Europejska potęga bez Diamentowej Ligi. "Mamy poziom godny takich mityngów"

PAP / Andrzej Grygiel / Na zdjęciu: Caster Semenya
PAP / Andrzej Grygiel / Na zdjęciu: Caster Semenya

Polska na ostatnich ME potwierdziła, że jest jedną z potęg lekkiej atletyki. Ale na organizację najbardziej prestiżowej Diamentowej Ligi, w której pula nagród wynosi 1,6 mln dolarów, musi jeszcze poczekać.

W tym artykule dowiesz się o:

- Cały świat lekkoatletyczny widzi, co się dzieje w Polsce, i to, jak duży postęp zrobiliśmy nie tylko pod względem wyników i jakości - przyznał Tomasz Majewski, wiceprezes Polskiego Związku Lekkiej Atletyki (PZLA). Postęp jest, ale wciąż czegoś brakuje. Polscy zawodnicy są w formie, frekwencja dopisuje, ale od lekkoatletycznej Ligi Mistrzów nadal dzielą nas kilometry.

Lekkoatletyczna liga mistrzów

Diamentowa Liga to najbardziej prestiżowy cykl mityngów na świecie. Składa się na niego 12 zawodów i dwie imprezy rangi mistrzowskiej w Europie, Ameryce Północnej, Azji i Afryce.

Elitarne, bo idą za nimi największe pieniądze. Dziesięć tysięcy dolarów jednorazowo dla zwycięzcy zawodów kwalifikacyjnych oraz diament i 50 tysięcy dolarów do kieszeni lidera w całym cyklu. To magnes dla wybitnych zawodników. I kibiców. IAFF po zeszłorocznej edycji pochwaliła się oglądalnością na poziomie 282 milionów widzów ze 161 krajów.

W finale ubiegłorocznej edycji było 12 reprezentantów Polski. Pięciu z nich skończyło rywalizację na podium i znacznie powiększyło budżet. Drudzy Piotr Lisek i Paweł Wojciechowski (skok o tyczce) oraz Marcin Lewandowski (bieg na 800 m) skasowali za sam finał po 20 tysięcy dolarów. Z kolei trzeci Adam Kszczot (bieg na 800 m) i Piotr Małachowski (rzut dyskiem) pobrali jednorazowo 10 tysięcy.

"Nie jest łatwo"

- Od samej myśli do realizacji długa droga. Są kandydaci, którzy mogą wypaść, ale są chętni na ich miejsce. Niestety, nie możemy się porównywać z Berlinem [organizatorem ostatnich ME - red.] - tonuje nastroje Tomasz Majewski, wiceprezes Polskiego Związku Lekkiej Atletyki (PZLA). Stadion Śląski, który sprawdził się na memoriale Skolimowskiej musi jeszcze poczekać...

Dwukrotny złoty medalista igrzysk olimpijskich każe uzbroić się w cierpliwość. - Musimy powoli wspinać się po szczeblach. Pokazywać wysoki poziom, kibiców i budżet. Nie oszukujmy się, żeby zorganizować jeden taki mityng, trzeba mieć dużo większe pieniądze [niż na memoriał - przyp. red.] Ale poziom oczywiście reprezentujemy odpowiedni - przyznał wiceprezes PZLA.

Tomasz Majewski powiedział jednak, że w staraniach o organizację prestiżowych zawodów może pomóc fenomen ostatniego memoriału Skolimowskiej i kolejne sukcesy Biało-Czerwonych.

Niezaspokojone apetyty

Sukcesy polskich lekkoatletów napędzają zainteresowanie kibiców. Tuż po udanych ME (Polska była 2. w klasyfikacji medalowej - zdobyliśmy 12 krążków) najlepsi zawodnicy ruszyli na memoriał Kamili Skolimowskiej w Chorzowie. Znane nazwiska przyciągnęły na Stadion Śląski ponad 40 tysięcy widzów. - Stać was na to! W takich miejscach bije się rekordy. Uwielbiam Polskę. Ludzie na trybunach są świetni, chcę więc wrócić za rok - przyznała w rozmowie z nami Caster Semenya, jedna z gwiazd memoriału.

Wtórował jej Ronnie Baker, który w Chorzowie uzyskał najlepszy czas na 100 metrów w tym roku (9.87 sec). - Bieżnia, kibice, pogoda, niesamowita przestrzeń... Wszystko było fantastyczne. Rozmach zawodów można porównać do czołowych mityngów. To jeden z najlepszych obiektów, na jakich byłem. Godny nie tylko Diamentowej Ligi, co przede wszystkim mistrzostw świata. Taka impreza powinna się tu odbyć - mówił Amerykanin.

ZOBACZ WIDEO Trudne dzieciństwo Sofii Ennaoui. "Samotna matka z dwójką dzieci nie ma łatwo"

Komentarze (2)
avatar
Klemek
28.08.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Porównanie Slaskiego do stadionu w Berlinie to żart. Pchnięcie kulą było rozgrywane po za stadionem i wyglądało to żałośnie.