Kamil Kołsut z Berlina
Guba jechała do Berlina po sezonie życia. Zrobiła gigantyczny postęp, odblokowała głowę, tak mocno nie pracowała jeszcze nigdy. I to przyniosło efekt, bo do rekordu życiowego w ciągu kilku miesięcy dołożyła metr.
Na mistrzostwa Europy 27-latka z Sobień Jezior ruszyła jako kandydatka do medalu, ale na złoto nie stawiał nikt. Berlin ucieszyć miała Christina Schwanitz - mistrzyni i wicemistrzyni świata, zdecydowana liderka europejskich tabel. Może miała gorszy dzień, może nie wytrzymała presji. A Polka wykonała pchnięcie, które zapamięta do końca życia. Pobudziła stadion, sama zaczęła klaskać rywalce. Aż wreszcie otworzyła szeroko oczy, wpadła w ramiona Klaudii Kardasz i podbiegła podziękować Niemce za walkę.
Rok temu na mistrzostwach świata w Londynie odpadła w eliminacjach i schodziła do szatni ze łzami w oczach. - Wiele razy chciałam to rzucić. Gdyby nie wsparcie rodziców, medalu pewnie by nie było - mówi.
Klasę pokazała ona, klasę znów pokazali Niemcy. - Kibicowali. To mnie napędzało i nadawało rytm moim pchnięciom - nie kryje Polka. Oni byli gościnni, ona gościem okazała się wkurzającym. Pół żartem pół serio odpłaciła się sąsiadom za Piotra Małachowskiego, który w przeszłości przegrywał wielkie imprezy z Robertem i Christophem Hartingami po rzutach w ostatnich kolejkach.
Umarł król, niech żyje król
Środa była dla gospodarzy dniem pożegnań, bo ów Harting - postać, legenda, 3-krotny mistrz świata i złoty medalista olimpijski - zamykał karierę. Plakaty z napisem "Ostatni krzyk Hartinga" towarzyszyły berlińczykom od kilkunastu dni. Dyskobol patrzył na nich z autobusów, z okładki komiksu "Myszka Miki", a nawet - w formie iluminacji - z 119-metrowej wieży w centrum miasta.
Jego próby wywoływały szał wypełnionych po brzegi trybun, dysk za każdym razem niosła fala entuzjazmu. Skończyło się na szóstym miejscu, medalami podzielili się młodzi. O centymetr Hartinga wyprzedził inny weteran, Gerd Kanter.
Odszedł król, pojawili się książęta. David Storl i Schwanitz nie dali rady polskim kulomiotom, wpadkę murowanego faworyta Kevina Mayera koncertowo wykorzystał za to 10-boista Arthuer Abele. 32-latek zdobył drugi w karierze medal wielkiej imprezy, pierwszy raz wyrwał go na stadionie. Od razu złoty. Trudno się dziwić, że podczas dekoracji - gdy dostał flagę, a jeden z kolegów nałożył mu na głowę koronę - po prostu się popłakał.
Turn the sound on and have the tissues at the ready!
— European Athletics (@EuroAthletics) 8 sierpnia 2018
Arthur Abele claims an emotional gold medal in the decathlon at the European Championships in front of 50,000 cheering spectators in Berlin.#EC2018 #TheMoment pic.twitter.com/ujnwJteD2w
Polska dla Szewińskiej
Niemcy krążków mają dziś pięć, tabeli medalowej i punktowej przewodzą Biało-Czerwoni. To są dobre dni. Nie widzieliśmy poważnej "polskiej" wpadki - patrząc na tegoroczne tabele nieobecności w finałach Małachowskiego, Roberta Urbanka, czy były przecież możliwe, trudno etykietować ich wyniki "sensacją" czy "klęską" - a mamy sympatyczne zaskoczenia.
Tylko w środę rekord Polski U-23 przepchnęła kulomiotka Kardasz, tuż za podium skok w dal zakończył Tomasz Jaszczuk, "życiówkę" wykręcił oszczepnik , a absolutna debiutantka awansowała do finału biegu na 800 metrów. Medal Guby był zaś pierwszym w dziejach krążkiem polskiej kulomiotki na stadionie, a w ogóle - licząc halę - pierwszym dla nas w kobiecej wersji tej konkurencji od 80 lat.
Sukcesy Biało-Czerwoni wykuwają w okolicznościach cokolwiek wyjątkowych. Jakby pod opieką Ireny Szewińskiej, która osierociła świat sportu pięć tygodni temu, ale z góry nad lekką atletyką na pewno czuwa. Wszyscy kadrowicze startują w Niemczech z czarnymi kokardkami, ku pamięci Irenissimy. I hołd oddają najlepiej jak mogą, wynikami.
Autor na Twitterze:
ZOBACZ WIDEO Paulina Guba mistrzynią Europy! "Byłam przygotowana fizycznie i psychicznie"