Korespondencja z Berlina. Spaleni słońcem. Pogoda krzywdzi sportowców

Newspix / Radosław Jóźwiak  / Wojciech Nowicki
Newspix / Radosław Jóźwiak / Wojciech Nowicki

Pogoda w Berlinie nie daje żyć. 37-stopniowy upał namawia do lenistwa przy piwie, a sportowcy walczą na rozpalonym stadionie. Wojciechowi Nowickiemu spuchły stopy, a Anna-Jagaciak Michalska na swój skok w eliminacjach czekała przez 50 minut.

Kamil Kołsut z Berlina

Stereotypowy Niemiec to człowiek spętany zasadami. Obowiązkowy, ułożony, z wypisanym na wycieraczce hasłem: "ordung" ("porządek"). Zawody w Berlinie na znak jakości i etykietkę: "dobrze zorganizowany" na razie jednak nie zasługują.

Brawa za wodę

Dziennikarze mają średnio. Kilkadziesiąt osób akredytację na zawody, które zaczęły się w poniedziałek, dostało dopiero dzień później w południe. A wszystko przez to, że organizatorzy uznali za konieczne sprawdzić przy pomocy policji potencjał ich kryminalnej kartoteki.

Kontrole bezpieczeństwa, jak to kontrole bezpieczeństwa, są jednak wybiórcze. Na obiekt w praktyce moglibyśmy wnieść cokolwiek. Inna sprawa, czy pakunek wytrzymałby próbę ognia. Mordercze upały sprawiają, że w namiocie-biurze prasowym klimatyzacja nie daje rady, a goście topią się we własnym pocie.

ZOBACZ WIDEO Niesamowita historia Bukowieckiego. "Byłem przekonany, że w tym finale nie wystąpię"

Najgorszy problem jest z wodą. Kosmiczne zapotrzebowanie sprawia, że na początku i w środku dnia źródełko błyskawicznie wysycha. Dostępny jest tylko skromny kranik, z wrzątkiem. Kiedy w środę po kilku godzinach suszy do namiotu wjechał paleciak napakowany butelkami, wśród dziennikarzy rozległy się głośne brawa. Kolejne oklaski wywołał przelotny, popołudniowy deszcz.

Spalona słońcem

Zawodnicy też ptasiego mleczka nie mają. W hotelach karmią średnio, stadion treningowy od miejsca noclegu dzieli pół godziny busem, a ze specyficzną nawierzchnią berlińskiego obiektu można zapoznać się dopiero na zawodach. Jeśli ktoś akurat nie startuje, to z obejrzeniem kolegów może mieć problem, bo organizatorzy na obiekt wpuszczają ich niechętnie.

Problemy techniczne też się zdarzają, podczas eliminacji trójskoku wysiadła elektronika. Organizatorzy przerwali zawody i Jagaciak-Michalska na swoją próbę czekała jak na płycie piekarnika. Przed południem słońce szerokim gestem pali całą płytę stadionu, a zawodniczki parasola się nie doczekały. Polka była czternasta i do finału nie awansowała. Pogodą usprawiedliwiać się jednak nie chciała.

Wojciech Nowicki złoto w rzucie młotem zdobył na przekór aurze. Upał sprawił, że podczas konkursu spuchły mu stopy. - Przytrafiło mi się to pierwszy raz, po czwartym rzucie poczułem ból. Pod koniec konkursu miałem nawet problemy z chodzeniem - mówi.

Hymn jak kolęda

Niby upalnie, a polski hymn podczas dekoracji młociarzy wybrzmiał zimowo. Jak kolęda albo rozregulowana płyta z występu Edyty Górniak.

Dobrze, że pogoda rezonu nie odbiera kibicom. Na zawody chodzą tłumnie, dopingują głośno, a zwycięzców traktują z szacunkiem. Dowód klasy dali we wtorek, nagradzając polskich kulomiotów owacją na stojąco.

Autor na Twitterze:

Źródło artykułu: