Renaud Lavillenie pod wrażeniem Polaków. "Piotr Lisek osiągnął coś imponującego"

- Piotr Lisek osiągnął imponującą powtarzalność. To najlepsza droga do regularnego skakania sześciu metrów. Stać go na to - mówi nam rekordzista świata w skoku o tyczce Renaud Lavillenie.

Kamil Kołsut
Kamil Kołsut
Renaud Lavillenie Getty Images / Matthias Hangst / Na zdjęciu: Renaud Lavillenie
Kamil Kołsut (WP SportoweFakty): Za nami jeden z najlepszych sezonów w historii męskiej tyczki. Jest pan zaskoczony?

Renaud Lavillenie: Nie, nie jestem zaskoczony. Myślę po prostu, że to bardzo interesujące. Za nami najlepszy sezon od wielu lat. Sytuacja w skoku o tyczce przypomina trochę tą z rzutu oszczepem, gdzie kilku zawodników jest w stanie pokonać granicę dziewięćdziesiątego metra. U nas jest paru gości zdolnych do skakania powyżej sześciu metrów.

Z czego to się wzięło?

Pojawiło się kilku młodych zawodników, którzy doskonale wiedzą, co robić, aby wskoczyć na najwyższy poziom. Armand Duplantis czy Timur Morgunov byli świetnie przygotowani. Możemy się tylko z tego cieszyć, bo dzięki takim postaciom rośnie zainteresowanie naszą konkurencją. Nie jest jednak powiedziane, że taki poziom konkursów będziemy mieli co roku.

Paweł Wojciechowski i Piotr Lisek od lat walczą o medale wielkich imprez. Który z nich jest bliżej tego, by regularnie skakać na stadionie powyżej sześciu metrów?

Piotr dokonał tego już dwa lata temu pod dachem. A dla nas tak naprawdę nie ma znaczenia, czy bije się rekordy w hali, czy na stadionie. To, co robi, jest bardzo ciekawe, bo osiągnął imponującą powtarzalność. Jest ustabilizowany na naprawdę wysokim poziomie. To moim zdaniem najlepsza droga do skakania sześciu metrów. Stać go na to.

Na mistrzostwach świata żaden z Polaków nie doleciał do medalu. Poziom był kosmiczny.

Przed konkursem myśleliśmy, że wystarczy w pierwszej próbie skoczyć 5,90 metra i to będzie to. Konkurs był jednak szalony. W pewnym momencie naprawdę nie wiedziałem, co będzie dalej i jak wysoko się to zakończy.

Duplantisa - mistrza Europy - zna pan od dawna. Podobno kilka lat temu nagrywał pan jego 4-metrowe skoki.

Tak, to prawda. Oglądałem go już w 2013 roku. Nie miałem jeszcze wówczas pojęcia, że może tak daleko zajść. Podczas jednych zawodów nagrywałem jego skoki, do dziś mam to wideo na telefonie. Pokazywałem je ostatnio podczas naszego wspólnego wywiadu. Traktuję go jak młodszego brata, przyjaźnimy się. Podczas zawodów w Berlinie było widać, jak dużo jest między nami dobrych emocji.

W żadnej konkurencji nie ma między zawodnikami takiej przyjaźni, jak wśród tyczkarzy.

I trzeba się tym cieszyć. Fajnie, kiedy masz wokół siebie tylu przyjaciół. Są wśród nich oczywiście Lisek i Wojciechowski. To wspaniali rywale. Cieszę się, że obecnie jest w skoku o tyczce tylu mocnych zawodników, którzy dobrze spędzają ze sobą czas zarówno podczas zawodów, jak i poza nimi. Mam nadzieję, że w przyszłym roku także wszyscy będziemy się dobrze bawić.

Dla pana ten sezon był naznaczony walką z kontuzjami.

Miałem problemy ze zdrowiem, uraz męczył mnie od maja. Zawody w Berlinie przekonały mnie jednak, że nawet w takiej sytuacji wciąż jestem w stanie rywalizować na dobrym poziomie. Teraz czas na odpoczynek, regenerację. Wszystko po to, aby wrócić mocniejszym i podjąć walkę z młodymi.

W ilu zawodach wziął pan udział?

Dwudziestu sześciu, licząc halę i stadion.

Do Liska panu daleko.

Dokładnie! Śmiałem się z niego, kiedy mi powiedział, że skakał blisko 40 razy. Cóż, każdy ma swoją filozofię dochodzenia do dobrych wyników. On postawił na metodę startową i widać, że mu służy.

Autor na Twitterze:

ZOBACZ WIDEO: Konrad Bukowiecki o aferze dopingowej: To był szok! Nie puszczę tego płazem
Czy Piotr Lisek w przyszłym sezonie skoczy powyżej sześciu metrów?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×