Pani Renata zakryła tylko twarz dłońmi i długo płakała. Pan Jacek biegał po mieszkaniu jak szalony. Liczyli po cichu na srebro, ale złoto? Nie, nic z tych rzeczy. Przecież sama Paulina przed wyjazdem do Berlina powiedziała rodzicom, że nie ma na to szans. Niemka Christina Schwanitz miała być zbyt mocna. I do ostatniego pchnięcia była.
A jednak to Paulina Guba z małej podotwockiej miejscowości Sobienie Jeziory zdobyła złoty medal mistrzostw Europy. Krążek powiesi, tak jak wszystkie inne, na kratce, którą tata, z zawodu spawacz, zrobił dla niej z drewnianych listewek i powiesił na ścianie w pokoju w rodzinnym domu.
Paulina urodziła się dziewczyną zupełnie zwyczajną, ważyła ok. 3,7 kilograma, a więc niczym się na sali porodowej nie wyróżniała. Ale już gdy miała rok, zaczęła inne dzieci przerastać. W tym wieku nie zwraca się na to szczególnej uwagi, bo przecież dzieci różnie jedzą. Ale już na zdjęciach z przedszkola czy podstawówki nic się nie ukryje. Jeden z dawnych sąsiadów z Otwocka opowiada, że gdy dzieci szły drogą do szkoły podstawowej numer 4, od razu było widać wesołą dziewczynę, która przerastała wszystkich o głowę. Ale długo nie robiła użytku ze swoich warunków fizycznych. Może dlatego, że nie wiedziała jak. W domu nikt sportem się nie interesował. - Oglądaliśmy czasem piłkę nożną. Ale pchnięcie kulą? I to jeszcze w wykonaniu dziewczyn? Wie pan, ja do dziś mówię czasem, że to rzut, a córka poprawia, że pchnięcie - mówi pani Renata Guba.
To właśnie mama Pauliny wysłała ją na pierwsze zajęcia do miejscowego klubu. W OKS Otwock 11-latka brała jednak udział w tzw. "ogólnorozwojówce". Chodziło bardziej o to, by w ogóle się ruszała, bo różnie z tym bywało. Pochodziła rok i zniknęła. Po prostu któregoś dnia nie przyszła. Dwa lata później na stadionie w Otwocku odbywały się międzyszkolne zawody lekkoatletyczne i trenerka OKS-u Barbara Sierpińska wśród kilkuset uczniów wypatrzyła znajomą twarz. Paulina brała udział w konkursie pchnięcia kulą. Pani Barbara nie pamięta teraz, czy wygrała, mama zawodniczki zapewnia, że tak. W każdym razie trenerka zapytała dziewczyny, czy nie chciałaby spróbować w sekcji konkurencji technicznych.
ZOBACZ WIDEO Paulina Guba mistrzynią Europy! "Byłam przygotowana fizycznie i psychicznie"
- A potem przyjechała do nas do domu i przekonywała nas, że to szansa dla Paulinki. Córka była od początku na tak, my też, ale wie pan, z Sobień do Otwocka to jest kawałek - mówi mama. Na początku chodziła do tutejszego gimnazjum, więc jeszcze jakoś dawała radę. Ale z czasem, gdy dziewczyna poszła do liceum w Otwocku, zaczął się szaleńczy maraton.
Sporo pomógł dyrektor liceum Wojciech Dziewanowski, miejscowy radny i zapalony kibic, który pilnował, by dziewczyna nie miała problemu ze zwolnieniami na obozy i zawody. Na wszelki wypadek osobiście przygotowywał ją do matury z matematyki, by nikt nie mówił, że zdaje "na sportowca". Bo wbrew pozorom wiele osób nie zdaje sobie sprawy, jak wiele wyrzeczeń trzeba, by osiągnąć sukces.
Do Otwocka z Sobień jest ponad 20 kilometrów. Państwo Guba nie mieli w tym czasie samochodu, ich córka wychodziło z domu na siódmą na autobus, po szkole szła na stadion na trening, który trwał zwykle 2,5 godziny, a potem biegiem na autobus. Mama wspomina, że gdy wracała z nocnego dyżuru w szpitalu, córki nie było już w domu, a gdy wychodziła na kolejny, mijała się z nią w drzwiach. To wszystko dla sportu.
- To nie jest sport drużynowy, gdzie twój słabszy dzień przysłonią koledzy. Zawsze powtarzałam moim zawodnikom: ile włożysz w trening, tyle wyjmiesz na zawodach. Jeśli coś zaniedbasz, nie nadrobisz tego - mówi Barbara Sierpińska, która trenowała zawodniczkę przez 7 lat.
Trening pchnięcia kulą jest dość monotonny. - Jakieś 100 pchnięć na zajęciach trzeba zrobić. Czasem zagramy w kosza, pobiegamy, ale nie oszukujmy się, "swoje" trzeba przerobić - mówi trenerka. Na te 100 składa się jakieś 70 pchnięć prawą i 30 lewą. Nie tylko dlatego, że "kobieta musi wyglądać", dysproporcja nie służy uprawianiu sportu. Sportowcy od konkurencji technicznych wiedzą, że mocna lewa strona to też mocna prawa. I odwrotnie.
Efekty szybko przyszły. Pierwsze ogólnopolskie zawody, mistrzostwo młodzików w Kielcach, przegrała. Spaliła się. Chyba ostatni raz. Rok później wróciła - choć już do Siedlec - i nie dała rywalkom żadnych szans. Trzykilogramową kulą (seniorki używają czterokilogramowej) osiągnęła odległość 13,99 metra. Prawie metr więcej niż kolejna z dziewczyn. I tak już zostanie na lata.
- W liceum mówiłyśmy z dziewczynami: "kiedyś Gubcię zobaczymy na igrzyskach" - Ola Kubalik, koleżanka z liceum i z klubu. - Ona była zawsze do przodu. Ma fantastyczne warunki fizyczne. Wiele dziewczyn ma kilogramy, jest jak to się mówi "przy ciele", a Paulina jest świetnie zbudowana. Poza tym ma technikę. Dla wprawnego oka to widać przy każdym pchnięciu, przy tym jak leci kula. I jeszcze zdolność koncentracji. Przed startem bywało tak, że sobie wszystkie siedziałyśmy i rozmawiałyśmy, w pewnym momencie Paulina wstawała i odchodziła. Chciała być sama.
Ta chwila koncentracji przed zawodami, to chyba jej jedyny rytuał. Czasem jeszcze zrobi przysiad i wyskoczy w górę. Ale to, co ją naprawdę wyróżnia, to walka do końca. Zarówno Barbara Sierpińska jak i Ola Kubalik opowiadały, że Paulina wiele razy rozstrzygała zawody w ostatniej serii.
- Pamiętam mistrzostwa juniorów w Białymstoku, 8 lat temu. Straciła prowadzenie w końcówce, ale w ostatniej serii pokonała rywalkę. Jeśli rywalizujesz z Pauliną, nie możesz być pewny swego. Zawsze walczy do ostatniego pchnięcia - mówi Ola Kubalik.
- Kiedyś w ten sposób zdobyła minimum na mistrzostwa Polski, ale takich przykładów było sporo. Ma mocną psychikę, zdolność koncentracji - mówi Barbara Sierpińska, która prowadziła zawodniczkę do czasu studiów. Potem Guba wyjechała do Gdańska na studia i do trenera Antczaka. Namówił ją na to trener Andrzej Chewiński, prywatnie mąż Ludwiki Chewińskiej. To na jej rekord Polski, ustanowiony jeszcze w 1976 roku, zasadza się Guba. Chewińska widziała jej pierwsze starty jako 13-latki i ogląda je do dziś, jako sędzia z polskiego związku lekkiej atletyki.
Guba obecnie startuje w barwach zespołu z Lublina. Musiała porzucić klub, w którym się wychowywała, ze względów finansowych. Otwock kiedyś był mocny, ale został daleko z tyłu. Stadion kiedyś tętniący życiem, a dziś przypominający porzucony przy leśnej drodze stary zardzewiały wrak samochodu. Obskurny budynek klubowy, zniszczone boisko, drastyczne zadłużenie, trenerzy z namiastki sekcji lekkoatletycznej proszący o wypłatę zaległego wynagrodzenia sprzed miesięcy, piłkarze grający w siódmej lidze, na najniższym szczeblu rozgrywek w historii, zdewastowana sekcja podnoszenia ciężarów, jeszcze niedawno najlepsza w kraju - dziś OKS "dzięki" grupie nieudolnych działaczy zamienił się w obraz nędzy i rozpaczy na każdym poziomie. Kibice w mieście wyczekują na autodestrukcję. Ale Guba nie mogła czekać. Zmieniła barwy, ale w mieście nikt nie ma do niej pretensji. Bo kariera sportowca jest krótka. Zbyt krótka. A klubu z Otwocka nie było stać nawet na to, by zapłacić za nocleg na zawodach jej trenerowi. Klub z Lublina skorzystał z okazji.
Zatrudniła trenera przygotowania motorycznego, psychologa. W idealnym momencie, bo właśnie weszła w najlepszy dla siebie wiek biologiczny. Postęp jest ogromny. Jeszcze w Rio de Janeiro, podczas igrzysk, pchnęła 17,70 i zajęła chyba najgorsze miejsce - 13. Zabrakło centymetrów do finału. Dziś tamte wyniki są tylko wspomnieniem. Jeśli nie zdarzy się nic nieprzewidzianego, na kolejne igrzyska w Tokio Paulina pojedzie po medal.