Korespondencja z Berlina. Siłacze z Polski potęgą i basta! Medale wykute w piekle

Getty Images / Alexander Hassenstein / Od lewej: Michał Haratyk, Konrad Bukowiecki
Getty Images / Alexander Hassenstein / Od lewej: Michał Haratyk, Konrad Bukowiecki

Rano nam wypadł dysk, po południu kulą i młotem przygnietliśmy Europę. Polscy siłacze pokazali, że potęgą są i basta. Sukces wykuli w piekle, a niemieccy kibice oddali im owację na stojąco.

Kamil Kołsut z Berlina

Po konkursie Michał Haratyk i Konrad Bukowiecki wyglądali jak dwaj królowie. Potężni, dostojni, owinięci w biało-czerwone flagi. Wrażenie robił zwłaszcza ten pierwszy, z atrybutem piastowskiej brody, jakby do pełnego rynsztunku brakowało mu tylko berła lub buławy zakończonej kulą.

To był najlepszy konkurs w dziejach mistrzostw Europy, takiego poziomu rywalizacji nigdy na Starym Kontynencie nie było. Technika obrotowa wyniosła pchnięcie kulą na nowy poziom, a falę złapali także Polacy.

Haratyk w tym sezonie daleko i regularnie pchał cały czas i startem w Berlinie postawił kropkę nad "i". A po osiągnięciu sukcesu w strefie wywiadów, tak jak i w kole, był po prostu sobą.

Haratyk: - Jest dobrze.
Dziennikarz: - Jest fantastycznie.
Haratyk: - Można tak powiedzieć

Bukowiecki cztery dni temu podczas treningu skręcił kostkę, jego wyjazd do Berlina stał pod znakiem zapytania. Kwalifikacje przebrnął w bólach, ale w konkursie doczekał się "strzału". Dokładnie tak, jak sobie wymarzył. I razem z Haratykiem zasłużył na owację od Niemców, którzy godnie przeżyli brązowy medal Davida Storla.

Triumf fair play

Biało-Czerwoni medale wykuli w piekle, bo Berlin w ostatnich dniach wymęczyły upały. 35-stopniowa temperatura utrudnia normalne życie, a gdzie jeszcze biegać, pchać czy rzucać. Wojciech Nowicki po zdobyciu mistrzostwa Europy przyszedł do strefy wywiadów wykończony, nie widać po nim było radości. Paweł Fajdek chociaż się uśmiechał. Jak to on, trochę z przekąsem.

Dobrze, że schodząc z płyty stadionu mieli jeszcze tyle sił, by krzyknąć do Bukowieckiego i Haratyka, zaczynających dopiero konkurs: - Zróbcie to, co my!

Sukces młociarzy z Polski był jak triumf fair play. Obaj największe sukcesy zaczęli wykuwać już w erze post-dopingu, gdy nielegalnych koksiarzy z lekkoatletycznych dyscyplin siłowych stanowczo wyproszono. Jak wyrzut sumienia ostał się w stawce tylko Iwan Cichan, który wrócił do rzucania młotem po dyskwalifikacji i Berlinie był piąty.

Fajdek pytanie o Cichana - Białorusin ma na numerze startowym napis "I run clean" ("Startuję czysty") - zbył wymownym spojrzeniem. A po chwili uciął: - Nikt go nie lubi, nikomu on nie pasuje i mam nadzieję, że wreszcie skończy.

Koci grzbiet to za mało

Wielkie zawody w fatalnej aurze to też czas poświęceń. Jednej z biegaczek upał i problemy zdrowotne tak dały w kość, że po biegu zasłabła i pożegnała się z zawartością żołądka. - Bardzo źle się czułam, no i "rozmowa z niedźwiedziem gotowa" - mówiła potem ze śmiechem.

We wtorek jak muchy padały wielkie postacie. Dziesięcioboista Kevin Mayer miał pobić rekord świata, a z rywalizacji wyleciał już w drugiej konkurencji, co francuskie media nazwały "nieprawdopodobnym krachem". Rzut dyskiem na kwalifikacjach zakończyli z kolei wszyscy medaliści ostatnich igrzysk: Piotr MałachowskiChristoph Harting oraz .

Ten pierwszy później przyznał, że przegrał ze stresem. On, 35-letni wyjadacz. Dobrze wyszły mu rzuty próbne, później nad miarę się rozluźnił. Nie pomogła gimnastyka, deska i kocie grzbiety po nieudanych próbach. O sensacji nie ma co mówić, bo Małachowski jechał do Berlina z dwunastym wynikiem w Europie. Finał rzutu dyskiem bez Polaka odbędzie się po raz pierwszy od czternastu lat.

Autor na Twitterze:

ZOBACZ WIDEO Niesamowita historia Bukowieckiego. "Byłem przekonany, że w tym finale nie wystąpię"