melbourne (1956).

Dziesięć powtórzeń zamiast pięciu

Włodzimierz Szaranowicz, komentator TVP, wspominał niedawno w rozmowie ze sport.pl, że młoda zawodniczka cechowała się niesłychaną ambicją.

- Po treningach pływackich na Polonii chodziliśmy odpocząć na stadionie i wtedy po raz pierwszy zobaczyłem czternastoletnią, trzy lata starszą ode mnie Irkę Szewińską. Długonoga, szczuplutka, obcięta na chłopaka. Strasznie zawzięta. Jak trzeba było coś powtórzyć pięć razy, to ona to robiła dziesięć razy - mówił Szaranowicz.

Na pierwsze poważne sukcesy czekała do 1964 roku. Podczas rozgrywanych w Warszawie europejskich igrzysk juniorów zdobyła trzy złote medale, wygrywając bieg na 200 metrów i skok w dal oraz - wraz z koleżankami - sztafetę 4x100 metrów. Na horyzoncie były igrzyska w Tokio, ale przygotowania do nich przebiegały z problemami.

Juniorka zachwyciła świat

- W czerwcu 1964 r. naderwałam na treningu mięsień dwugłowy, miałam miesiąc przerwy. Załamałam się, że nie pojadę na igrzyska. Pocieszałam się tylko, że zdałam na studia, na Wydział Ekonomii Uniwersytetu Warszawskiego - a myślałam wcześniej, czy w związku z olimpiadą nie zrezygnować ze studiów. Kiedy na początku lipca były Mistrzostwa Polski na Legii, ja wyszłam dopiero na pierwszy rozruch. Ale igrzyska były w październiku, a ja całą zimę miałam przetrenowaną, więc zdążyłam dojść do formy. I zakwalifikowałam się do Tokio. Pierwsza olimpiada. Pojechałam jako juniorka, nikt na mnie nie liczył - wspominała w rozmowie z magazynem "Bieganie".

Pojechała i zrobiła furorę. Przywiozła z Japonii trzy medale - dwa srebrne (w skoku w dal i biegu na 200 metrów) oraz złoty (w sztafecie 4x100 m, z Teresą Ciepły, Haliną Richter-Górecką i Ewą Kłobukowską). Nasze zawodniczki poprawiły wtedy rekord świata (wynikiem 43,69 s).

W kolejnych latach mało kto potrafił pokonać Szewińską (ślub z lekkoatletą Januszem Szewińskim wzięła w 1967 r.). Polska biegaczka zdobywała kolejne medale olimpijskie - złoto (bieg na 200 m) i brąz (bieg na 100 m) w Meksyku 1968, brąz w Monachium 1972 (bieg na 200 m) oraz złoto w Montrealu (1976). Łącznie aż siedem krążków z najważniejszej imprezy sportowej na świecie.

Rekord utrzymuje się od 42 lat

Ostatnie złoto igrzysk zdobyła na dystansie 400 m. W imponującym stylu! - Najwięcej radości przyniosły mi pierwsze medale w igrzyskach w Tokio oraz ten ostatni, złoty w Montrealu na 400 m, kiedy ustanowiłam rekord świata 49,28 - przyznała po latach legenda sportu na łamach "Przeglądu Sportowego". Wynik ten, po prawie 42 latach, nadal jest rekordem Polski.

Szewińska pojechała także na piąte w karierze igrzyska olimpijskie. Z Moskwy wróciła jednak bez medalu, najlepszym wynikiem był półfinał w biegu na 100 m. W 1980 r. podjęła decyzję o zakończeniu kariery.

Czuła się zawodniczką spełnioną. Do wszystkiego doszła dzięki ciężkiej pracy. - Mój mąż, a zarazem trener, śmiał się ze mnie, że jestem pilna aż do przesady. I nawet wtedy, gdy była plucha albo mróz i zaspy śniegu, wychodziłam na dwór, żeby zrealizować zaplanowaną jednostkę treningową. Wiedziałam bowiem, że tylko drogą systematycznych przygotowań można dojść do sukcesu - wyjaśniła w "Gazecie Wyborczej".

Oprócz siedmiu medali olimpijskich Irena Szewińska wywalczyła dziesięć medali mistrzostw Europy (w tym pięć złotych) i aż 24 złote medale mistrzostw Polski. Do tego dziesięciokrotnie biła rekordy świata.

Po zakończeniu kariery zaczęła działać m.in. w Polskim Związku Lekkiej Atletyki, Międzynarodowym Stowarzyszeniu Federacji Lekkoatletycznych (IAAF) oraz Międzynarodowym Komitecie Olimpijskim (MKOl). Była prezesem PZLA w latach 1997-2009.

W maju 2016 r. odebrała z rąk prezydenta Andrzeja Dudy Order Orła Białego, najwyższe polskie odznaczenie.

ZOBACZ WIDEO 10 minut ważniejsze niż cały mecz. "Staliśmy jak wojsko pod Grunwaldem pochowane w lesie!"

Komentarze (6)
avatar
hippekk
30.06.2018
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Najlepsza polska lekkoatletka, wspaniały wzór dla młodych.
Prawdziwy sportowiec z prawdziwą osobowością. 
avatar
Ewa 59
30.06.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Pierwsza Dama, duma Polaków, to Kobieta, o której zawsze będziemy pamiętać,,,,dla mnie to wspomnienia występów lekkoatletycznych z św. Rodzicami i radość po biegach. Pani Ireno, tam gdzie Pani Czytaj całość
avatar
Maciej Stoinski
30.06.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Najlepsza niepowtarzalna ! .......przegrała tylko ze śmiercia ! 
avatar
Robert Kowalewski
30.06.2018
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Niesamowita kobieta sportsmenka.Szacunek.Tyle .Slowa mi nie przechodza.. 
avatar
Zbigniew Miciński
30.06.2018
Zgłoś do moderacji
4
0
Odpowiedz
Pani Irena sukcesów odniosłaby znacznie więcej, ale w połowie kariery trafiła na sportsmenki wyhodowane w NRD, nafaszerowane chemią. Gdyby nie one, byłaby niepokonana. Marek Plawgo ma rację, że Czytaj całość