Kamil Kołsut z Glasgow
W finale otoczyły ją multimedalistki wielkich imprez: Dafne Schippers, Asha Philips i Mujinga Kambundji. 21-latka poszła jednak jak rakieta, pierwsza minęła kreskę, uderzyła w materac. Skryła w dłoniach twarz, kucnęła, osunęła się na ziemię. Łapała oddech, szukała kontaktu z rzeczywistością.
Myślała, że dobiegła do mety jako druga albo trzecia. Jej wątpliwości rozwiał spiker. Wykrzyczał: "Ewa Swoboda".
To było jak uderzenie w dzwon, cios euforii. Polka zaczęła machać dłońmi, zadrżał jej podbródek, z oczu strzeliły łzy. Wstała, przyjęła gratulacje od rywalek. Kiedy spiker poprosił ją o krótki komentarz, wykrztusiła tylko, że jest bardzo szczęśliwa. Dorzuciła kilka razy "Tak, tak". Emocje nie pozwoliły na więcej.
Polish dynamo Ewa Swoboda powered to the European indoor 60m title in 7.09, one of two gold medals for Poland on the second day of #Glasgow2019! pic.twitter.com/8ULUeteBhi
— European Athletics (@EuroAthletics) 2 marca 2019
Najtrudniejszy rok
Rok temu na halowych MŚ w Birmingham Swoboda załamywała ręce. Odpadła w półfinale z przeciętnym czasem (7.25), mówiła: "chce być wreszcie mistrzem zawodów, nie treningów". Kilka miesięcy później, po kiepskim starcie na Pucharze Świata w Londynie, wybuchnęła płaczem przed kamerą Telewizji Polskiej.
ZOBACZ WIDEO: HME Glasgow 2019. Ewa Swoboda nie była świadoma swojego wielkiego sukcesu. "Myślałam, że jestem 2. albo 3."
Kiedy ME w Berlinie zakończyła w półfinale, wypaliła: - Zobaczymy, jak będzie w sezonie halowym, czy on w ogóle będzie. Mam inne plany. Bieganie to jednak coś, co daje mi radość i nie wiem, czy tak łatwo będzie mi się z tym pożegnać. Pożyjemy, zobaczymy. Właściwie co innego mogę robić, jak nie biegać?
Miała powody do frustracji, przecież dwa lata wcześniej zachwycała świat. Biła juniorskie rekordy Polski, zdobywała medale wielkich imprez, dobiegała do półfinału igrzysk olimpijskich. Aż dopadł ją kryzys. Musiała emocjonalnie dojrzeć, pewnie też się wyszumieć. Opowiadała dziennikarzom, że "trochę jej przybyło", przygotowania do sezonu opóźniła przez wakacje.
Przejmowała się światem, komentarze w internecie dotykały ją do żywego. - Brałam do siebie wszystko. Nawet jak ktoś napisał, że jestem "wieśniackim, wydziaranym pasztetem". Teraz wiem, że muszę zająć się sobą i nie patrzeć wokół. Nauczyłam się mieć to gdzieś - wyjaśnia. - To był rok pełen wyrzeczeń, ciężkiej pracy i malutkich zmian. Poukładałam sobie pewne rzeczy w głowie. To najważniejsze.
"Wróciłam, elo!"
Do Glasgow dotarła jako współliderka europejskich tabel, tak szybko w tym roku na Starym Kontynencie biegała tylko Kambundji. - Pierwszy raz byłam w roli faworytki i utrzymałam to, do samego końca. Dałam radę - mówi. - Ten wynik pokazał mi, że mogę świetnie biegać zarówno na treningach, jak i na zawodach.
Swoboda od mistrzostw Europy w Berlinie przegrała tylko raz. Była pierwsze na Memoriale Kamili Skolimowskiej, gdzie osiągnęła na 100 m najlepszy czas od igrzysk olimpijskich w Rio. Pod dachem wygrała 14 z 15 biegów, setnej sekundy zabrakło jej do wyrównania własnego rekordu Polski (7.07). Po mityngu w Karlsruhe (7.08) napisała na Instagramie: "Wróciłam, elo!".
Dziś 19 najlepszych wyników w historii polskiego biegu na 60 m kobiet należy do niej. Złoto zdobyła dokładnie pół wieku po tym, jak na HME w Belgradzie mistrzynią Europy w krótkim sprincie (50 m) została Irena Szewińska.
Na ceremonii medalowej była spokojna. Cieszyła się bardziej w sobie, jak nie ona. Na pytania odpowiadała spokojnie, rzeczowo, z uśmiechem. Przyznała, że o ile po zdobyciu medalu zasnęła jak dzidziuś, to już kolejnego dnia nie umiała się obudzić. Medal zadedykowała rodzicom i najbliższym. - Oni wiedzą, o kogo chodzi - zakończyła.
Autor na Twitterze: