Lekkoatletyczne ME Berlin 2018: polscy medaliści to ubodzy krewni piłkarzy

Newspix / MAREK BICZYK PZLA / Na zdjęciu: Anita Włodarczyk
Newspix / MAREK BICZYK PZLA / Na zdjęciu: Anita Włodarczyk

Najlepsza polska młociarka w roku mistrzostw świata może zainkasować nieco ponad 200 tys. zł. Tyle co miesiąc pobiera zawodnik Legii Warszawa. Przy okazji sukcesów lekkoatletów powraca temat ich wynagrodzeń i porównań do zarobków piłkarzy.

Imprezy mistrzowskie - takie jak zakończone w Berlinie mistrzostwa Europy w lekkiej atletyce - to często jedyna okazja dla sportowców, by błysnąć dobrym wynikiem, zapracować na popularność, a przede wszystkim zdobyć premię i zyskać sponsora, który zapewni pieniądze na przygotowania do kolejnych zmagań.

Nie płacili za medale

Zacznijmy od tego, że organizatorzy berlińskich mistrzostw nie nagradzali finansowo zawodników za medale. To kuriozalne i na pewno dla sportowców rozczarowujące, tym bardziej że na przykład organizatorzy lekkoatletycznych mistrzostw świata płacą i to całkiem sporo. Medaliści otrzymywali 60 tys. dolarów za złoto, 30 za srebro i 20 za brąz.

Z czego żyją nasi wybitni lekkoatleci? Reprezentantom pozostają jeszcze stypendia i premie przyznawane przez państwo albo samorządy. Tu jednak nie ma mowy o zgarnianiu fortuny. Np. mistrz Europy w rzucie młotem Wojciech Nowicki ma otrzymać od rodzinnego miasta Białystok 30 tys. zł (o taką gratyfikację zawnioskował prezydent Tadeusz Truskolaski).

Ze stypendiami też bywa różnie, bo np. finalistka biegu na 800 m w Berlinie, Anna Sabat dostaje co miesiąc zaledwie... 250 zł i do mistrzostw Europy przygotowywała się tak naprawdę za własne pieniądze.

Na kolana nie rzucają stawki wynagrodzeń ministerialnych. Za 1. miejsce na mistrzostwach Europy można otrzymać maksymalnie 20,7 tys. zł (to 9-krotność podstawy, która wynosi 2,3 tys.), za 2. - 11,5 tys., za 3. - 6,9 tys.

Warto też pamiętać, że tego rodzaju zastrzyki finansowe pojawiają się raz na jakiś czas - przy okazji dużych imprez.
Sportowcy mogą zarabiać także za start w mityngach lekkoatletycznych. Niektórzy są objęci stypendiami firm państwowych (Orlen wspomaga w ten sposób 20 lekkoatletów). Kilku jest zawodowymi żołnierzami (np. Anita Włodarczyk), dzięki czemu dostają pensje i mogą w większym stopniu skupić na trenowaniu.

Pozostali muszą radzić sobie sami i szukać finansowania.

Przy piłkarzach jak ubodzy krewni

Jakiekolwiek sukcesy w innych dyscyplinach nie gwarantują dochodów nawet zbliżonych do tych, które mają piłkarze. Skala zainteresowania kibiców i pieniądze, jakie idą za tym od sponsorów, sprawiają, że lekkoatleci, którzy wracają z Berlina w glorii chwały, mogą patrzeć na kolegów ze świata futbolu z niemałą zazdrością.

I tak piłkarze za grę na mistrzostwach Europy zarobili i to niemało. Reprezentacja dotarła we Francji w 2016 r. do ćwierćfinału. Premia wyniosła 14,5 mln euro. Pieniądze trafiły wprawdzie na konto PZPN, ale ten przekazał kadrowiczom 40 proc. kwoty (5,8 mln w unijnej walucie), pomniejszone jedynie o koszty pobytu zespołu we Francji.

Inne przykłady finansowej przepaści? Nie trzeba daleko szukać. Artur Jędrzejczyk, który w ostatnim czasie ma problemy w Legii Warszawa, i którego klub najchętniej by się pozbył, pobiera miesięcznie 200 tys. zł, lecz to i tak nie jest suma najbardziej szokująca. Jeszcze więcej, bo równowartość 50 tys. euro (czyli niemal 215 tys. zł) inkasuje miesięcznie - pozyskany przez Legię tego lata z Wisły Kraków - Carlitos.

To były przykłady z Lotto Ekstraklasy, a ona przecież wcale nie należy do finansowych mocarzy w Europie. Najlepsi polscy lekkoatleci mogą się porównywać z Robertem Lewandowskim, który w piłce nożnej też osiągnął klasę światową. Jego apanaże są wręcz kosmiczne. Z tytułu samej pensji otrzymuje w Bayernie Monachium 15 mln euro rocznie, a do tego dochodzą jeszcze kontrakty reklamowe. Jako że "Lewy" cieszy się niesamowitą popularnością, a do tego ma dobrą opinię, nie musi zabiegać o zainteresowanie firm. Każda, która chciałaby wykorzystać jego wizerunek, musi się liczyć z wydatkiem co najmniej 1 mln zł.

Rekordy w cenie

Co ciekawe i kuriozalne zarazem, na mistrzostwach świata w Londynie w ubiegłym roku IAAF wyżej wyceniała pobicie rekordu świata niż złoty medal. Dobrym przykładem jest tu Anita Włodarczyk, która za triumf w rzucie młotem zainkasowała 60 tys. dolarów (dziś to niemal 225 tys. zł), ale gdyby zdołała pobić rekord świata (co jej się wtedy nie udało), dostałaby kolejne 100 tys. w amerykańskiej walucie (niemal 375 tys. zł).

Jeśli chodzi o mistrzostwa świata, to na premie mogli liczyć nie tylko ci, którzy wskoczyli na podium, ale też sportowcy z miejsc 4-8. Za to ostatnie przyznawano 4 tys. dolarów.

Na lekkoatletycznych mistrzostwach Europy w Berlinie Biało-Czerwoni wywalczyli siedem złotych medali, cztery srebrne oraz jeden brązowy. Taki wynik dał im 2. miejsce w klasyfikacji medalowej (za Brytyjczykami).

ZOBACZ WIDEO Anita Włodarczyk: Medal dedykuję rodzicom i pani Irenie Szewińskiej

Źródło artykułu: